„Kolekcjoner” – motyl i skafander

Kolekcjoner

 

Tytuł: „Kolekcjoner”

Tytuł oryginalny: „The Collector”

Rok produkcji: 1965

Reżyseria: William Wyler

Obsada: Terence Stamp, Samantha Eggar, Mona Washbourne, Maurice Dallimore i inni

 

 

Motyl to piękne, lecz niezwykle kruche stworzenie, zwłaszcza w ludzkich rękach. Symbolizuje nie tylko rozkwit i przemianę, ale przede wszystkim fortunę i wolność. Proces reinkarnacji z gąsienicy w pełną formę tego estetycznego, wielobarwnego, skrzydlatego stworzenia jest niczym dążenie do doskonałości – na początku drogi żywa istota nie wydaje się atrakcyjna, jednakże z czasem, kiedy zaliczy już każdy etap rozwojowy i żadne czynniki zewnętrzne nie naruszą jej autonomii, ma wówczas szansę osiągnąć perfekcyjny wizerunek. Niestety, środowisko bywa niezwykle bezwzględne, jeśli chodzi o traktowanie organizmów idealnych zarówno pod kątem estetycznym, jak i witalnym.

Może to zazdrość ze strony natury, że w dość brutalny i niesprawiedliwy sposób obchodzi się z czymś tak pięknym i unikalnym, a może to wina tych doskonałych bytów niepotrafiących przystosować się do (często) niekomfortowych warunków? Główna bohaterka filmu, opartego na książce wybitnego angielskiego pisarza – Johna Fowlesa, jest właśnie kimś na wzór motyla, który musi zasymilować się z nowym, bardzo wrogim otoczeniem, natomiast egzystujący w samotności porywacz, parający się entomologią, robi wszystko, by odebrać jej jedną z najważniejszych wartości, czyli wolność.

„Kolekcjoner” – zarys fabuły

Młody, zakompleksiony urzędnik – Fryderyk Clegg, wygrywa ponad siedemdziesiąt tysięcy funtów na zakładach bukmacherskich. Część nagrody przeznacza na kupno olbrzymiego, zabytkowego domu mieszczącego się daleko poza miastem. Wybór obiektu oraz miejsce jego położenia nie są przypadkowe. Mężczyzna jest bowiem do szaleństwa zakochany w pięknej dwudziestoletniej studentce akademii sztuk pięknych – Mirandzie Grey, którą obserwuje od dwóch lat. Zna każdy jej ruch, zwyczaje i przyjaciół, jakimi się otacza. Pewnego dnia porywa ją i przywozi do swojej ogromnej posiadłości. Dziewczyna zostaje uwięziona w piwnicy, gdzie ma zapewnione wszystko: piękne sukienki, najlepsze jedzenie, ekskluzywne książki o sztuce, najwyższej jakości akcesoria plastyczne.

Kolekcjoner 1965 recenzja

Na początku Miranda jest przekonana, że tajemniczy nieznajomy uprowadził ją dla okupu i zamierza zgwałcić. Nic podobnego. Clegg to dobrze wychowany młodzieniec i choć nie ma odpowiedniego wykształcenia, jak również manier cechujących klasę wyższą, traktuje dziewczynę z należytym szacunkiem, spełniając każdą jej zachciankę. Jego pasją jest entomologia, zaś imponująca kolekcja motyli, znajdująca się w specjalnie do tego zaaranżowanym pokoju, potwierdza wysokie kwalifikacje porywacza w tej dziedzinie. Chłopak negocjuje z pięknym gościem pewien warunek, mianowicie daje dziewczynie cztery tygodnie na zakochanie się w nim. Po tym czasie – bez względu na decyzję – uwolni ją. Od tej pory rozpoczyna się nie tyle dramatyczna walka o przetrwanie, obfitująca w kilka prób ucieczki, co osobowościowy pojedynek, w którym różnica klas, inne sposoby wychowania oraz dostęp (bądź też jego brak) do wszelkich dóbr okażą się fundamentalnym dylematem. Czy piękna Miranda zakocha się w swoim łowcy, czy może nie poczuje zupełnie nic, by – niczym bezbronny motyl świadomy zagrożenia – rozwinąć skrzydła i ulecieć z rąk Fryderyka?

