Lindsay Anderson i Malcolm McDowell – jak ojciec i syn
![Lindsay Anderson i Malcolm McDowell](https://oldcamera.pl/wp-content/uploads/2022/06/lindsay-anderson-malcolm-mcdowell-300x215.jpg)
Lindsay Anderson i Malcolm Anderson
Malcolm McDowell kojarzony jest przede wszystkim z genialną kreacją Alexandra De Large’a z arcydzieła z 1971 roku, w reżyserii Stanley’a Kubricka – „Mechaniczna pomarańcza”. Brytyjski aktor, o aparycji mówiącej jasno „zejdź mi z drogi!”, trzy lata przed premierą wyżej wspomnianej produkcji, debiutował w obrazie, w reżyserii Lindsay’a Andersona – „Jeżeli….”, będącym pierwszą częścią trylogii, na którą składają się również: „Szczęśliwy człowiek” z 1973 roku i „Szpital Brytania” z 1982 roku. Głównym bohaterem cyklu jest Mick Travis. Jego postać zmieniała się w zależności od potrzeb narracyjnych, a buntownicza postawa, jaką dumnie reprezentował, przysparzała mu nie tylko zwolenników, ale przede wszystkim oponentów.
1. „Jeżeli….” („If….”, reż. Lindsay Anderson, 1968)
Mick Travis jest uczniem brytyjskiej placówki z internatem, usytuowanej nieopodal Londynu, w której podział hierarchiczny i związane z tym konsekwencje wpływają negatywnie na nastroje młodych słuchaczy. Mężczyzna, przy wsparciu swoich dwóch przyjaciół z pokoju akademickiego – Johnny’ego i Wallace’a, postanawia sprzeciwić się zasadom panującym w tej rzekomo przyzwoitej instytucji, a ich zuchwały plan – zakładający zniszczenie filii imponujących rozmiarów, gdzie odbywają się zajęcia – z dnia na dzień zdaje się być coraz bardziej realny. Głównymi antagonistami nie są tutaj pracownicy naukowi czy personel administracyjny, ale kwartet tak zwanych seniorów, którzy – dzięki „wazeliniarskim” praktykom względem najwyższych urzędników szkoły – nie tyle zostali awansowani na najwyższy możliwy szczebel klasyfikacji uczniowskiej, co dostali pełne przyzwolenie na karcenie niewinnych chłopców.
„Jeżeli….” – porywający debiut Malcolma McDowella
![If film Malcolm McDowell](https://oldcamera.pl/wp-content/uploads/2022/06/if-film-300x169.jpg)
Jeżeli…
Kiedy w 1967 roku nikomu nieznany wówczas Malcolm McDowell zgłosił się na przesłuchanie do roli Micka Travisa – głównego bohatera filmu „Jeżeli….”, w reżyserii Lindsay’a Andersona – świat kina nie zdawał sobie sprawy, z jak potężnym ładunkiem charyzmy, inteligencji i buntowniczego uroku przyjdzie mu się zmierzyć. Brytyjski aktor, mający w tamtym okresie zaledwie dwadzieścia trzy lata, wykreował na tyle oryginalną i wyrazistą postać, że sam Stanley Kubrick, obsadzając go później w kontrowersyjnej „Mechanicznej pomarańczy”, przyznał się po czasie do pięciokrotnego obejrzenia omawianej produkcji.
