„Madame de”, „Elvira Madigan” i “Kochanica Francuza” – kino o kobietach XIX wieku
XIX wiek był niezwykle barwnym okresem w historii, gdyż to właśnie w tym stuleciu wielki francuski wódz – Napoleon Bonaparte – podbijał Europę, w Stanach Zjednoczonych doszło do wybuchu wojny secesyjnej, gdzie stronę północną reprezentował Abraham Lincoln, a południową jedyny prezydent Skonfederowanych Stanów Ameryki – Jefferson Davis, natomiast Thomas Alva Edison – niemający co prawda nic wspólnego z bezpośrednia walką, aczkolwiek dysponujący ponadprzeciętną inteligencją – opatentował żarówkę elektryczną w 1879 roku. Wydawać by się mogło, że w świecie zdominowanym przez mężczyzn damskie stanowisko nie miało racji bytu, jednakże były kobiety, które – dzięki samozaparciu i wierze w określone idee – stanowiły realną przeciwwagę dla swoich męskich odpowiedników.
Prezentujemy trzy filmy, których głównymi bohaterkami są silne niewiasty żyjące w XIX wieku i choć historia tylko jednej z nich wydarzyła się naprawdę, nie powoduje to szczególnej dysproporcji pomiędzy nią a pozostałymi dwiema uczestniczkami. Ich upór w starciu z konwenansami jest na tyle imponujący, że winduje je na wyższy poziom, nieosiągalny dla wielu reprezentantek płci pięknej w tamtych czasach, natomiast determinacja w walce o miłość nadaje im dystynkcji, tworząc w rezultacie wizerunek kobiety idealnej.
Trzy filmy o XIX-wiecznych bohaterkach filmowych
1. „Madame de…” (reż. Max Ophuls, 1953)
Zarys fabuły
Okres belle époque. Tytułowa Madame de jest żoną wysoko postawionego, francuskiego generała, mającego ogromne wpływy polityczne, a jego imponujący majątek pozwala wytwornej damie na luksusową egzystencję. Pewnego dnia kobieta, w tajemnicy przed wszystkimi, sprzedaje drogocenne kolczyki, które dostała w prezencie ślubnym, gdyż popadła w długi. Jednakże samo pozbycie się biżuterii to najmniejszy kłopot dla Madame, ponieważ trzeba jeszcze przekonująco wmówić darczyńcy, że zgubiła owe klejnoty, a nie przehandlowała za całkiem intratną sumę pieniędzy. Podczas gdy kolczyki krążą od jednego właściciela do drugiego, główna bohaterka wprowadza w życie kolejny etap swojej zmyślnej intrygi. Kiedy w trakcie spektaklu teatralnego oznajmia mężowi, że właśnie w tym miejscu zgubiła klejnoty, ten z determinacją stara się odnaleźć kosztowną zgubę.
Jak się później okazuje, jubiler, u którego Madame dokonała transakcji, z powodu wyrzutów sumienia i lojalności względem generała, wyjawia dostojnikowi całą prawdę. Mąż, ku zdziwieniu sprzedawcy, po raz drugi odkupuje od niego kolczyki, lecz nie wyjawia ani słowa żonie. Nieco zaskoczony całym zajściem, daruje klejnoty swojej kochance wyjeżdżającej właśnie do Konstantynopola, które ta zmuszona jest oddać właścicielowi kasyna, gdyż przegrała niebagatelną kwotę w ruletkę. Drogocenna biżuteria trafia ostatecznie do rąk włoskiego arystokraty imieniem Donati. Mężczyzna spotyka przypadkiem Madame na dworcu kolejowym i zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia. Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że Włoch jest dobrym znajomym francuskiego generała i za kilka godzin dżentelmeni mają wyznaczone spotkanie na wytwornym balu. Od tej pory losy Madame i włoskiego gościa splata miłosna wstęga, a prezent, jaki główna bohaterka otrzymuje w dowód miłości, to… kolczyki, które niedawno sprzedała.