„Kolekcjoner” – film Williama Wylera jako starcie dwóch przeciwstawnych sił

Wybitny amerykański reżyser – William Wyler, miał już wyrobioną markę uznanego twórcy, kiedy realizował „Kolekcjonera”. Jego osoba to bardzo nietypowy przypadek w historii kina, gdyż potrafił nakręcić zarówno wielkie widowisko, jakim bez wątpienia jest „Ben-Hur” (1959) z posągowym Charltonem Hestonem w roli tytułowej, jak i kameralne, kontrowersyjne dramaty pokroju „Niewiniątek” (1962) czy też niezobowiązujące, nastawione na rozrywkę komedie typu „Jak ukraść milion dolarów” (1966). Omawiany tutaj „Kolekcjoner” to jeszcze inny rodzaj filmu. Reżyser zamknął bowiem tylko dwoje odtwórców ról na niewielkiej przestrzeni, a pamiętać należy, że przez większość swojej imponującej kariery dyrygował ogromną liczbą aktorów na planie. Bliżej mu w tym wypadku do stylu Romana Polańskiego niż specyfiki, do jakiej przyzwyczaił widzów wcześniej.

To, co szczególnie uderza w „Kolekcjonerze”, nie wychodzi na plan pierwszy od razu. Na początku widz odnosi wrażenie, że ogląda typową historię, gdzie uprowadzona podejmuje przeróżne próby ucieczki, by wreszcie skutecznie się uwolnić. Zarówno książka Johna Fowlesa, na podstawie której powstał obraz, jak i omawiany film wychodzą daleko poza tę sferę. Opowieść o Fryderyku i Mirandzie ma bowiem podłoże psychologiczne, natomiast kwestia samego porwania, a następnie uciekania jest tutaj drugorzędna. Clegg, jak wspomniałem na początku, to zakompleksiony reprezentant klasy robotniczej. Jego rodzice zginęli w wypadku, kiedy był mały, zaś opiekująca się nim później ciocia Annie nie spełniła roli idealnego rodzica zastępczego. Ponadto chłopak cierpiał z powodu szykan ze strony kolegów z pracy. Wiódł przygnębiającą, samotną egzystencję, a jedynym ratunkiem zapewniającym mu pozorne szczęście, były motyle, które chwytał w swoje sieci.

Kolekcjoner film William Wyler

Kiedy wygrał niewielką fortunę, mógł zapewnić sobie nieco więcej szyku, a co za tym idzie, mieć możliwość schwytania bardziej nieosiągalnego „okazu”. Nieosiągalnego do tego stopnia, że gdyby go nie uprowadził, na pewno nie miałby szans na randkę przy normalnym nawiązaniu znajomości. Zostałby odrzucony zarówno z powodu swojego nieatrakcyjnego wyglądu, jak i pochodzenia z nizin oraz braku odpowiedniego wykształcenia. Zdaniem Mirandy, jak napisał John Fowles:

„Ma sześć stóp wzrostu. Osiem czy dziewięć cali wyższy ode mnie. Jest chudy, więc robi wrażenie wyższego niż w rzeczywistości. Niezdarny. Ręce zbyt duże, nieprzyjemnie białoróżowe kiełbaski. Niemęskie. Jabłko Adama zbyt duże, zbyt duże nadgarstki, o wiele za duża broda, dolna warga przygryziona, zaczerwienione nozdrza. Gruczołowaty. Mówi takim pośrednim głosem półinteligenta, który udaje wykształconego. I ten głos ciągle go zawodzi. Całą twarz ma zbyt wydłużoną. Ciemne włosy bez połysku. Układają się w sztywne fale. Zawsze na miejscu. Niezmiennie ubrany w sportową marynarkę i flanelowe spodnie, w krawacie szpilka. Nawet spinki do mankietów. Należy do typu określanego mianem „przyjemny młody człowiek”. Absolutnie bezpłciowy (tak wygląda). Staje zazwyczaj z rękami opuszczonymi lub założonymi z tyłu, jakby nie miał najmniejszego pojęcia, co z nimi zrobić. Oczekując z szacunkiem na moje rozkazy. Rybie oczy. Tylko obserwują. Pozbawione wyrazu” czy nieco krócej: „On jest samą brzydotą. Ale ludzkiej brzydoty nie da się stłuc”.