Już ten fakt w zupełności wystarczy, aby uznać owo dzieło za ponadczasowe i sztandarowe względem prac innych twórców filmowych. Mick Travis to tak naprawdę wersja demo Alexa DeLarge’a, z tą tylko różnicą, że w obrazie Lindsay’a Andersona jest wykształconym i świadomym zagrożenia nonkonformistycznym rebeliantem, odznaczającym się usprawiedliwioną dumą, która – uruchomiona w najmniej dogodnym momencie – ściąga na niego lawinę kłopotów, natomiast w przypadku produkcji Stanley’a Kubricka mamy do czynienia z równie bystrym młodzieńcem, jednak z uwagi na jego chuligańskie zapędy, surowo karane przez prawo, nie jesteśmy w stanie obdarować go choćby odrobiną sympatii. Wraz z dalszym rozwojem akcji zaczynamy mu co prawda współczuć, ale mając w świadomości jego zdegenerowaną postawę z pierwszej połowy filmu, nie jesteśmy w stanie pokochać go tak, jak krystalicznego w swoich poglądach i działaniach Micka.
![Jeżeli film Lindsay Anderson](https://oldcamera.pl/wp-content/uploads/2022/06/jezeli-film-300x173.jpg)
Jeżeli…
„Jeżeli….” – aspekty techniczne filmu Lindsay’a Andersona
„Jeżeli….”, w reżyserii Lindsay’a Andersona, to nie tylko wybitnie zagrana produkcja, z całą masą ciekawych bohaterów na pokładzie – bo nie tylko postać Micka wyróżnia się spośród wszystkich zaangażowanych w ten proces filmowy – ale przede wszystkim niezwykle stylowa historia, opowiadana obrazem, a same słowa – choć niezwykle trafne – często ustępują miejsca niewerbalnym środkom wyrazu. Za idealny przykład mogą posłużyć tu dwie sceny: przypadkowe spotkanie naszego buntownika z uroczą kelnerką – której imię pozostaje tajemnicą – pracującą w kawiarni, na obrzeżach miasta i wymierzenie mu kary przez kwartet seniorów. Pomimo iż obrywa się także jego przyjaciołom z pokoju akademickiego – Johnny’emu i Wallace’owi, to najbardziej poszkodowanym i tak pozostaje on sam.
Lindsay Anderson genialnie pokierował całym zespołem aktorskim, a ujęcie otwierające ten nieprzyjemny, choć kluczowy fragment, w obiektywie czeskiego operatora – Miroslava Ondříčka – stałego współpracownika Miloša Formana, nabiera potężnych kształtów biorąc pod uwagę aspekt emocjonalny filmu. Sekwencję rozpoczyna długie nieprzerwane ujęcie, a w kadrze widać jedynie trzech młodzieńców i zamknięte drzwi prowadzące do sali gimnastycznej. „Winowajcy” są wywoływani przez seniorów pojedynczo, a kiedy przekraczają „bramę piekła”, reżyser nie pokazuje nam właściwego fragmentu akcji. Słyszymy jedynie wymierzane baty, lecz kiedy przychodzi kolej Micka – naszym oczom objawia się wnętrze pomieszczenia i cały rytuał zostaje zaprezentowany. To właśnie dzięki tej sekwencji Malcolm McDowell zyskał zarówno uznanie w branży, jak i admirację ze strony Stanley’a Kubricka.
![Jeżeli 1968 recenzja](https://oldcamera.pl/wp-content/uploads/2022/06/jezeli-malcolm-mcdowell-300x179.jpg)
If (1968)
„Jeżeli….” – punkowy koloryt
Obraz „Jeżeli….”, w reżyserii Lindsay’a Andersona, mimo że został zrealizowany w 1968 roku – kiedy w Europie, w tym także w Polsce, dochodziło do wielu manifestacji studenckich i rozruchów o charakterze społecznym – poprzez swoje zamiłowanie do buntu wobec skostniałych instytucji i zasad w nich panujących, ma wiele wspólnego z ruchem punkowym, który narodził się oficjalnie dopiero w połowie lat 70. XX wieku. Wspomniana subkultura, reprezentowana przez zespoły, takie jak Sex Pistols, The Clash czy Ramones, wykazywała jawne niezadowolenie pod adresem placówek państwowych, zarzucając im nadmierną ingerencję w życie jednostki. Micka Travisa można uznać zatem za pierwszego punka, bo choć owo środowisko jeszcze nie istniało, to zarówno jego postawa, jak i wygłaszane racje były tożsame z tymi, wyrażanymi przez jego późniejszych „naśladowców”.
