„Monachium” Netflixa – nie wolno podpisać tego traktatu!
Tytuł: “Monachium: w obliczu wojny” (“Munich. The Edge of War”)
Rok produkcji: 2021
Reżyseria: Christian Schwochow
Obsada: George MacKay, Jannis Niewöhner, Jeremy Irons, Liv Lisa Fries, Jessica Brown Findlay, August Diehl, Ulrich Matthes
„Historia naprawdę nigdy nie mówi: żegnaj. Historia zawsze mówi: do zobaczenia” – te słowa Eduardo de Galeano mogłyby być mottem filmu „Monachium” Netflixa. Obraz Christiana Schwochowa jest bowiem czytelną parabolą współczesnej sytuacji politycznej w Europie. Oglądając ten film w styczniu 2022 roku, kiedy właśnie toczą się rozmowy największych przywódców o groźbie kolejnej wojny na naszym kontynencie, nie mogłam myśleć o mankamentach „Monachium”, ale całkowicie dałam się wciągnąć w jego wewnętrzny świat.
Mimo że naczelną ideą obrazu wydaje się próba wybielenia hańby traktatu z 1938 roku, w którym Zachód oddał Hitlerowi bezbronną Czechosłowację, w filmie można również dostrzec naprawdę mocne elementy. Udało się bowiem reżyserowi pokazać, dlaczego w konfrontacji ze ślepą totalitarną ideologią, argumenty z porządku wartości humanistycznych są całkowicie bezsilne. Przede wszystkim zaś udało mu się zabrać widza w podróż do niemieckiego miasta końca lat 30., by bocznymi drzwiami wejść do gabinetu brytyjskiego premiera i wspólnie z dwójką młodych bohaterów tej opowieści, krzyczeć, że nie wolno podpisać tego traktatu. I jest to wołanie, które po niemal stuleciu rozbrzmiewa w środku Europy po raz kolejny.
„Monachium” – nowy film Christiana Schwochowa
„Monachium” to historyczna produkcja Neflixa, wyreżyserowana przez niemieckiego twórcę Christiana Schwochowa. Filmowiec ma na swoim koncie już kilka sukcesów, do jakich można zaliczyć „Popękaną skorupę” (2011) czy kilka odcinków głośnego serialu HBO „The Crown”. „Monachium” zrealizowane w konwencji emocjonującego thrillera szpiegowskiego, powstało na podstawie bestsellerowej powieści Roberta Harrisa, który został również scenarzystą tej adaptacji. Akcja filmu rozpoczyna się w 1932 roku, kiedy trójka przyjaciół z Oxfordu świętuje Nowy Rok. Brytyjczyk Hugh Legat (George MacKay), Niemiec Paul Hartman (Jannis Niewohner) i jego dziewczyna Leyna, Żydówka (Liv Lisa Fries) jeszcze nie mają świadomości, że stoją u progu nowej epoki, która całkowicie odmieni ich osobiste losy, ale też dzieje świata.
Obaj przyjaciele wiążą swoją karierę ze służbą w dyplomacji. Hugh zostaje członkiem sztabu brytyjskiego premiera Neville’a Chamberlaina (Jeremy Irons), a Paul jest tłumaczem w najbliższym otoczeniu Adolfa Hitlera. Po latach rozłąki losy przyjaciół ponownie splatają się we wrześniu 1938 roku w Monachium, dokąd angielska delegacja udaje się na negocjacje w sprawie żądań Führera, by przyłączyć do terytorium Rzeszy Sudety. Obaj bohaterowie znajdują się tam nieprzypadkowo. Istnieje mianowicie szansa, że ich tajna misja może zmienić bieg historii…
„Monachium” – Chamberlain kontra Hitler
„Monachium” bardzo dobrze się sprawdza jako thriller szpiegowski, ale też kino historyczne. Twórcom udało się połączyć te dwa wymiary, w efekcie czego powstał trzymający w napięciu, emocjonujący film ze świetnie zarysowanymi portretami bohaterów. Widz zostaje wciągnięty w sam środek dziejowych wydarzeń, obserwując niejako historię „in statu nascendi” – dokonującą się tu i teraz. Schwochow niezwykle sugestywnie oddał klimat Niemiec końca lat 30., w którym niemal czuje się na własnej skórze gęstniejący mrok nadciągającej katastrofy. Jednocześnie został on wyraźnie skontrastowany z odmiennym, jeszcze wolnym światem, z którego przybywają do Monachium przywódcy Wielkiej Brytanii i Francji.
Mamy tu do czynienia z niemal jaskrawym kontrastem postaw i ideologii. Sceny, gdy Chamberlain wjeżdża do miasta równolegle z Hitlerem, robią olbrzymie wrażenie i zostały przygotowane z pieczołowitą dbałością o realia historyczne. Przypominają swoją poetyką zdjęcia z kronik filmowych, przy czym powaga, a nawet groza sytuacji jest znacznie wyższa. Oto widzimy dwóch różnych przywódców: demonicznego Hitlera, na którego widok wiwatujące tłumy Niemców wpadają w ekstatyczną histerię i stonowanego Chamberlaina. Ich wizerunek i sposób bycia to zderzenie dwóch różnych porządków.