Te kompleksy narastały w nim przez lata, a kontakty z otoczeniem – czy to w pracy, czy poza środowiskiem zawodowym – sprowadzały się do kpin i robienia uwłaczających kawałów. Kiedy człowiek przez całe życie doświadcza upokorzeń, egzystuje samotnie, a jedynym światełkiem w tym ciemnym grobowcu są trudne do schwytania motyle, ciężko o nienabawienie się poczucia niższości.

Film Collector

Było o Bestii, więc teraz o Pięknej. Miranda Grey. Doskonałość pod każdym kątem. Jest młoda, urodziwa, utalentowana. Jej nienaganna powierzchowność idealnie koreluje z fachem, jaki w przyszłości przyniesie sławę i uznanie. Pochodzi z klasy średniej, choć pomimo faktu, iż ojciec to praktykujący lekarz, nie dysponują wielką fortuną. Jest bardzo lubiana w towarzystwie, zwłaszcza przez reprezentantów płci męskiej. Kocha dwa razy starszego od siebie malarza, którego określa skrótem G.T. Nienawidzi jedzenia mrożonek, odżywia się zdrowo, preferuje głównie świeże warzywa. Największą wagę przywiązuje do malarstwa zarówno na gruncie praktycznym, jak i teoretycznym. U mężczyzn nie imponuje jej wygląd, choć po tym, jak opisała swojego nieatrakcyjnego fizycznie admiratora, można odnieść inne wrażenie. Dziewczynę pociągają mężczyźni z pasjami, dobrze wychowani, obyci w świecie. Co prawda Fryderyk spełnia dwa z trzech warunków, jednakże jego brak wiedzy na gruncie wielu elementarnych tematów niewymagających specjalnego uczenia się, jak również deficyty pod kątem ogłady towarzyskiej sytuują go na samym dnie w katalogu Mirandy, zatytułowanym – załóżmy – „Mój ideał mężczyzny”.

Film „Kolekcjoner” – odtwórcy ról głównych

„Kolekcjoner” zawdzięcza swój sukces nie tylko świetnie zaadaptowanemu scenariuszowi pióra Johna Kohna i Stanley’a Manna czy też pewnej ręce reżysera – Williama Wylera, ale przede wszystkim obsadzie, choć w jednym wypadku można mieć pewne obiekcje. O ile bowiem wybór Samanthy Eggar na odtwórczynię roli Mirandy Grey wydaje się jak najbardziej trafny, gdyż zarówno uroda aktorki, jak i umiejętność zbudowania przez nią przerażenia idealnie odzwierciedlają książkową wersję uwięzionej bohaterki, o tyle wytypowanie Terence’a Stampa, by wykreował postać przerażającego, nieatrakcyjnego, acz jednocześnie zamkniętego w sobie i zakompleksionego młodego człowieka, wydaje się doprawdy zaskakujące. W okresie premiery „Kolekcjonera” brytyjski aktor był bowiem bożyszczem kobiet, a dowodem potwierdzającym taki stan rzeczy jest chociażby fakt, iż spotykał się wówczas z jedną z najbardziej rozpoznawalnych modelek na świecie – Jean Shrimpton (wiele źródeł podaje, że była nawet pierwszą w historii kobietą, którą określano mianem supermodelki).

