„Beat Girl” – nie wypaść z bitu
Tytuł: „Beat Girl”
Rok produkcji: 1960
Reżyseria: Edmond T. Gréville
Obsada: Gillian Hills, David Farrar, Noëlle Adam, Christopher Lee, Shirley Anne Field, Adam Faith, Oliver Reed i inni
Kino zawsze zwracało uwagę na gwałtowne zmiany zachodzące w systemach społecznych, obowiązujących w danym kraju. Jedni nazywali to chwilową modą, która niebawem miała przeminąć, a drudzy, z uwagi na swój młody wiek i podatność na wpływy lokalnych liderów – rewolucją. Jednostki niedoświadczone życiowo poszukiwały czegoś, co byłoby tylko i wyłącznie wytworem ich własnej, nieprzymuszonej działalności, a ingerencja ze strony rodziców lub opiekunów – wymierzona w wartości wyznawane przez nastolatków – przysparzała problemów zarówno starszym generacjom, jak i nowemu pokoleniu buntowników.
Konsekwencją tych przeobrażeń okazało się powstanie subkultur, czyli kilkuosobowych grup młodzieżowych, częściowo autonomicznych względem kultury dominującej, jednakże nigdy niezrywających definitywnie związków z tą kulturą. Film „Beat Girl”, w reżyserii Edmonda T. Gréville’a, skupia się na zbiorowości bitników, czyli podmiotów lansujących koncepcję rebelianckiego indywidualizmu, oficjalnego sprzeciwu i swobody twórczej, często utożsamianych z przegraniem i zmęczeniem.
„Beat Girl” – zarys fabuły
Jennifer Linden to urocza szesnastolatka z majętnego domu, spędzająca większość wolnego czasu w londyńskim klubie – „The Off Beat”. Dziewczyna oczekuje na przyjazd ukochanego ojca – Paula, z zawodu architekta, którego nie widziała od trzech miesięcy. Kiedy długo nieobecny mężczyzna pojawia się w domu w towarzystwie świeżo poślubionej, młodej kobiety, Jenny reaguje dezaprobatą. Nichole, bo tak na imię uroczej małżonce, jest niezwykle atrakcyjna i obyta w towarzystwie, a niewielka różnica wieku między nią a córką Paula wzbudza w tej drugiej jeszcze większą niechęć.
Podczas jednego ze spędów w „The Off Beat” dochodzi do przypadkowego spotkania znanej striptizerki – Grety – pracującej w lokalu dla mężczyzn naprzeciwko klubu młodzieżowego – z macochą Jennifer. Dziewczyna szybko odkrywa niechlubną przeszłość nowej ukochanej ojca i postanawia wykorzystać ten fakt w celu wykurzenia niechcianej kobiety z domu rodzinnego. Nichole – paryżanka o nieskazitelnych manierach, okazuje się na tyle wyrozumiała, że próbuje dojść do porozumienia ze swoja zbuntowaną pasierbicą, jednak im bardziej się stara, tym sroższe konsekwencje spotykają ją z tego tytułu.
„Beat Girl” – pokolenie beat generation
„Beat Girl”, w reżyserii Edmonda T. Gréville’a, mimo że skupia się głównie na konflikcie pomiędzy dojrzałą i elokwentną Nichole a niedoświadczoną i zbuntowaną Jennifer, poświęca dużo miejsca pokoleniu beat generation, które narodziło się w latach 50. XX wieku, w artystycznej dzielnicy Nowego Jorku – Village. Głównymi przedstawicielami tego nurtu byli pisarze: William Burroughs, Jack Kerouac i Allen Ginsberg. Odrzucali oni wszelkie dobra materialne na rzecz prawdziwego sensu życia, objawiającego się za pośrednictwem podróży, narkotyków, poezji, rozmów o filozofii i afroamerykańskim jazzie, a ich wygląd zewnętrzny – choć na swój sposób elegancki – w początkowym okresie istnienia uchodził za niechlujny i stanowił zdecydowaną kontrę do ówcześnie panującej mody i obowiązujących trendów.