„Madame de…” – charakterystyka bohaterki filmu Maxa Ophulsa
Madame de na pierwszy rzut oka wydaje się kobietą rozpieszczoną, a za sprawą luksusów, jakie spływają na nią z każdej możliwej strony, nie docenia zarówno swojego wygodnego stylu życia, jak i całej rzeszy drogocennych przedmiotów i ubrań, o wykwalifikowanej służbie domowej nie wspominając. Tytułowa bohaterka, pomimo swojego wieku, nadal budzi zainteresowanie zarówno dojrzałych dżentelmenów, jak i dużo młodszych mężczyzn, jednakże z powodu zmanierowania i znudzenia częstymi uroczystościami oraz panującymi tam konwenansami, nie cieszy się ze swojego położenia. Dopiero spotkanie z włoskim arystokratą odmienia jej życie do tego stopnia, że z kapryśnej, wiecznie niezaspokojonej malkontentki przeistacza się ona w kobietę zdolną do największych poświęceń, a drogocenna biżuteria lub też równowartość owych błyskotek wyrażona w pieniądzu, przestaną mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie.
„Madame de…” – odtwórczyni roli głównej
W rolę Madame de wcieliła się wybitna francuska aktorka – Danielle Darrieux, dla której było to trzecie spotkanie z reżyserem i scenarzystą – Maxem Ophulsem. Wspomniany twórca był wyjątkowy, gdyż proste historie miłosne przyodziewał w epickie kostiumy i okazałą scenografię, lecz pomimo tego warsztatowego splendoru na pierwszym planie zawsze błyszczeli główni bohaterowie sporu. Scena otwarcia „Madame de…” jest tego doskonałym potwierdzeniem, gloryfikuje bowiem zarówno tło przybierające formę wyszukanych mebli obitych wielkimi zwierciadłami, gdzie biżuteria efektownie pobłyskuje w lustrzanych odbiciach, jak i tytułową bohaterkę, która – chodząc po przestronnym pokoju i wybierając błyskotkę do sprzedania – swoją postawą góruje nad całym tym bogactwem. Ponadto wspomniany fragment jest wyjątkowy jeszcze z jednego powodu, mianowicie został zarejestrowany na jednym ujęciu. Uznany amerykański reżyser, będący również operatorem – Paul Thomas Anderson, uznał ten moment za jeden ze swoich ulubionych, natomiast omawiana scena, gdzie obserwujemy dłonie Madame i jej sylwetkę odbijającą się w lustrach, by na końcowym etapie ujrzeć odbicie jej twarzy w kolczykach, jest doskonałym wprowadzeniem głównej bohaterki.
„Madame de…” – przekaz zawarty w filmie Maxa Ophulsa
O wyjątkowości „Madame de…” świadczy dodatkowo przekaz zawarty w filmie, mianowicie drogi prezent jest faktycznie wartościowy, ale w momencie, kiedy dostajemy go od osoby bliskiej naszemu sercu, natomiast gdy otrzymujemy podarunek od kogoś, kogo nie szanujemy lub nim gardzimy, nawet najbardziej drogocenny przedmiot nie zrobi na nas wrażenia. Kolczyki, z początku niechciane, nabrały prawdziwego znaczenia dla Madame dopiero z chwilą podarowania jej ich przez Donatiego. Zresztą uczucie tych dwojga jest tak silne, że gdyby włoski dyplomata ofiarował swojej wybrance nawet bukiet kwiatów zerwanych przy drodze, a nie drogocenną biżuterię, główna bohaterka „ophulskiego” spektaklu cieszyłaby się równie mocno. Ciekawym odnotowania pozostaje również tajemniczy tytuł filmu, Madame jest bowiem kluczową postacią obrazu, jednakże jej nazwisko nie zostaje ujawnione.