Hitlerowi w filmie „Monachium” w każdym geście towarzyszy symbolika wojenna: występuje w mundurze, porusza się wojskowym krokiem przy akompaniamencie bębnów, a dla otoczenia nie jest jedynie kanclerzem, ale czczonym z quasi-religijnym kultem wodzem. Trzeba przyznać, że wcielający się w rolę Führer Ulrich Matthes sprawdził się bardzo dobrze. Stworzył postać nieco tajemniczą, a przede wszystkim nieprzewidywalną, która rozstawia po kątach nie tylko swoich obywateli, ale także największych światowych przywódców. Przy jego zdeterminowaniu i agresywnej postawie, pozostali oficjele przypominają przestraszone dzieci, które grzecznie czekają na swoją kolej, by dostać upragnionego cukierka.
Chamberlain w doskonałej kreacji Jeremiego Ironsa to z kolei dystyngowany angielski dżentelmen, który mimo że obdarzony ciętym dowcipem i pomysłowością, zszokowany postawą Hitlera wydaje się gubić w jego cynicznej grze. Scena, gdy obaj przywódcy tuż przed rozpoczęciem negocjacji mierzą się wzajemnie spojrzeniami z dystansu, niczym bokserzy przed wejściem na ring, należy do jednych z najlepszych w „Monachium”. Jest to również ujęcie niesłychanie symboliczne: Hitler w mundurze i wojskowych butach mentalnie jest już na wojnie, podczas gdy brytyjski premier nie zdążył jeszcze zdjąć płaszcza przed wypiciem pokrzepiającego koniaku.
„Monachium” – dlaczego Niemcy poparli Hitlera?
Trzeba przyznać, że Schwochow nie unika w swoim filmie trudnego, zwłaszcza dla niemieckiego reżysera, pytania, dlaczego Niemcy poparli Hitlera. Wyjaśnienia ma udzielić widzowi historia Paula Hartmana, jednak dla mnie to właśnie najbardziej skłamany element filmu, i to nie ze względów fabularnych ale ideologicznych. Widzimy tu bowiem wewnętrzną przemianę bohatera, który z zagorzałego entuzjasty wodza „przywracającego Niemcom narodową godność”, pod wpływem osobistych doświadczeń staje się jego przeciwnikiem. O ile w osobowym wymiarze historia ta jest wiarygodnie umotywowana, a Jannis Niewohner tworzy bardzo ciekawą kreację, o tyle na poziomie zbiorowym taki obraz raczej się nie klei. Z filmu dowiadujemy się bowiem, że zdanie Hartmana wcale nie jest odosobnione, wielu generałów ma ochotę zamordować Hitlera, a reszta obywateli zwyczajnie się boi, ponieważ totalitarne państwo wszystkich inwigiluje.
Oczywiście Rzesza w późnych latach 30. była państwem totalitarnym, trudno jednak rozmywać narodową winę przez podobne konstatacje sugerujące, że Führer to zwykły szaleniec, który rozpętał straszną wojnę bez legitymacji od narodu. Wręcz przeciwnie, Hitler doszedł do władzy drogą demokratyczną i zdecydowana większość Niemców popierała jego najbardziej radykalne “pomysły”. “Ucieczka od wolności” Ericha Fromma czy “Rozmowy z katem” Kazimierza Moczarskiego to tylko pierwsze z brzegu przykłady rzetelnych analiz tego problemu…
„Monachium” – traktat wynikający z naiwności czy z politycznego sprytu?
Dla mnie najciekawszym wymiarem „Monachium” jest natomiast to, w jaki sposób twórcy starają się zreinterpretować wydarzenie podpisania traktatu w 1938 roku. Bardzo interesująco jawi się tu mianowicie kluczowa dla wymowy filmu sylwetka premiera Chamberlaina. Jego polityczna naiwność okazuje się jedynie pozorem. W filmie widzimy, że poza ogranego przez sprytnego agresora angielskiego dżentelmena jest jedynie maską użyteczną w wielkiej polityce. Znacznie łatwiej udawać bowiem wiarę w zapewnienia Hitlera o pokoju niż przyznać się, że mocarstwo rangi Wielkiej Brytanii oddaje walkowerem wartości, których rzekomo broni, bo tak naprawdę nie ma ochoty umierać za mały naród ze środkowej Europy.
I właśnie to wyjaśnienie wynikające z wewnętrznej logiki filmu wydaje się dużo bardziej prawdopodobne niż zawarta w formie napisu końcowego, sztucznie podsumowująca całość konkluzja, że „traktat w Monachium pozwolił Europie zyskać czas, by przygotować się do wojny”. Z taką interpretacją hańby 1938 roku mieszkańcom środkowo-wschodniej części starego kontynentu trudno się zgodzić. Odnoszę nieodparte wrażenie, że ta narzucona widzowi ocena pozostaje w sprzeczności z dominującym przekazem filmu i doprowadza do zaistnienia tu pewnego dwugłosu.
Świadoma polityka ustępstw statecznych starców nie tylko wywiera bowiem w “Monachium” upiorny i przerażający efekt, ale zostaje przeciwstawiona żarliwej postawie młodych bohaterów. Hugh i Paul nie potrafią zgodzić się na reguły tej polityki, ponieważ przewidują jej tragiczne konsekwencje. To oni krzyczą, że tego traktatu nie wolno podpisać, kiedy zaś tłumy wiwatują na cześć Chamberlaina przywożącego Anglikom pokój, Legat wymownie patrzy w stalowe niebo, na którym niebawem pojawią się niemieckie bombowce. A my wraz z nim z niepokojem wpatrujemy się w horyzont, bo nauczeni gorzką lekcją historii wiemy, że tego traktatu naprawdę nie wolno podpisać…