Garderoba ograniczała się głównie do pogniecionych koszul, rozwleczonych swetrów, skórzanych kurtek, gdzie dominującym kolorem była czerń, a przeciwsłoneczne okulary i specyficzne berety służące za nakrycie głowy tylko dopełniały dzieła. Jennifer Linden może i nie spełnia w stu procentach standardów konfekcyjnych swojej subkultury, ponieważ jej kardigany i eleganckie bluzki odznaczają się zdecydowanie cieplejszymi barwami, to pod kątem osobowości – zbuntowanej, wyszydzającej materializm i nienaturalność codziennego życia – wzbudza podziw w swojej grupie rówieśniczej.
„Beat Girl” – Gillian Hills – odtwórczyni roli tytułowej
Tytułową rolę powierzono debiutującej aktorce i piosenkarce – Gillian Hills, której występ w „Beat Girl” okazał się jedynym godnym odnotowania, bo choć zagrała później w „Powiększeniu” Michelangela Antonioniego i „Mechanicznej pomarańczy” Stanley’a Kubricka, nie pozwoliło to młodej damie na poszerzenie filmowych horyzontów. Odkrywcą jej talentu okazał się słynny francuski twórca – Roger Vadim, a że dziewczyna do złudzenia przypominała rozchwytywaną piękność – Brigitte Bardot, artysta znad Sekwany obsadził ją w swojej wersji „Niebezpiecznych związków”, opartych na powieści Pierre’a Choderlosa de Laclosa.
W omawianej produkcji Gillian Hills towarzyszą równie wyborne osobowości filmowe, jak chociażby David Farrar, znany z obrazu „Czarny narcyz”, w reżyserii słynnego duetu Michael Powell i Emeric Pressburger czy Christopher Lee – etatowy aktor brytyjskiej wytwórni Hammer Film Productions, którego kreacja hrabiego Draculi uchodzi do dziś za kultową. Damską część obsady zasiliły: Noëlle Adam – wcielająca się w postać uroczej macochy, pragnącej dla Jennifer jak najlepiej oraz zmysłowa Shirley Anne Field, którą mogliśmy podziwiać między innymi w „Podglądaczu” niedawno wspomnianego Michaela Powella, „Music-Hall” Tony’ego Richardsona, gdzie partnerowała Laurence’owi Olivierowi czy „Alfiem” Lewisa Gilberta, z Michaelem Caine’em w roli tytułowej.
„Beat Girl” – muzyka Johna Barry’ego
Brytyjski kompozytor – John Barry, kojarzony jest głównie z motywem przewodnim do serii filmów o Jamesie Bondzie, jednak zanim świat usłyszał tę słynną sentencję w początkowych sekwencjach filmu „Dr. No”, w reżyserii Terence’a Younga, muzyk dwa lata wcześniej debiutował partyturą do omawianej produkcji – „Beat Girl”. W czołówce do obrazu Edmonda T. Gréville’a widzimy grupę rozwydrzonych licealistów, tańczących wyzywająco w podziemiach klubu „The Off Beat”. Na napisach początkowych, przy adnotacji dotyczącej autora muzyki – poza nazwiskiem kompozytora – widnieje tajemniczy zapis „The John Barry Seven”. Brytyjczyk uformował ten zespół na długo przed premierą omawianego dzieła, bo już w 1957 roku, a przyczyną takiego stanu rzeczy okazał się niedawny konflikt między liderem wspomnianej grupy a instrumentalistami big-bandu, dla których wcześniej aranżował utwory.
The John Barry Seven to siedmioosobowy skład muzyków pod wodzą Johna Barry’ego, w którym dominowały instrumenty dęte, a partie gitary – podrasowane wówczas mało popularnym efektem „echo”, które rok później ulepszył lider The Shadows – Hank Marvin – oddawały nastrój psychodelicznego szaleństwa. Ścieżka dźwiękowa do „Beat Girl” jest pełna oryginalnych, dynamicznych zwrotów, a trzy piosenki – choć utrzymane w klimacie nagrań Elvisa Presley’a i nieco odstające od większości utworów zawartych na albumie – nie burzą wcale aury całości materiału.