Naszym oczom ukazują się co prawda imienne zaproszenia, lecz kamera rejestruje jedynie zwrot grzecznościowy używany we Francji, w stosunku do zamężnych kobiet. Z podobną sytuacją spotykamy się również wtedy, gdy jakiś młody adorator nawołuje tytułową Madame de, jednakże z powodu hałasu, jaki panuje na balu lub polowaniu, do naszych uszu nie dociera głos wykrzykujący tajemnicze nazwisko. Jakby nie patrzeć, omawiany obraz to przede wszystkim historia skupiająca się na miłości dwojga zakochanych, którzy nie mogą cieszyć się pełnią szczęścia, gdyż z powodu intrygi zainicjowanej przez główną bohaterkę, ich relacja skazana jest na niepowodzenie. Włoski arystokrata Donati wypowiada niezwykle ważną kwestię, mianowicie: „Gdyby dyplomaci wykonywali swoją pracę, nie potrzebowalibyśmy tak dużej armii️.”, co można odbierać, jako pewną wskazówkę. Spory korzystniej rozwiązuje się bowiem podczas szczerych rozmów, aniżeli knucia za plecami. Madame, poprzez swoje manipulacje, pozbawia się szczęścia, jednakże w chwili, kiedy będzie udowadniać swoje oddanie względem Włocha, nie cofnie się przed niczym i poświęci coś o wiele cenniejszego niż parę kolczyków.
2. „Elvira Madigan” (reż. Bo Widerberg, 1967)
Zarys fabuły
„W 1889 roku porucznik szwedzkiej armii – hrabia Sixten Sparre i duńska linoskoczka – Elvira Madigan, której prawdziwo nazwisko brzmi Hedvig Jensen, zastrzelili się w jednym z duńskich lasów. Ten film opowiada o ich historii”. Tymi słowami szwedzki reżyser – Bo Widerberg, wprowadza nas do magicznego świata wizualnego liryzmu, gdzie splatają się losy wysoko postawionego arystokraty i biednej, acz niezwykle utalentowanej artystki cyrkowej i choć już na wstępie autor informuje nas, jak zakończy się ta dziewiętnastowieczna, romantyczna opowieść, nie oznacza to bynajmniej, że podczas seansu nie jesteśmy zafrapowani tym, co dzieje się na ekranie.
Młodą parę poznajemy podczas romantycznej schadzki w duńskim lesie. Wydawać by się mogło, że skoro są zakochani w sobie do szaleństwa, nic nie jest w stanie stanąć na drodze do ich szczęścia. Niestety, los przewidział dla nich inną, malującą się w ciemnych barwach, przyszłość. Już sam fakt dysharmonii na gruncie klasowym spycha uczucie pary na margines, a dodatkowy problem stanowi to, że Sixten zdezerterował z armii, by móc cieszyć się obecnością Elviry u swego boku. Dziewczyna, podobnie jak wybranek jej serca, również popada w tarapaty, gdyż z powodu swojej ucieczki naraziła na bankructwo cyrk, w którym podczas przedstawień była głównym gwoździem programu. Jednakże prawdziwe kłopoty pojawią się dopiero wraz z brakiem funduszy na kolejne podróże. Elvira nie dysponuje zarówno wykształceniem, jak i odpowiednim doświadczeniem zawodowym, przez co trudno jej znaleźć stałe zatrudnienie, natomiast Sixten, będący osobą rozpoznawalną w okolicy, nie może podjąć pracy, gdyż automatycznie zostałby ukarany za zdezerterowanie z armii. Zakochani podejmują więc walkę z przeznaczeniem, której wynik jest dla nich jasny już od samego początku.