2. „Szczęśliwy człowiek” („O Lucky Man!”, reż. Lindsay Anderson, 1973)
![Szczęśliwy człowiek film](https://oldcamera.pl/wp-content/uploads/2022/06/szczesliwy-czlowiek-300x169.jpg)
Szczęśliwy człowiek
Mick Travis, już jako dorosły mężczyzna, pracuje w wielkiej korporacji, zajmującej się sprzedażą swojego flagowego produktu – kawy „Imperial”. Z powodu zawirowań w strukturze firmy zostaje awansowany na wysokie stanowisko przedstawiciela handlowego po niespełna pięciu tygodniach świadczenia zatrudnienia. Dużą rolę w tej promocji odegrała Gloria Rowe – szefowa reklamy, której przystojny bohater wpadł w oko. Po otrzymaniu wszystkich niezbędnych instrukcji Mick zostaje wysłany do północno – wschodniego regionu Anglii, a jego nadrzędnym celem jest pośredniczenie w transakcjach z reprezentantami innych spółek handlowych, czyli, krótko mówiąc – im więcej kawy sprzeda, tym lepiej na tym wyjdzie. Z początku wszystko idzie po myśli głównego bohatera, jednak pewna niefortunna spirala niewytłumaczalnych zdarzeń wpędzi go niebawem w kłopotliwe sytuacje, którym będzie musiał stawić czoło w pojedynkę.
„Szczęśliwy człowiek” – ulubiony film Malcolma McDowella
Malcolm McDowell, po udziale w filmie „Mechaniczna pomarańcza” Stanley’a Kubricka, był na tyle rozpoznawalny, że mógł decydować o swojej karierze w dużo większym stopniu niż miało to miejsce przed premierą tego kontrowersyjnego dzieła. Brytyjski aktor ma szczególny udział w powstawaniu drugiej części trylogii Lindsay’a Andersona, gdyż to właśnie z jego inicjatywy powstał scenariusz do „Szczęśliwego człowieka”, który później – w celu ujednolicenia kompozycji – podrasował David Sherwin, jednak obszerniejsza część tekstu i tak wyszła spod pióra odtwórcy roli Micka Travisa.
![Szczęśliwy człowiek 1973 recenzja](https://oldcamera.pl/wp-content/uploads/2022/06/o-lucky-man-film-300x169.jpg)
Szczęśliwy człowiek
Malcolm McDowell uznał prezentowany obraz za najlepszy, w jakim zagrał i trudno nie zgodzić się z jego stwierdzeniem. „Szczęśliwy człowiek” jest bowiem niespełna trzygodzinną satyrą na uwarunkowania społeczno–ekonomiczne w Wielkiej Brytanii, gdzie sarkazm idzie pod rękę z absurdem, a logika często zostaje przygnieciona ładunkiem czarnego humoru. Jeśli do powyższych składowych dodamy szyderczą aparycję brytyjskiego aktora, który już w pierwszym filmie z trylogii Lindsay’a Andersona – „Jeżeli….”, udowodnił swoją klasę i wprowadził pewnego rodzaju pionierskość, otrzymamy wynik idealny.
„Szczęśliwy człowiek” – złudne uroki kapitalizmu
Kiedy poznaliśmy Micka Travisa w filmie „Jeżeli….”, był wówczas młodym uczniem nieświadomym pułapek, jakie czyhają na życiowych zakrętach. Los, z uwagi na jego awanturniczą postawę i idealistyczne zapędy, skarcił go na tyle dotkliwie, że – już jako dorosły mężczyzna – powinien odznaczać się większą świadomością, a co za tym idzie – mniejszą podatnością na wpływy zewnętrze. Jak w pierwszej części trylogii Lindsay Anderson wyszydzał system szkolnictwa internatowego, tak w drugiej poddaje intensywnej krytyce zarówno zapędy kapitalistyczne bogatszej części populacji, jak i naiwność najniższych warstw społecznych.
