„Gladiator” – wojownik w drodze do utraconego raju
Tytuł: “Gladiator”
Rok produkcji: 2000
Reżyseria: Ridley Scott
Obsada: Russell Crowe, Joaquin Phoenix, Connie Nielsen, Oliver Reed, Derek Jacobi, Djimon Hounsou
„Dobrze się bawicie? Czy nie po to tu przyszliście?” – takie pytanie Maximus zadaje widzom oglądającym jego walki na arenie. Ale nie tylko im – to pytanie dociera również do odbiorcy po drugiej stronie ekranu, który przychodzi do kina, by obejrzeć wielkie widowisko. Przez tysiąclecia dzielące nas od walk gladiatorów na arenie Koloseum, zmieniło się bardzo wiele, jednak nie wszystko. Człowiek pozostaje istotą walczącą, a życie wielkim polem bitwy. „Gladiator” Ridleya Scotta pokazuje zaś, że w tym nieuniknionym starciu najważniejsze wydaje się jedno: by nawet w konfrontacji z największym złem nie utracić godności i honoru.
„Gladiator” – historia dzielnego Maximusa
Nagrodzony pięcioma Oscarami film Ridleya Scotta to wybitne kino historyczne, zrealizowane z wielkim rozmachem. Zachwycające wizualnie i muzycznie widowisko fabularnie sięga do starożytności, akcja „Gladiatora” rozgrywa się bowiem w II wieku za czasów panowania cesarza Marka Aureliusza (w tej roli Richard Harris), a następnie jego syna Kommodusa (Joaquin Phoenix). Stary imperator Rzymu zmęczony ciągłymi wojnami wykańczającymi cesarstwo oraz świadomy, że jego okrutny dziedzic może utopić Rzym we krwi, postanawia powrócić do republikańskiej tradycji Wiecznego Miasta. Chce oddać imperium w ręce senatu, a zanim to nastąpi, powierzyć tymczasową władzę swojemu najwierniejszemu i ukochanemu dowódcy legionów – Maximusowi (Russell Crowe).
Gdy jednak Kommodus dowiaduje się o planach ojca, morduje go, a potem wydaje wyrok śmierci na generała. Maximus wymyka się z rąk pretorianów, ale nie udaje mu się ocalić przed zemstą swojej żony i syna, którzy zostają bestialsko zamordowani. Zrozpaczony i ranny żołnierz pada ofiarą handlarzy ludźmi i trafia do kuźni gladiatorów prowadzonej przez Antoniusza Proximo (Oliver Reed). Odtąd będzie musiał ku uciesze gawiedzi walczyć na śmierć i życie, aż wreszcie pojawi się szansa dotarcia do Rzymu, przed oblicze samego cesarza Kommodusa…
Film „Gladiator” – Ridley Scott mistrzem filmowego spektaklu
“Gladiator” to bez wątpienia jedno z największych dzieł Ridleya Scotta, w którym reżyser udowadnia, że jest prawdziwym artystą kina. Epicki historyczny fresk urzeka odbiorcę na każdym poziomie, nie dziwią więc w pełni zasłużone Oscary za najlepszy film, kostiumy (Janty Yates), efekty specjalne, dźwięk (Bob Beemer, Ken Weston, Scott Millan) i oczywiście najlepszą pierwszoplanową rolę Russella Crowe’a. Aktor staje się na ekranie żywym wcieleniem atletycznego herosa o nieskazitelnej duszy, którego największymi przymiotami są miłość do rodziny i ojczyzny. Każdy gest Crowe’a, jego mimika, spojrzenie, sposób, w jaki wypowiada słowa, nie wspominając o jego pokazowej sprawności fizycznej czynią z niego – doskonałą syntezę bohatera z odległej przeszłości i postać bliską współczesnemu odbiorcy.
Wizualna strona „Gladiatora” to niemal osobny temat, niezwykle istotny w każdym filmie Ridleya Scotta. We wszystkich swoich dziełach twórca ten udowadnia, że myśli i czuje obrazami, a tu zdolność ta została doprowadzona do perfekcji. Wspaniałe pejzaże rodzinnych stron Maximusa, niczym mityczne Pola Elizejskie emanujące błogim spokojem, zostają skontrastowane z realizowanymi w niskim kodzie zdjęciami z terenu walki w Germanii czy pokazywanymi z żabiej perspektywy pojedynkami na arenie Koloseum. Baśniowa estetyka nawiązująca do komiksu współgra tu z zamiłowaniem do malarskich, nasyconych barwami kadrów, a groza ciemnego, podziemnego świata niewolników i drastycznych gladiatorskich starć przywodzi na myśl obrazy piekielnych czeluści.