„Elvira Madigan” – charakterystyka bohaterki filmu Bo Widerberga
Elvira Madigan, w obiektywie szwedzkiego operatora – Jörgena Perssona, jawi się niczym anioł, dla którego czas stanął w miejscu, a miłość do Sixtena – z powodu swojej ogromnej siły – nie potrzebuje dodatkowych stymulantów w postaci pokarmu, dachu nad głową czy gustownej garderoby. Co prawda głód i osłabienie dopadają dziewczynę w pewnym momencie, jednakże jej lojalność względem hrabiego i wiara w szczęśliwy finał podrywają ją do lotu. W końcu jest ona wybitną linoskoczką, regularnie praktykującą tę niebezpieczną profesję. Podczas nieobecności swojego wybranka podkrada bowiem linkę na pranie i napina ją między dwoma drzewami, sytuując łącze wysoko nad ziemią. Kiedy sznur jest wystarczająco naprężony, tytułowa bohaterka, delikatnymi, zgrabnymi ruchami, spaceruje po linie z iście anielską swobodą, a świat zewnętrzny – tak bardzo bezlitosny i wrogi – przestaje dla niej istnieć. Liczy się tylko ta karkołomna promenada nad ziemią i myśl o Sixtenie.
„Elvira Madigan” – odtwórczyni roli głównej
W tytułową bohaterkę wcieliła się szwedzka aktorka – Pia Degermark, mająca wówczas zaledwie osiemnaście lat i choć już na starcie otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki w Cannes, gdyż kreacja Elviry Madigan była jej filmowym debiutem, tak jej życie prywatne dalekie było od ideału. Wychowywała się w zamożnej, wiejskiej rodzinie, lecz zaplecze finansowe nie znaczyło w tym przypadku zbyt wiele, ponieważ ojciec dziewczyny, mający problemy z nadużywaniem alkoholu, traktował ją bardziej jak swoją kochankę niż córkę. Ponadto najpoważniejszym zmartwieniem w tamtym okresie była anoreksja, z którą artystka walczyła przez wiele lat. Życie uczuciowe aktorki to również pasmo niepowodzeń i skandali. W 1971 roku poślubiła producenta filmowego i spadkobiercę fortuny Siemensa – Piera Andreę Caminneciego, który – podobnie jak ojciec Degermark – nadużywał alkoholu. Para rozstała się w 1973 roku. Przez krótki moment kariera Szwedki toczyła się pomyślnym dla niej torem, gdyż wyjechała do Hollywood i zaliczyła jedną rolę, co prawda niewielką, ale dała się przynajmniej zauważyć szerszej publiczności. Mowa o kreacji w filmie „Cudzymi rękoma”, w reżyserii Franka Piersona, gdzie wcieliła się w dziewczyną Polaka nazwiskiem Leiser, pracującego dla brytyjskich służb specjalnych. Kolejne dwie produkcje z jej udziałem, czyli „Krótki sezon” i „The Vampire Happening”, zamykają tę niezwykle skromną filmografię, czyniąc obraz „Elvira Madigan” największym aktorskim osiągnięciem Degermark.
Po powrocie do Szwecji, w 1979 roku, związała się z mężczyzną, który uzależnił ją od narkotyków i doprowadził do zawarcia znajomości z ludźmi z półświatka. Para miała dziecko, lecz z uwagi na patologiczny styl życia pomoc społeczna odebrała im je. Degermark była tak zrozpaczona, że porwała swoją pociechę, a następnie – przez około miesiąc – ukrywała się z nią. W wieku pięćdziesięciu lat była uwikłana w szereg sporów o brakujące pieniądze zarówno z organizacjami charytatywnymi, jak i z drugą żoną swojego ojca. Po złożeniu oficjalnej skargi przez macochę do władz aktorka odbyła karę więzienia, przez co straciła ostatnich przyjaciół. Jedynym pozytywnym osiągnięciem Szwedki, poza wybitną kreacją linoskoczki z filmu Bo Widerberga, była praca wolontariuszki na rzecz kobiet cierpiących na anoreksję.