Dla reżysera nie większego znaczenia, czy dana jednostka reprezentuje dobrobyt, czy ma problemy z zaspokojeniem podstawowych potrzeb – na końcu drogi i tak każdy zostanie z niczym. Jedna z bohaterek „Szczęśliwego człowieka” – Patricia Burgess, będąca córką skostniałego przedsiębiorcy czerpiącego ogromne zyski kosztem taniej siły roboczej, krytykuje postawę Micka, mówiąc do niego wprost: „Ciągle gadasz o pieniądzach, o posiadaniu rzeczy. Jeśli czegoś chcesz, bierz. Ja zawsze tak robię”. To jasny, wręcz namacalny sygnał, że mężczyzna goni za czymś złudnym, co wcale nie daje szczęścia, a jeszcze bardziej go od tego szczęścia oddala.
![O Lucky Man Malcolm McDowell](https://oldcamera.pl/wp-content/uploads/2022/06/o-lucky-man-300x169.jpg)
Szczęśliwy człowiek
„Szczęśliwy człowiek” – nieprzewidywalność wydarzeń
„Szczęśliwy człowiek” Lindsay’a Andersona odznacza się nie tylko bogatą symboliką okraszoną niebanalnym poczuciem humoru, ale przede wszystkim nieprzewidywalnością wypadków, a że całość trwa prawie trzy godziny, reżyser nie szczędzi widzom coraz to absurdalniejszych rozwiązań. Podczas początkowych sekwencji filmu, mając przez cały czas na uwadze pierwszą część trylogii – „Jeżeli….”, może się wydawać, że czeka nas nieskomplikowana historia fabularna, gdzie Mick (teraz już Pan Michael Arnold Travis), z uwodzicielskim uśmiechem na twarzy, będzie sprzedawać ludziom kawę „Imperial” i czerpać zyski z tego tytułu, bo przecież jego życie – jako ucznia internatu – było nakreślone prostą linią, bez ucieczek w dygresje pełne nonsensów.
W „Szczęśliwym człowieku” twórcy poszli o kilka kroków dalej i zastąpili jednotorową alejkę bez rozwidleń labiryntem pokaźnych rozmiarów, gdzie wątpliwości mnożą się z minuty na minutę, a widz – niepotrafiący przewidzieć tego, co zaraz nastąpi – staje się podobnym więźniem niekomfortowych sytuacji, co główny bohater.
„Szczęśliwy człowiek” – ścieżka dźwiękowa Alana Price’a
„Szczęśliwy człowiek”, w reżyserii Lindsay’a Andersona i obiektywie Miroslava Ondříčka, nie byłby obrazem perfekcyjnym, gdyby nie unikalna, równie cyniczna pod kątek lirycznym, ścieżka dźwiękowa autorstwa byłego klawiszowca legendarnego zespołu The Animals – Alana Price’a. Album zawiera dziesięć utworów, a całość trwa zaledwie 25 minut, co w zestawieniu z niespełna trzygodzinnym filmem może wydawać się nieadekwatne czasowo, jeśli jednak skupimy się nieco bardziej nie na samej akcji, a strukturze produkcji, okaże się, że każda z piosenek wyszczególnionych na krążku jest doskonałą ilustracją muzyczną, tworząc dodatkowy komentarz do i tak już przejrzyście zrealizowanych scen. Alan Price otrzymał za swoją pracę na rzecz omawianego dzieła nominację do Złotego Globu i nagrodę Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych (BAFTA).