Przed wejściem na plan filmu Wylera Stamp miał na koncie role przystojnych buntowników, natomiast po kreacji Fryderyka Clegga grywał głównie amantów, przyjemnych dla oka łotrów i różnej maści cynicznych przestępców. Wydawać by się mogło, że jako zaburzony admirator pięknej malarki nie spełni oczekiwań twórców. Nic bardziej mylnego. Aktor zilustrował Clegga doskonale, zaś elementy, które z początku mogłyby uchodzić za niepasujące do roli, czyli przyjemna aparycja, postawna sylwetka i dobrze skrojony garnitur, zostały przez Stampa tak przemodelowane, że trudno wyobrazić sobie innego aktora w tej „dusznej”, trzymającej w napięciu produkcji.

Collector 1965

Natomiast Samantha Eggar jako doskonała pod każdym względem kobieta, wykreowana metaforycznie jako nieosiągalny dla nikogo, unikalny motyl, doskonale uzupełnia swojego ekranowego partnera. Nadała ona Mirandzie Grey nie tyle wdzięk i przerażenie, co odpowiedni dramatyzm, nie ograniczając postaci uwięzionej artystki tylko i wyłącznie do wabika przykuwającego męskie spojrzenia. Brytyjska aktorka otrzymała za tę rolę jedyną w swoim dorobku nominację do Oskara oraz wyróżnienia w postaci Złotego Globu i Złotej Palmy na festiwalu w Cannes. Nigdy wcześniej ani później nie odniosła podobnego sukcesu artystycznego.

„Kolekcjoner” – film Williama Wylera a książka Johna Fowlesa

„Kolekcjonera” oparto na debiutanckiej powieści Johna Fowlesa, którą autor wydał w maju 1963 roku. Oryginalność książki polega na tym, że jej pierwsza część napisana została z perspektywy porywacza, natomiast druga z punktu widzenia ofiary. Film Williama Wylera, mimo że jest dość wiernym odwzorowaniem wspomnianego utworu literackiego, uprościł nieco charaktery dwojga głównych bohaterów ograniczając postać Fryderyka do roli tylko tego „złego”, natomiast osobę Mirandy wywindował na pozycję całkowicie niewinnej, mieniącej się każdym odcieniem dobroci. Fowles, nakreślając sylwetki głównych postaci, w dużej mierze skupił się na przeszłości Clegga, gdzie w detaliczny sposób opisał sytuacje, jakie mogły być przyczyną późniejszego uprowadzenia dziewczyny. Porywacz od najmłodszych lat był traktowany jak osoba gorszej kategorii zarówno przez ciotkę Annie, jak i jej sparaliżowaną córkę Mabel, której co prawda nie uświadczymy w filmie, ale która z kolei miała ogromny wpływ na niską samoocenę kuzyna.

Ponadto toksyczne środowisko zawodowe nie zostawiło na nim suchej nitki, zaś brak jakichkolwiek znajomych jedynie pogłębił uczucie samotności i pewnego rodzaju osaczenia. Fowles absolutnie nie usprawiedliwia postępku Clegga, wskazuje jedynie, że otoczenie ma kolosalny wpływ na późniejsze zachowania człowieka. Jeśli natomiast przyjrzymy się baczniej osobie Mirandy – jej poglądom, szybko wyciąganym, niedokładnym konkluzjom (nie tylko na temat Fryderyka) czy w końcu podejściu do miłości – nie otrzymamy tego, co w swoim filmie zaprezentował William Wyler. Dziewczyna jest zakochana w dwa razy starszym od siebie malarzu, który nie traktuje jej poważnie, mimo że ona widzi całą sytuację w pozytywnych dla siebie barwach. Ciekawie wygląda zatem skonfrontowanie obojętnego względem niej mężczyzny z usłużnym, zapewniającym każdą jej zachciankę Cleggiem. Od pewnego momentu następuje nawet krótkotrwała zamiana ról. Kiedy Miranda orientuje się bowiem, że Fryderyk gloryfikuje ją i nie zamierza ani zgwałcić, ani pozbawić życia, wówczas to on staje się ofiarą kaprysów, docinków i upokorzeń ze strony malarki. Jaka sama wspomniała: „Rumieni się przy byle okazji. Zepchnięcie go na pozycje obronne jest wyjątkowo łatwe” czy „W jego obecności mam ochotę kaprysić. Jak niezadowolona bogata klientka (wobec ekspedienta w sklepie łokciowym). To jego styl. Niby pokorny. Zawsze przepraszający”. W konsekwencji obraz Wylera – choć naprawdę trzymający w napięciu, obłędnie zagrany i technicznie dopięty w każdym calu – nie oddał w stu procentach podłoża psychologicznego zawartego w książce.

