„Amerykański żigolak” – złudny świat pozornego blichtru
Tytuł: “Amerykański żigolak”
Tytuł oryginalny: “American gigolo”
Rok premiery: 1980
Reżyseria: Paul Schrader
Obsada: Richard Gere, Lauren Hutton, Hector Elizondo, Nina van Pallandt i inni
W roku 1990 wielkim kinowym hitem okazał się film „Pretty Woman”. Julia Roberts w roli młodej prostytutki i Richard Gere jako jej wybawca porwali tłumy widzów. Mało osób jest jednak świadomych, że dekadę wcześniej to Richard Gere sportretował osobę świadczącą usługi seksualne. „Amerykański żigolak” w reżyserii Paula Schradera przenosi odbiorców do brutalnego świata bogatych ekscentryków i ludzi, którzy za duże pieniądze są w stanie zrobić wszystko.
Rok 1980 stanowił idealny moment na pojawienie się takiego filmu jak „Amerykański żigolak”. To właśnie w latach osiemdziesiątych upadł na dobre model rodzin nuklearnych, a hipisowskie, wolnościowe ideały zostały zastąpione przez kult pieniądza, sukcesu i powodzenia. Film Paula Schradera był jedną z pierwszy produkcji, która tak jawnie i mroczenie portretowała zepsuty świat ludzi zamożnych. W końcu całe lata osiemdziesiąte upłynęły w Stanach Zjednoczonych pod znakiem „być znaczy mieć”, a dzieło Schradera stało się flagowym produktem tamtej epoki.
Paul Schrader – reżyser i scenarzysta wielu hitów
Dla Paula Schradera „Amerykański żigolak” był trzecim filmem, który wyreżyserował i ósmym z kolei, do którego napisał scenariusz. Schrader w trakcie studiów filmowych parał się pisaniem analiz, recenzji, esejów dotyczących szeroko pojętej kinematografii. Stworzona przez niego książka „Transcendental Style in Film: Ozu, Bresson, Dreyer” z 1972 roku wyrwała duży wpływ na znaczenie zjawiska krytyki filmowej. Dwa lata później Schrader wspólnie z Robertem Townem stworzyli scenopis do „Yakuzy”. Natomiast prawdziwym kamieniem milowym dla Paula Schradera okazało się napisanie scenariusza do głośnego „Taksówkarza”, którego reżyserii podjął się Martin Scorsese. Uznanie krytyków i dobre wyniki sprzedażowe dały możliwość Schraderowi na wyreżyserowanie filmu na podstawie własnego tekstu. W 1978 roku w kinach premierę miały „Niebieskie kołnierzyki”, które zebrały głównie przychylne recenzje i otwarły mu drogę do dalszego rozwoju w dziedzinie reżyserii.
“Amerykański żigolak” – przełomowa rola Richarda Gere’a
Zanim Richard Gere stał się filmowym „żigolakiem” miał na koncie już kilka ciekawych ról. Między innymi w „Braciach krwi” czy „Niebiańskich dniach”. Jednak to kreacja Juliana Kaya przyniosła mu światową sławę i dała łatkę amanta, z której Gere z chęcią korzystał w kolejnych dekadach. W dodatku aktor wywołał niemałe poruszenie, decydując się w jednej ze scen pokazać się zupełnie nago. W tamtym okresie, w hollywoodzkim kinie, męską nagość frontalna była wciąż tematem tabu.
Co ciekawe pierwotnie główną rolę w produkcji Paula Schradera zagrać miał John Travolta. Travolta został nawet zaprezentowany jako „żigolak” na rozkładówce magazynu „Variety”. Jednak poważne problemy rodzinne sprawiły, że aktor musiał wycofać się z projektu. Chyba jednak z korzyścią dla filmu, gdyż Gere posiadał w sobie wciąż ten chłopięcy, subtelny urok, którego brakowało Travolcie.