3. „Szpital Brytania” („Britannia Hospital”, reż. Lindsay Anderson, 1982)
![Szpital Britannia recenzja](https://oldcamera.pl/wp-content/uploads/2022/06/britannia-hospital-300x169.jpg)
Szpital Britannia
Mick Travis to dojrzały mężczyzna, dobrze po trzydziestce, pracujący jako dziennikarz dla lokalnej stacji telewizyjnej. Dostaje zlecenie przeprowadzenia reportażu na temat działalności szpitala „Brytania”, a dodatkowego polotu całemu wydarzeniu dodaje wizyta królowej. Główny bohater dysponuje trzyosobowym zespołem, gdzie dwóch członków ekipy – z uwagi na zażywanie grzybów halucynogennych i haszyszu zakupionego jeszcze podczas pracy w Afryce – jest wiecznie na haju, a bezpośredni współpracownik, za udział w przedsięwzięciu, co chwila zmienia wysokość swojej gaży.
Konflikty międzyludzkie na gruncie zawodowym nie są w tym wypadku największym zmartwieniem Micka, w szpitalu trwa bowiem manifestacja przeciwko lepszemu traktowaniu bardziej uprzywilejowanych pacjentów, a odmowa pracy ze strony kucharzy i malarzy – bo w placówce trwają aktualnie czynności remontowe – dodatkowo zaostrza konflikt na linii przełożony a podwładny.
„Szpital Brytania” – bohater zbiorowy
![Szpital Britannia film Lindsay Anderson](https://oldcamera.pl/wp-content/uploads/2022/06/szpital-britannia-300x169.jpg)
Film Szpital Britannia
Jak we wcześniejszych dwóch odsłonach obrazów Lindsay’a Andersona Mick Travis pełnił funkcję głównego uczestnika całego zamieszania, tak w przypadku „Szpitalu Brytania” jego udział został mocno okrojony na rzecz wprowadzenia tak zwanego bohatera zbiorowego, czyli zespołu postaci, występujących w konkretnym dziele i reprezentujących określone środowiska lub zbiorowości. Praca dziennikarska, wraz z dalszym rozwojem wypadków, schodzi na drugi plan, a pałeczkę pierwszeństwa przejmują kolejno: dowódcy manifestacji, administrator szpitala – Vincent Potter, kierownik kuchni – Ben Keating oraz profesor Millar wraz ze swoją prawą ręką – doktor MacMillan.
Najciekawiej spośród wszystkich bohaterów wypada właśnie para naukowców, a ich tajemnicze eksperymenty na ludzkich organizmach, w tym także na Micku Travisie, są nie tylko najlepiej zrealizowanymi, biorąc pod uwagę całość produkcji, ale przede wszystkim dają ogromne pole do refleksji na temat kondycji współczesnego społeczeństwa.
„Szpital Brytania” – inspiracja „Latającym Cyrkiem Monty Pythona”
Pierwsze dwie części trylogii Lindsay’a Andersona – „Jeżeli….” i „Szczęśliwy człowiek”, są w pewnym sensie pracami prekursorskimi, gdzie nie widać typowych inspiracji innymi dziełami, a świeże spojrzenie na określony problem winduje je do poziomu najlepszych filmów brytyjskiej kinematografii, natomiast w przypadku „Szpitalu Brytania” sprawa ma się zgoła inaczej, bo ilość podobieństw do „Latającego Cyrku Monty Pythona” – i to nie tylko pod kątem sytuacji, ale zwłaszcza osobowości bohaterów – jest kolosalna. Idealny przykład stanowi tutaj sekwencja przyjazdu królowej wraz z jej świtą do kliniki, nad którą kontrolę przejęli strajkujący obywatele miasta.
![Film Szpital Britannia Malcolm McDowell](https://oldcamera.pl/wp-content/uploads/2022/06/szpital-britannia-film-300x225.jpg)
Britannia Hospital
Leonard Rossiter, wcielający się w administratora szpitala – Vincenta Pottera czy Graham Crowden, odtwarzający rolę profesora Millara, to istne perły ostatniej części trylogii Lindsay’a Andersona. Kilka scen z ich udziałem przywodzi na myśl nawet co poniektóre dzieła autorstwa Luisa Buñuela, którego znakiem rozpoznawczym był przecież wszechobecny absurd i czarny humor.
