„Płonący wieżowiec”, czyli klasyka kina katastroficznego
Tytuł: “Płonący wieżowiec” (“The Towering Inferno”)
Rok produkcji: 1974
Reżyseria: Irwin Allen/John Guillermin
Obsada: Steve McQueen, Paul Newman, William Holden, Faye Dunaway, Fred Astaire, Susan Blakely, Richard Chamberlain, Jennifer Jones i inni
Filmy katastroficzne to wciąż popularny gatunek filmowy, ale w latach 70. ten nurt kina przeżywał prawdziwy urodzaj – pojawiały się wówczas takie tytuły, jak „Tragedia Posejdona”, „Trzęsienie ziemi” czy „Port lotniczy”. „Płonący wieżowiec” z 1974 roku w reżyserii Johna Guillermina to kolejne, ale wyjątkowe kino katastroficzne zrealizowane z rozmachem i z plejadą gwiazd – Fred Astaire, Richard Chamberlain, William Holden, Paul Newman, Steve McQueen, Jennifer Jones, Faye Dunaway…
„Płonący wieżowiec” i relacja z katastrofy
Akcja „płonącego wieżowca” rozgrywa się w San Francisco. Główny inwestor Jim (William Holden) organizuje przyjęcie z okazji otwarcia największego na świecie drapacza chmur (138 pięter) i zaprasza całą śmietankę towarzyską. Architekt projektu Doug (Paul Newman) zauważa usterki w instalacji elektrycznej, a niebawem okazuje się, że zięć Jima (Richard Chamberlain) zaniedbał jej wykonanie. Doug ma złe przeczucia, wkrótce w składziku na 81 piętrze dochodzi do pożaru. Jim początkowo to bagatelizuje, ale szybko staje się jasne, że jedna awaria pociągnie za sobą inne. W końcu dochodzi do wielkiego pożaru, który obejmuje cały budynek…Nie ma możliwości ucieczki, gdyż ogień rozprzestrzenia się z wielką szybkością.
Bohaterowie „Płonącego wieżowca”
Pierwsza godzina „Płonącego wieżowca” to prezentacja bohaterów – krętacz Harlee (Fred Astaire), który niespodziewanie spotyka kobietę swoich marzeń Lisolette (Jennifer Jones), architekt Doug romansujący z mężatką (Faye Dunaway), arogancki i zepsuty Roger (Richard Chamberlain) – główny sprawca katastrofy wraz z zaniedbywaną żoną, córką Jima – Patty (Susan Blakely), Jim najbardziej dbający o pozory. Gdy wybucha pożar szef oddziału straży pożarnej ( Steve McQueen) i Doug stają się centralnymi postaciami, najbardziej aktywnymi, godnymi zaufania i nie poddającymi się.
To zetknięcie dwóch gwiazd kina – Steve MacQueen i Paul Newman, obaj słynęli z niesamowicie niebieskich, przenikliwych oczów. Zagrali fantastycznie, niezwykle naturalnie i z zaangażowaniem, a fakt, że nie zostali nominowani nawet do Oscara za swoje role, wydaje się całkowicie niezrozumiały. Nominację za to otrzymał Fred Astaire, który zagrał bardzo poprawnie i tyle. Nagrody Akademii przyznano dla filmu „Płonący wieżowiec” za najlepszą piosenkę „We May Never Love Like This Again” oraz zdjęcia i montaż.
Efekty specjalne w „Płonącym wieżowcu”
W latach 70. efekty specjalne były jeszcze mizerne, w dzisiejszych czasach technologia komputerowa potrafi natomiast „zrobić” cały film. Tutaj budynek filmu stanowił… miniaturę, a do scen wewnątrz została dobudowana dekoracja poszczególnych pięter. Wykorzystano aż 57 miniatur. Ogień był prawdziwy, płonął na atrapach i kaskaderach. Mimo upływu lat te pozornie staromodne efekty wciąż robią wrażenie, a nawet stanowią dla widza bardziej namacalne doświadczenie. Mistrzowsko potęgują to montaż i zdjęcia, ogień zdaje się być wszędzie, czasem wręcz się czuje, jakby było się w środku wieżowca.
Świetnie przedstawiono rozwój całej historii, zblazowanych pozerów, głównych winowajców katastrofy czyli inwestora Jima i jego zięcia. Potem pokaz sali, gdzie alkohol leje się strumieniami, panie są w pięknych sukniach, a mężczyźni w garniturach. Nawet kiedy dochodzi do pożaru Jim mówi „nie przejmujmy się pożarem w składziku”. Dopiero nieugiętość dowódcy straży pożarnej zmusza go do podjęcia działania. Jim przechodzi przemianę: zdaje sobie sprawę z grozy sytuacji i bierze aktywny udział w akcji ratunkowej w przeciwieństwie do zepsutego do końca Rogera. Niestety podobne zaniedbania nawet dzisiaj często prowadzą do ogromnych katastrof.
Różnorodność ludzkich postaw w obliczu katastrofy
W „Płonącym wieżowcu” znakomicie pokazano ludzkie postawy: brak samokrytyki Rogera, czujność i szlachetność Douga i dowódcy straży, opiekuńczość Lisolette. Myślę, że nawet trochę wyidealizowano te działania, obawiam się, że podczas prawdziwego pożaru zachowań histerycznych i egoistycznych byłoby znacznie więcej. Oczywiście pewne akcje są bardzo naciągane, zwłaszcza uratowanie spadającej windy. Jednak z pewnością film trzyma cały czas w napięciu, pomysły są niezwykle ciekawe, a efekty zapierają dech w piersiach. To wszystko sprawia, że „Płonący wieżowiec” jest wciąż na czasie, rzeczywiście akcja ratownicza w drapaczach chmur nadal bywa bardzo utrudniona, człowiek często myśli o zachowaniu pozorów, nieustannie dochodzi do dramatycznych zaniedbań bezpieczeństwa, a ludzi wciąż gubi pycha…