„Wieża. Jasny dzień” – horror. W jasny dzień
Tytuł: „Wieża. Jasny dzień”
Rok produkcji: 2017
Reżyseria: Jagoda Szelc
Obsada: Anna Krotoska, Małgorzata Szczerbowska, Laila Hennessy, Rafał Cieluch i inni
Horror nie zawsze odznacza się nadmierną przemocą, hektolitrami rozlanej krwi czy ekstremalnymi scenami pełnymi wyszukanego okrucieństwa. Największą grozę budzą zazwyczaj z pozoru niewinnie wyglądające sytuacje, a odpowiedzialna za nieszczęśliwy bieg zdarzeń filmowa kreatura wcale nie musi przypominać obrzydliwego monstrum czy seryjnego mordercy. Ludzkie wnętrze, często wypełnione niewytłumaczalnymi lękami, nieujarzmionymi kompleksami i różnego rodzaju schematami postępowania w danych okolicznościach, stanowi sedno bestialstwa. Debiutancki obraz Jagody Szelc „Wieża. Jasny dzień” pokazuje, że przejście od szeptu w szept jest jedynym racjonalnym komentarzem na temat otaczającego nas świata, a antonimiczny do całej sytuacji krzyk nie ma prawa bytu.
„Wieża. Jasny dzień” – zarys fabuły
Mula i Michał są szczęśliwym małżeństwem przygotowującym swoją przybraną córkę Ninę do uroczystości przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej. Pewnego dnia w ich domu pojawia się dawno niewidziana, młodsza siostra kobiety Kaja, która jest biologiczną matką dziewczynki. Nowo przybyły gość jawi się w oczach rodziny jako ktoś oderwany od rzeczywistości, żyjący własnym, trudnym do jednoznacznego określenia rytmem. Mula i Michał nie znają prawdziwych motywacji Kai, a dodatkowy niepokój wzbudza w nich seria niewytłumaczalnych incydentów.
„Maszynka do uwalniania widzów od łatwych interpretacji”
„Wieża. Jasny dzień” jest obrazem bardzo nieoczywistym, co stanowi jego główny atut. Jagoda Szelc nie próbuje nikomu się przypodobać, w zdecydowany i przemyślany sposób dzieli interpretacje, by na samym końcu mnożyć wątpliwości. Ta matematyczna przeciwstawność powoduje, że od pierwszych do ostatnich minut jesteśmy całkowicie zaabsorbowani losami bohaterów, zwłaszcza relacją na płaszczyźnie siostrzanej. W tym niepokojącym filmie otrzymamy więcej informacji dzięki pękającej szklance, „szepczącemu” kominowi, tańczącym w agresywnym wietrze gałęziom drzew czy epatującemu nieznośną szarzyzną odbiornikowi telewizyjnemu niż za pośrednictwem werbalnych komunikatów każdej z postaci. W debiucie Jagody Szelc pada bardzo wiele zdań, ale to między wierszami kryje się cała tajemnica. Wiele sekretów można wyłuskać także za pośrednictwem nic nieznaczących gestów, które po głębszej analizie mogą okazać się kluczem otwierającym drzwi do każdej zagadki.
„Wieża. Jasny dzień”. Podobne produkcje
Fabularny debiut Jagody Szelc jest dziełem w pełni autonomicznym, o czym świadczy chociażby odważne skonfrontowanie kościelnych tradycji z faktycznym podejściem rodziny do spraw duchowych. Mula i Michał nie sprawiają wrażenia osób gorliwie uczestniczących w nabożeństwach, a mimo to czują się w obowiązku, aby ich przybrana córka „zaliczyła” każdy etap katolickich obrzędów. Rodzina stała się więźniem konwenansów, a milcząca Kaja, stojąca w wyraźnej opozycji do reszty, próbuje wyjść poza ramy tego złudnego szczęścia i szuka wybawienia w siłach natury.
„Wieża. Jasny dzień”, pomimo swojej oryginalności, wydaje się młodszą siostrą „Milczenia” Ingmara Bergmana, „Pikniku pod Wiszącą Skałą” Petera Weira czy „Wrzasku” Jerzego Skolimowskiego. Wszystkie te obrazy umiejętnie manipulują nastrojem widza, a dzięki swojej mistyczności nie pozwalają na swobodne doczekanie do końca seansu. Jagoda Szelc, podobnie jak Ingmar Bergman, konfrontuje ze sobą dwie siostry, z których Mula bardzo wyraźnie dominuje nad Kają, ale czy aby na pewno przewaga tej starszej daje jej jakiekolwiek poczucie zwycięstwa?
Pod kątem filmowego otoczenia reżyserce bardzo blisko do głośnego obrazu Petera Weira „Piknik pod Wiszącą Skałą”. W obu produkcjach siły natury i najbliższe środowisko biorą we władanie nieświadomą niczego jednostkę. Rozpatrując „Wieżę. Jasny dzień” na płaszczyźnie postaci, można zauważyć gołym okiem podobieństwo Kai do głównego bohatera „Wrzasku”, Charlesa Crossleya – tajemniczego nieznajomego, dysponującego pewnymi nadnaturalnymi zdolnościami, którego obecność wprowadza niepokój w życie statecznego małżeństwa. Zasadnicza różnica polega na tym, że indywiduum z filmu Jerzego Skolimowskiego nie ukrywa swojej dominacji nad młodą parą, natomiast biologiczna matka Niny, duchowo obcująca z naturą, zachowuje całkowity spokój.
Nie można całkowicie stwierdzić, czy reżyserka, aby na pewno puszcza oko w stronę wyżej wspomnianych dzieł, a jeśli już przymyka jedną z powiek w zalotnym geście uwielbienia, chociażby dla innych obrazów, robi to w przeciwsłonecznych okularach, bo ma na tyle dopracowany styl, że ciężko doszukać się u niej jakichś konkretnych inspiracji.
„Wieża. Jasny dzień” – porywający debiut Jagody Szelc
„Wieża. Jasny dzień” została nagrodzona Złotym Lwem na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w kategoriach najlepszy debiut reżyserski i najlepszy scenariusz. Ponadto Jagoda Szelc otrzymała nominację do Orła w kategorii odkrycie roku za reżyserię. Cztery lata temu, w jednym z wywiadów, autorka stwierdziła, że żyjemy w czasach głębokiego kryzysu. Jej fabularny debiut nie porusza tylko i wyłącznie problemów rodzinnych, ale zwraca także wyraźną uwagę na kryzys migracyjny i ryzyko związane z wpływem człowieka na zmianę klimatu. To protest song, w którym niełatwe do zinterpretowania zwrotki przerywane są co jakiś czas w pełni czytelnym refrenem.
Swoim reżyserskim debiutem Jagoda Szelc udowodniła, że można robić wyrafinowane stylistycznie kino bez konieczności uciekania się do sprawdzonych i bezpiecznych rozwiązań. „Wieża. Jasny dzień”, dzięki swojej wieloznaczności i ukrytym przekazom, jest filmem wielokrotnego użytku. Każdy kolejny seans pozwoli na odkrycie nowych szlaków interpretacyjnych, a finałowa scena, poprzedzona złowieszczą kombinacją dramatu i ludzkiego horroru, pozostanie uniwersalnym komentarzem na temat kondycji współczesnego świata.
Bibliografia:
„Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Wieża. Jasny dzień”, sfp (dostęp: 17.01. 2022).