„Szpital Brytania” – manifestacja klas niższych
„Szpital Brytania”, w reżyserii Lindsay’a Andersona”, kładzie duży nacisk nie tylko na słabość ludzkiej kondycji, wytykając jej uchybienia na każdym kroku, ale przede wszystkim pokazuje, jak system – w sposób rażąco niesprawiedliwy – obchodzi się z obywatelami niższej kategorii i nie chodzi tu wcale o społeczeństwa ubogie, ale takie, które każdego dnia ciężko pracują na utrzymanie siebie i swoich bliskich.
W żadnym z wcześniejszych obrazów wchodzących w skład brytyjskiej trylogii nie było tak jasno i dobitnie nakreślonych sekwencji, wytykających ludzką głupotę i bezmyślność, a ostatni kwadrans filmu jest czymś w rodzaju otrzeźwiającego kuksańca w twarz. Jedynym dostrzegalnym mankamentem produkcji jest brak Micka Travisa w końcowych fragmentach „Szpitalu Brytania”, bo skoro wprowadził nas w swój zwariowany świat w „Jeżeli….” i w sposób dowcipny zintensyfikował go w „Szczęśliwym człowieku”, tak w finale powinien przynajmniej delikatnie puścić do nas cyniczne oko.
![Film Szpital Britannia recenzja](https://oldcamera.pl/wp-content/uploads/2022/06/szpital-britannia-lindsay-anderson-300x169.jpg)
Britannia Hospital
Malcolm McDowell o Lindsay’u Andersonie
Lindsay Anderson odszedł 30 sierpnia 1994 roku, w wieku 71 lat, pozostawiając po sobie, poza wyżej wspomnianą trylogią poświęconą przygodom Micka Travisa, kilka innych ciekawych produkcji. Do najbardziej szczególnych należą „Sportowe życie” z 1963 roku, z Richardem Harrisem i Rachel Roberts w rolach głównych i „Sierpniowe wieloryby” z 1987 roku, z Bette Davis, Lillian Gish i Ann Sothern, gdzie dla dwóch ostatnich z wyszczególnionych aktorek były to finalne kreacje w życiu.
Malcolm McDowell, w wywiadzie udzielonym dziesięć lat po śmierci Lindsay’a Andersona, stwierdził: „Szczerze, Lindsay był moim najlepszym przyjacielem, mimo tego że nie był współczesny. Nigdy nie patrzyłem na niego jak na mentora i ogólnie nie przepadam za tym określeniem, ale wydaje mi się, że kimś takim właśnie był. Wiedziałem, że jeśli jakiekolwiek przeprosiny wchodziłyby w grę, to zdecydowanie ode mnie. Taka była cena tej relacji”. Później dodał: „Praca z nim była jak realizowanie filmów oxfordzkiego dona – faktycznie, był taki sam na planie, jak i poza nim. Był cudownym reżyserem, ponieważ prowadził aktorów w pięknym stylu i nie mieli oni pojęcia, w których momentach byli reżyserowani. Owszem, pozwolił ci coś przećwiczyć i dał kilka wskazówek, ale ogólnie rzecz biorąc – to by było na tyle. Reżyserzy muszą być manipulatorami nagród”.
Lindsay Anderson – niepokorny twórca brytyjskiego kina, jest odpowiedzialny za sukces aktorski Malcolma McDowella, bo choć nakręcili razem tylko cztery filmy, to zawarte w nich pomysły i przesłania są nadal aktualne i nic nie wskazuje na to, aby w ciągu najbliższych dekad przebrzmiały i odeszły w zapomnienie.
Bibliografia:
Buening M., „If….” [dostęp: 14 czerwca 2022], Popmatters