Film Collector recenzja

„Kolekcjoner” Williama Wylera nie jest odosobnionym przypadkiem, biorąc pod uwagę wykorzystanie symbolu motyla. Do jednych z najlepszych filmów, gdzie użycie wizerunku tego pięknego, skrzydlatego stworzenia okazało się kluczowe, zalicza się „Motyl i skafander” (2007) w reżyserii Juliana Schnabela (artysta, podobnie jak Miranda Grey, jest malarzem). Obraz opowiadał historię całkowicie sparaliżowanego redaktora naczelnego magazynu „Elle” – Jean-Dominique’a Bauby’ego, który mógł jedynie delikatnie poruszać głową i mrugać lewym okiem. Mężczyzna stracił wszelką nadzieję na polepszenie stanu zdrowia. Jedyne, o czym marzył, to o jak najszybszej śmierci. Dzięki specjalnej technice porozumiewał się z otoczeniem za pośrednictwem mrugnięć zdrową gałką oczną. Jakby tego było mało, dosłownie „wymrugał” swoją autobiograficzną powieść. Tytułowy skafander, mimo że symbolizował ograniczenia nie do przeskoczenia, był jednocześnie motywatorem do walki o istnienie. W wypadku Fryderyka Clegga za skafander może uchodzić jego brak pewności siebie, odwieczna samotność i pragnienie bycia pokochanym, natomiast odnosząc ów symbol do Mirandy Grey – barierą malarki było ocenianie ludzi na bazie tylko i wyłącznie ich cech negatywnych, bez brania pod uwagę atrybutów pozytywnych.

Ponadto bohaterka nie potrafiła trzeźwo ocenić sytuacji związanej z mężczyzną, którego kochała. Wolała żyć w wygodnej do pewnego momentu iluzji niż udźwignąć na barkach niewygodną prawdę. Zarówno w wypadku Jean-Dominique’a Bauby’ego, jak również Fryderyka Clegga i Mirandy Grey motyl symbolizuje przede wszystkim wolność. U sparaliżowanego dziennikarza chodzi o uwolnienie się od wózka inwalidzkiego i pomocy osób trzecich, u porywacza od niskiej samooceny i kompleksów, zaś u pięknej studentki malarstwa od ograniczonej obserwacji i obojętnego względem niej obiektu uczuć. Zresztą każdy człowiek jest po trosze motylem więzionym na przeróżne sposoby, z tą tylko różnicą, że niektórzy, pomimo przeciwności losu, latają bez ograniczeń, natomiast inni nie mają nawet najmniejszej szansy na pełne rozwinięcie skrzydeł.

Źródła:

Fowles J., „Kolekcjoner”, Warszawa 1992

Avatar photo

Aleksander Biegała

Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego na kierunkach Pedagogika społeczna oraz Dziennikarstwo i Komunikacja społeczna. Przenosi wybrane filmy na grunt muzyczny. Regularnie publikuje artykuły dla portali Plaster Łódzki i Kinomisja Pulp Zine. W kinie najbardziej ceni jego żeński element, a "Kobieta z wydm" Hiroshiego Teshigahary to dla niego wyznacznik obrazu doskonałego.