Świat przedstawiony „Gladiatora” wizualnie rozpada się na przestrzeń nieba i piekła, a w warstwie fabularnej owemu dualizmowi odpowiada walka między dobrem i złem, Maximusem i Kommodusem. Wątek miłosny pięknie obrazują przesycone erotyczną symboliką ujęcia kłosów zboża, po których delikatnie w geście zmysłowej pieszczoty przesuwa się dłoń mężczyzny – czas zbierania plonów to bowiem oznaka płodności natury. Efekt tych wspaniałych zdjęć na wyżyny wynosi zaś nominowana do Oscara przepiękna muzyka Hansa Zimmera.
„Gladiator” – człowiek jako samotna istota walcząca
„Gladiator” ponad warstwą fabularną buduje rodzaj filozoficznej przypowieści. Jej najważniejszym elementem wydaje się postrzeganie człowieka jako istoty walczącej. To właśnie zmaganie się z przeciwnościami jest tu rdzeniem ludzkiej kondycji. Co więcej, jak to bywa w kinie Ridleya Scotta, bohater przeżywa osamotnienie, jego los wyznacza nagłe wyrzucenie poza społeczny nawias. Generał Maximus – człowiek cieszący się nieskazitelną reputacją, uwielbieniem władcy i swoich żołnierzy – zostaje zdegradowany do pozycji zwykłego niewolnika. I być może właśnie w tej metamorfozie mieści się całe „clue” filmu. Szybko okazuje się bowiem, że na wielu poziomach w obu pozornie całkowicie odległych światach obowiązują analogiczne zasady.
Niezmienna pozostaje przede wszystkim kondycja człowieka, który gdziekolwiek przyszło mu żyć, musi codziennie staczać swoje własne pojedynki. Ziemska egzystencja zostaje wręcz sprowadzona do ciągu potyczek, przy czym walczących bardziej niż bogactwo i splendory odróżnia od siebie wierność zasadom moralnym. Wyraźnie widzimy, że zarówno na polu walki, jak i na arenie Koloseum ludzie pragną zachować godność i potrafią jej bronić. Scena, w której po zwycięskiej bitwie z Germanami Maximusa pozdrawia szpaler rzymskich żołnierzy, zostaje dokładnie powtórzona po spektakularnej wygranej bohatera podczas igrzysk. Gladiatorzy uroczyście oddają wówczas cześć swojemu towarzyszowi hasłem znanym z wojennych starć: „siła i honor”. Wybór, jaki mamy, zdaje się więc sugerować Scott, nie ma nic wspólnego z możliwością uniknięcia walki, to jedynie alternatywa między honorem i hańbą. Jak powiada Maximus w ostatniej rozmowie z tchórzliwym Kommodusem, możemy jedynie spojrzeć w oczy własnej śmierci i powitać ją z uśmiechem…
„Gladiator” – opowieść o powrocie do utraconego raju
Powtórzenie (scen, obrazów, sekwencji) to najczęściej wykorzystywana figura w konstrukcji „Gladiatora”. Oprócz wspomnianego już równoległego motywu z życia Maximusa przed i po tragicznych wydarzeniach, najbardziej wyrazistą filmową anaforą jest pierwsza i ostatnia scena filmu: ujęcie męskiej dłoni przesuwającej dłoń po kłosach zboża. Oczywiście mamy tu do czynienia z narracją klamrową, w której czas zatacza koło. Wzmacnia ją również powtórzenie obrazu nieprzytomnego, pojmanego bohatera, przenoszonego przez kogoś w „inne miejsce”. W finale oba obrazy mają jednak zupełnie odmienną niż początkowo kolorystykę. To barwy przesycone odcieniami niebieskiego, o ponadnaturalnej poświacie.
Ziemska perspektywa ulega zatem zmianie na krainę wiecznej szczęśliwości, mitycznych Pól Elizejskich, gdzie Maximus będzie mógł ponownie połączyć się ze swoją rodziną. W tym kontekście całą wędrówkę bohatera można interpretować jako Dantejską podróż przez kolejne poziomy metafizycznej przestrzeni, czemu odpowiada wizualna gradacja – droga wznosi nieustannie wzwyż aż do kulminacyjnej sceny pojedynku Maximusa i Kommodusa. Mamy więc piekło utraty żony i syna (symboliczny obraz pożaru domostwa bohatera), czyściec na arenie walk (dążenie gladiatorów do wykupienia wolności) i wreszcie w pełni zasłużone otwarcie przez bohatera bram edenu. Wojownik, który do końca nie utracił honoru, wraca do utraconego raju, udowadniając, że miłość jest wieczna, a godność nigdy nie ma ceny.
Literatura:
M. Smoleń, „Ridley Scott – gladiator na arenie Hollywood”, [w:] “Mistrzowie kina amerykańskiego. Współczesność” , pod red. Ł. A Plesnara i R. Syski, Kraków 2010.