Julian Kay – żigolak od zadań specjalnych
Kultowa piosenka „Call Me” zespołu Blondie otwiera pierwszą sekwencję filmu „Amerykański żigolak”. Widzimy w niej głównego bohatera i jego świat ekskluzywnych restauracji, drogich sklepów i luksusowego lokum – „to mój dom, tutaj kobiety nie przychodzą” – mówi dumnie w jednej ze scen. Julian mieszka w przestronnym miejscu, w jego mieszkaniu znajdują się cenne dzieła sztuki, książki i inne artefakty kultury. Wszystko to uzupełnione jest nowoczesnymi meblami i drogocennym sprzętem. Mężczyzna jest pewnym siebie żigolakiem, który gustuje w majętnych i starszych od siebie paniach. Jak sam stwierdza, jest stworzony jedynie do najlepszych i specjalnych zadań. Julian traktuje kobiety przedmiotowo, głównie w celach zarobkowych, aż do momentu, gdy przypadkowo poznaje Michelle (Lauren Hutton). Relacja pomiędzy bohaterami wykracza poza materialne dogmaty, w których dotąd tkwił Julian.
„Amerykański żigolak” – świat przepychu, ekstrawagancji i perwersji
Przedstawiony przez Paula Schradera świat, z jednej strony może kusić, z drugiej odpychać. W poszczególnych scenach widzimy przepiękne widoki Los Angeles. Jednak pod płaszczykiem luksusowego życia bohaterów, kryją się demony i niemoralne pragnienia. To właśnie jedna ze „specjalnych” misji wprowadza Juliana w poważne kłopoty. Bohater zostaje zatrudniony przez bogatego i uznanego finansistę w celu odbycia stosunku z jego żoną, w dodatku na jego oczach. Z czasem żądania mężczyzny stają się coraz bardziej obsceniczne, a kilka dni później Julian zostaje poinformowany o śmierci kobiety. Automatycznie staje się jednym z głównych podejrzanych. Kryminalna intryga, w którą zostaje wplątany bohater, zmienia jego dotychczasowe bajeczne życie w piekło. Zamiast spędzania czasu w drogich restauracjach i regularnych wizyt u fryzjera, Julian zmuszony jest udowodnić swoją niewinność, taplając się przy tym w miejskim bagnie.
„Amerykański żigolak” – muzyczna uczta i Giorgio Armani
Wspomniany już wcześniej zespół Blondie dzięki produkcji Schradera wypłynął na szerokie wody. Kawałek „Call Me” stał się światowym hitem i przyniósł grupie sławę oraz korzyści finansowe. Sam film jest pełen świetnych utworów, które idealnie oddają klimat omawianej epoki. Warto również nadmienić, że „Amerykański żigolak” wypromował osobę Giorgio Armaniego w Hollywood. Główny bohater odziany jest w szyte na miarę eleganckie koszule i garnitury od włoskiego projektanta. Poszczególne ubrania były specjalnie przygotowane na potrzeby produkcji. Początkowo dopasowywano je do sylwetki Johna Travolty, a po zmianie głównego aktora Armani stworzył kilka modowych dzieł sztuki dla Richarda Gere’a.
Aktorstwo na najwyższym poziomie
„Amerykański żigolak” to film pełen kontrastów, które ostatecznie kończą się tradycyjnym morałem. Wspomniane na wstępie „Pretty Woman” pokazywało prostytucję w dość lekki, czasami nawet zbyt beztroski sposób. Produkcja Paula Schradera, choć z początku eksponuje głównie pozytywne aspekty zarabiania na życie poprzez świadczenie usług seksualnych, tak naprawdę stanowi ostrzeżenie dla tych, którzy pragną żyć luksusowo na koszt innych. Poza aspektem fabularnym, „Amerykański żigolak” to dobrze skrojone dzieło charakteryzujące się pięknymi ujęciami, klimatyczną muzyką i bardzo dobrym aktorstwem, zwłaszcza Richarda Gere’a.
Nie można zapomnieć również o świetnych drugoplanowych kreacjach: Héctora Elizondo jako cynicznego detektywa Sundaya i Billa Duke’a jako Luke’a – bezlitosnego i gotowego posunąć się do wszystkiego alfonsa. Na ich tle dodatkowo błyszczy, wspomina wcześniej Lauren Hutton w roli Michelle, która dodaje subtelności i delikatności w tym brutalnym i bezwzględnym filmowym świecie.