Muzyka zawarta w filmie Edmonda T. Gréville’a poraża przebojowością i jest obecna w prawie każdej scenie, nawet w chwilach, gdy nie wymaga tego sytuacja fabularna, jak chociażby podczas rozmowy Jennifer z rozzłoszczonym ojcem, przyłapującym córkę na zbyt późnym powrocie do domu czy dyskusji z żoną – Nichole, na temat problemów wychowawczych dotyczących zbuntowanej szesnastolatki.
„Beat Girl” – klub „Les Girls”
Klub „Les Girls” to popularny londyński lokal ze striptizem, usytuowany naprzeciwko miejsca spotkań Jennifer i jej najbliższych przyjaciół – „The Off Beat”, którym zarządza chłodny i cyniczny Kenny King. To w tym punkcie męska część widowni może podziwiać najwyższej klasy taniec erotyczny, a zatrudnione tam dziewczyny – piękne, zgrabne, wysportowane – są na tyle zjawiskowe, że ciężko oderwać od nich wzrok. Kiedy zdesperowana Jennifer żądna informacji na temat swojej macochy, przekroczy progi lokalu, doceni zarówno jakość widowiska, jak i niebanalną urodę zatrudnionych showgirls.
Sceny tańca są jednymi z najciekawszych, biorąc pod uwagę całość „Beat Girl”, a to wszystko dzięki postaci Pascaline – prawdziwej tancerki egzotycznej, zatrudnionej na potrzeby omawianej produkcji, pracującej w tamtym okresie w paryskim klubie „Crazy Horse Saloon” – której zmysłowe ruchy i pierwszorzędny wygląd powodują ciarki na skórze. „Les Girls” nie zachowałoby fabularnego splendoru, gdyby nie brytyjski aktor – Christopher Lee, wcielający się w rolę Kenny’ego Kinga – mężczyzny co prawda wyrachowanego, ale mającego zmysł do utalentowanych kobiet i szanującego ich umiejętności sceniczne.
„Beat Girl” – Truman Capote o nurcie beat generation
„Beat Girl”, w reżyserii francuskiego twórcy – Edmonda T. Gréville’a, to obraz zapomniany przez zdecydowaną większość kinomanów, jednak w pewnych środowiskach nadal cieszący się kultem, a to wszystko za sprawą skategoryzowania go jako exploitation movie, czyli niskobudżetowego filmu zrealizowanego przez pasjonata – amatora, gdzie prym wiodą seks, przemoc i tym podobne wynaturzenia. Łatka tego typu nie do końca jednak pokrywa się z tym, co widzimy na ekranie, reżyser starał się bowiem z jak największym pietyzmem oddać nastrój londyńskich klubów nocnych i subkultury bitników, a treści uchodzące za niemoralne ograniczył do absolutnego minimum.
Amerykański pisarz i scenarzysta – Truman Capote, uważał nurt beat generation i dzieła jego reprezentantów za pretensjonalne i bezwartościowe, a sentencja, jaką wygłosił na ich temat, mianowicie: „Żaden z tych ludzi nie ma nic ciekawego do powiedzenia i żaden z nich nie potrafi pisać. Nawet pan Kerouac. To nie pisanie. To stukanie w maszynę do pisania” – pokazuje jasno, że skoro literat takiej klasy ma tak negatywną opinię na temat wspomnianego ruchu, to spore grono jemu podobnych może myśleć w taki sam sposób.
„Beat Girl” to nie tylko niezobowiązujący obraz dla tych, którzy w kinie lubią dobrą muzykę, pewnych siebie bohaterów i piękne kobiety, ale przede wszystkim manifest młodych ludzi żyjących na przełomie lat 50. i 60. XX wieku, nierozumianych przez rodzinę i społeczeństwo, gdzie subkultura i związane z nią rytuały są na tyle ważne, że można poświęcić dla nich wszystko, nawet życie. Jennifer, zapytana przez przyjaciółkę swojego ojca, na balu z okazji świętowania jego sukcesu zawodowego, czy lubi muzykę, z dumą odpowiada: „Jeśli jest jak beat”. W tonie dziewczyny słychać bezwarunkowe oddanie nie tylko grupie, lecz idei ruchu, w którym uczestniczy i można odnieść wrażenie, że ofiarowałaby to, co najcenniejsze, aby nadal w nim trwać.