Pia Degermark ma dziś 74 lata, nie pokazuje się publicznie, a jej życie – podobnie jak w przypadku Elviry Madigan – to pasmo nieszczęść. Obraz Bo Widerberga kończy scena, w której tytułowa bohaterka łapie motyla. Te skrzydlate stworzenia są trudne do schwytania, żyją z reguły od kilku do kilkudziesięciu dni i trudno nie odnieść wrażenia, że są w pewnym sensie tożsame zarówno z Elvirą Madigan, jak i wcielającą się w nią Pią Degermark. Motyl jest bowiem ciekawą metaforą, jeśli brać pod uwagę życiorysy obu kobiet i choć tytułowa bohaterka przeżyła zaledwie 21 lat, a kariera szwedzkiej aktorki trwała zdecydowanie krócej, tak żadna z nich nie dała się uwięzić w klatce z napisem „konwenans”, tylko wymykała się ogólnie przyjętym zwyczajom. Wybranek Elviry Madigan – Sixten, zadał swojemu przyjacielowi następujące pytanie: „Ale czy nie na tym polega miłość? Pożyczać oczy innej osoby… doświadczać świata… tak, jak widzi i czuje ukochana osoba? Czy nie na tym polega miłość?”. Ciekawe, jak widzi dziś Pia Degermark i czy ma jeszcze choć odrobinę energii, by doświadczać świata. Los co prawda ciężko ją doświadczył, ale nie po to chodziła nad ziemią, by zakończyć swój żywot jak człowiek twardo stąpający po niej.
3. „Kochanica Francuza” („The French Lieutenant’s Woman”, reż. Karel Reisz, 1981)
Zarys fabuły
Rok 1867. Sarah Woodruff, tytułowa kochanica Francuza, bezcelowo oczekuje na powrót swojego kochanka. Podczas spaceru po falochronie, w trakcie burzy, zostaje wypatrzona przez niejakiego Charlesa Smithsona, starającego się o rękę tutejszej reprezentantki wyższych sfer – Ernestiny Freeman. Mężczyzna stara się pomóc samotnej niewieście, gdyż nabrzeże targane olbrzymimi falami nie jest dla niej bezpiecznym miejscem. Kobieta odtrąca jego starania, lecz Smithson – nieświadomy jeszcze zauroczenia tajemniczą nieznajomą, postanawia dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Sarah traktowana jest przez okolicznych mieszkańców jako osoba gorszej kategorii, samotnie spaceruje po lesie, unika kontaktów z ludźmi, a na kolejny odzew ze strony niedawno spotkanego mężczyzny reaguje podobną obojętnością. W końcu jednak ich losy połączy płomienny romans, przez co małżeństwo Smithsona z Ernestiną zawiśnie na włosku, natomiast opuszczona przed laty kobieta – nadal cierpiąca z powodu tęsknoty za porucznikiem francuskiej marynarki – nie będzie w stanie w pełni zaangażować się w nowy związek.
Sarah Woodruff jest przykładem kobiety, która – będąc w pełni świadomą faktu, że już nigdy nie zobaczy miłości swojego życia – mimo to pozostaje wierna głosowi serca. Niezwykle szarmancki i przy tym wykształcony Charles, gdyż mężczyzna jest paleontologiem z wyższej klasy, wierzącym w teorię ewolucji Darwina, z całych sił stara się nie tylko o względy porzuconej przed laty dziewczyny, ale przede wszystkim próbuje zrozumieć jej nietypowe motywacje i egzystencję w ciągłym smutku. Jednakże co z tego, skoro na parę przyszłych kochanków czai się nieszczęście nieporównywalnie większe od tego, jakie dopadło ich na wstępnym etapie znajomości, ponieważ rozszyfrowanie uczuć Sarah to dopiero początek lawiny kłopotów. Charles wydaje się nieświadomy konsekwencji, że jeśli opuści Ernestinę, jej ojciec – najpotężniejsza osoba w mieście – zrobi wszystko, aby pozbawić go zarówno jakiejkolwiek pracy, jak i zszargać, wydawałoby się, jego dobre imię. Ponadto związek z tytułową kochanicą Francuza automatycznie skaże ich na potępienie ze strony wszystkich mieszkańców.
„Kochanica Francuza” – charakterystyka bohaterki filmu Karela Reisza
Sarę Woodruff cechuje ogromna wrażliwość, adekwatna do sytuacji, w jakiej znalazła się porzucona bohaterka. Podczas pierwszej rozmowy w lesie z oczarowanym nią Charlesem kobieta opowiada mu historię swojego życia, mianowicie: „Byłam guwernantką. U Talbotów. On nazywał się Vargin. Przynieśli go do domu po tym, jak rozbił się jego statek. Miał paskudną ranę – rozerwane udo od biodra do kolana. Bardzo cierpiał, ale nigdy nawet nie jęknął. Podziwiałam jego odwagę. Opiekowałam się nim. Wtedy nie wiedziałam, że mężczyźni mogą być dzielni i fałszywi zarazem. Był przystojny. Żaden mężczyzna nie poświęcił mi tyle uwagi, co on, gdy wracał do zdrowia. Mówił mi, że jestem piękna i że nie rozumie, dlaczego nie wyszłam za mąż… Takie tam rzeczy… Troszkę pokpiwał sobie ze mnie. Sprawiało mi to przyjemność. Gdy nie pozwalałam całować się w rękę, nazywał mnie okrutną. Nadszedł dzień, że i ja uznałam, że jestem okrutna.”.
Charles, w pełni zaangażowany w tę opowieść, dopytuje czy wtedy przestała być okrutna, na co Sarah: „Vargin wyzdrowiał. Wyjechał do Weymouth. Powiedział, że poczeka tydzień, a potem popłynie do Francji. Odpowiedziałam, że nie przyjadę do niego. Że nie mogę. Hah, ale po jego wyjeździe… poczułam tak wielką samotność, że mogłabym w niej utonąć. Pojechałam za nim. Zjawiłam się w zajeździe, w którym się zatrzymał. Od początku wiedziałam, że to nie będzie miejsce na zbyt przyzwoite… Kazali mi samej iść do jego pokoju. Patrzyli na mnie i uśmiechali się. Zażądałam, by go poproszono. Wydawał się uradowany moim widokiem. Był taki, jaki powinien być kochający mężczyzna. Tego dnia nic nie jadłam. Zabrał mnie do osobnego saloniku i zamówił kolację. Ale był jakiś inny… Wciąż pełen uśmiechów i czułości, ale… Od razu poznałam, że jest nieszczery. Zrozumiałam, że jestem dla niego jedynie zabawką. Pojęłam to już po pięciu minutach. Lecz mimo to, zostałam. Zjadłam podaną kolację, wypiłam trochę wina. Wino nie upoiło mnie, dało mi raczej jasność widzenia… Wkrótce przestał skrywać swoje prawdziwe zamiary wobec mnie, a ja nie mogłam udawać zdziwienia, gdyż moja niewinność była kłamstwem od chwili, gdy zdecydowałam się zostać. Mogłabym udawać przed panem, że mnie obezwładnił albo upoił. Ale tak nie było. Oddałam mu się. Postąpiłam tak, żeby już nigdy nie być taką samą jak przedtem, żeby widziano we mnie wyrzutka. Nie mogłam poślubić tego mężczyzny, więc poślubiłam hańbę. Właśnie hańba utrzymywała mnie przy życiu. Świadomość, że nie jestem taka, jak inne kobiety. Nigdy nie będę miała dzieci i nie zaznam domowego szczęścia. Czasem żal mi tych kobiet. Zdobyłam wolność, której one nie są w stanie pojąć. Żadna obelga ani zarzut już nie są w stanie mnie dotknąć. Bo sama postanowiłam znaleźć się poza nawiasem społeczeństwa. Jestem nikim. Już prawie nie jestem ludzką istotą. Jestem kochanicą Francuza. Ku*wą!”.
„Kochanica Francuza” – odtwórczyni roli głównej
Przytoczone powyżej rozważania wypowiada, genialna w swojej kreacji, Meryl Streep. Amerykańska aktorka, której rola Sary Woodruff zapewniła w tamtym czasie już trzecią nominację do Oskara, jest magnetyzująca, a w starciu ze zbiorowością – jednocześnie dumna i pokorna. Wydawać by się mogło, że te dwie cechy charakteru wzajemnie się wykluczają, jednakże w wypadku głównej bohaterki obrazu Karela Reisza stanowią idealne połączenie. Jej chełpliwość bądź skromność są bowiem uruchamiane w zależności od sytuacji – gdy jest poniżana, trzyma głowę podniesioną wysoko, natomiast kiedy czuje się ochraniana, na przykład za pośrednictwem silnych męskich ramion, wówczas cała duma znika, a na miejsce tego stanu emocjonalnego wstępują łzy wdzięczności.
„Kochanica Francuza” – oryginalna kompozycja filmu Karela Reisza
„Kochanica Francuza”, w reżyserii Karela Reisza, nie skupia się tylko i wyłącznie na historii Sary Woodruff i Charlesa Smithsona. Scenariusz pióra wybitnego angielskiego dramaturga – Harolda Pintera, ogniskuje się bowiem na dwóch przenikających się płaszczyznach czasowych. Pierwszą stanowi właśnie historia z 1867 roku, natomiast drugą wydarzenia z planu filmowego i życia prywatnego Anny i Mike’a – aktorów będących odtwórcami postaci tytułowej kochanicy Francuza i jej ukochanego paleontologa. Meryl Streep i partnerujący jej, równie wybitny, Jeremy Irons, odegrali w obrazie Karela Reisza podwójną rolę i trzeba przyznać, że ów zabieg sprawdza się doskonale. Akcja dziejąca się w 1867 roku idealnie koresponduje z tą, z 1980 roku, na przykład w scenie, kiedy Sarah upada, a pomocnej dłoni udziela nie Charles, a żyjący w czasie teraźniejszym Mike lub moment, gdy Anna, będąc na plaży ze swoim partnerem filmowym, wypatruje pewnej osoby, zaś tym kimś, w kolejnym ujęciu, okazuje się tytułowa kochanica Francuza. Ten zabieg sprawdza się doskonale, gdyż umiejętnie miesza dwie różne płaszczyzny czasowe, nie powodując przy tym uczucia dezorientacji u widza, za to wprowadzając go niekiedy w zaskoczenie, bo rzeczony widz nigdy nie wie, w którym momencie nastąpi przeskok z lat 60. XIX wieku do lat 80. XX wieku.
Trzy filmy o XIX-wiecznych bohaterkach filmowych – podsumowanie
Tajemnicza Madame de, atletyczna Elvira Madigan i umierająca z tęsknoty Sarah Woodruff to trzy kobiety, które łączy ta sama epoka, determinacja w walce z konwenansami i zakazana miłość. Ponadto każdą z nich definiuje jakiś przedmiot: francuską arystokratkę drogocenne kolczyki, wybitną ekwilibrystkę lina do stąpania wysoko nad ziemią, zaś kochanicę Francuza imponujący w swoim rozmiarze falochron. Okazuje się, że zarówno biżuteria, jak i rekwizyt niezbędny do wykonywania osobliwego zawodu czy też grobla zalewana przez olbrzymie fale, doskonale precyzują niezłomne charaktery każdej z trzech kobiet, jednakże to ich walka o miłość do ukochanego mężczyzny jest tym najważniejszym wyróżnikiem, formułującym ich doskonałe temperamenty.