Slashery na Halloween – TOP 10 produkcji
Halloween jest świętem, które szczególnym kultem cieszy się w Stanach Zjednoczonych. Również w Polsce z każdym rokiem pojawia się coraz więcej entuzjastów „nocy strachów” Dlatego z okazji zbliżającego się dnia 31 października, postanowiłem sporządzić ranking filmów, które umilą nam spędzenie tego „strasznego” wieczoru. Skupiłem się przede wszystkim na slasherach, które już od lat „nawiedzają” widzów z ekranów kin i telewizji.
Kiedy powstał pierwszy slasher i kogo można uznać za „ojca chrzestnego” tego podgatunku? Trudno jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć. Część odbiorców uważa, że za pierwszego prawdziwego slashera można uznać już „Psychozę” Alfreda Hitchcocka. Kultowa scena z krzykiem Janet Leigh pod prysznicem była również wiele razy potem powielana w popularnych slasherach. Sama „Psychoza” posiada także wiele cech, które można przypisać późniejszym slasherom. Począwszy od postaci seryjnego mordercy Normana Batesa i sposobów w który zabijał swoje ofiary.
Prawdziwy początek ery slasherów należy jednak datować na okres lat siedemdziesiątych. W roku 1974 w kinach premierę miały dwa filmy, który stanowiły prototyp dla późniejszych kasowych slasherów. Mam tu na myśli „Teksańską masakrę piłą mechaniczną” w reżyserii Tobe’a Hoopera, oraz „Czarne święta” Bobby’ego Clarka. Obie produkcje w swojej osi fabularnej ukazywały wiele cech, które później staną się dla slasherów kluczowe. „Teksańska masakra piłą mechaniczną” przedstawiała motyw grupy nastolatków nękanych przez obłąkanego mężczyznę. „Czarne święta” natomiast pokazywały tajemniczego mordercę, który nagabuje telefonicznie dziewczyny z akademika, aby potem próbować je zabić. Oba motywy staną się w kolejnych dekadach jednym z kluczowych elementów dla slasherów.
Słynne slashery
10. „Szalony glina” (1989)
Mój ranking rozpocznę od najbardziej kontrowersyjnego filmu na tej liście. Bynajmniej nie w związku z szokującą fabułą, a raczej z jej mierną jakością. Przyznam, że wstawiam go tu z powodów mocno subiektywnych. „Szalony glina” był pierwszym slasherem, który obejrzałem. Pewnego wieczoru z koleżanką szukaliśmy jakiegoś filmu do popcornu. Na chybił trafił odpalił się właśnie „Szalony glina”. Koleżance film nie przypadł do gustu, natomiast mnie uraczył swoją kampową estetyką. W końcu cóż może być „piękniejszego” od slashera w klimacie vhs, ze wszystkimi jego niedogodnościami. „Szalony glina” w dużym stopniu bazował na osi fabularnej filmu, który powstał rok przed nim czyli „Maniakalny glina”.
Główny bohater „Szalonego gliny” to małomówny mężczyzna w policyjnym mundurze, który w czasie trwania seansu wypowiada góra trzydzieści krótkich zdań. Morderca pod przykrywką stróża prawa pozbawia życia napotkanych na swojej drodze ludzi. Mimo głównie negatywnych recenzji, cztery lata później pojawiła się druga część „Szalonego gliny”. Jednak „Szalony glina powraca” nie posiadał już tego mrocznego, kampowego klimatu, przez co był to po prostu przeciętny slasher klasy B.
9. „Ciała studenckie” (1981)/ „Powrót do upiornej szkoły” (1987)
Kiedy ktoś posługuje się terminem „parodia horroru” zapewne ma na myśli produkcję typu „Straszny film”. Ja jednak pragnę zwrócić uwagę na dwa filmy, które nakręcono jeszcze w latach osiemdziesiątych. Mickey Rose wspólnie z Michaelem Ritchie (reżyser m.in. Fletcha”, „Dzikich kotów” czy „Złotego dziecka”) sparodiowali slashery już w 1981 roku. Film, który poleciłbym przede wszystkim fanom produkcji braci Zucker. W „Ciałach studenckich” mamy zawartą dużą ilość absurdalnego humoru rodem z „Czy leci z nami pilot?”. Głównym bohaterem jest nieudolny seryjny morderca, wyraźnie zmęczony swoim „fachem”. Jestem przekonany, że bracia Wayans zanim stworzyli swój „Straszny film”, musieli przynajmniej raz widzieć „Ciała studenckie”. Wiele motywów jest obecnych zarówno w jednym jak i drugim filmie. Konwencja slasherów i głupoty ich głównych bohaterów została obśmiana w „Ciała studenckich” wzorowo.
Dla kinomanów, którzy preferują filmy na pograniczu horroru i komedii polecam natomiast „Powrót do upiornej szkoły” z 1987 roku. Akcja toczy się na planie filmu kręconego w szkole, gdzie kilka lat temu dokonano straszliwej masakry. Ekipa filmowa pragnie otworzyć tamte wydarzenia, nie zważając na wciąż nawiedzają szkołę demony. Twórcy bawią się z widzem, który do końca nie wie, co jest tylko częścią kręconego filmu, a co prawdą, rozgrywającą się poza planem.
Z dzisiejszej perspektywy film kojarzony jest przede wszystkim z drobnej rólki George’a Cloooneya, ponieważ to właśnie w „Powrocie do upiornej szkoły” aktor stawiał swoje pierwsze kroki w branży filmowej.
8. „Bal maturalny” (1980)
Prototyp niskobudżetowych slasherów, jakie odniosły niespodziewany sukces. Jamie Lee Curtis, która dała poznać się szerzej publice w filmie „Halloween”, w „Balu maturalnym” po raz kolejny wciela się w rolę nastolatki stającej w obliczu niespodziewanych śmierci kolejnych znajomych. Film rozpoczyna sekwencja dziecięcej zabawy doprowadzającej do tego, że poniżana dziewczynka przez przypadek wypada przez okno. Przestraszone dzieciaki zawierają ze sobą pakt, że zachowają w tajemnicy to, co się stało tego feralnego poranka. Po tej sytuacji, akcja filmu przenosi widza sześć lat do przodu.
Dzieciaki z pierwszej sceny już dorosły i aktualnie szykują się do balu maturalnego. Ich spokój zaczynają zakłócać dziwne telefony i trudne do uwierzenia zbiegi okoliczności. Do ostatecznej eskalacji przemocy zaczyna dochodzić podczas tytułowego balu maturalnego. Film w reżyserii Paula Lyncha spopularyzował slasherowy motyw morderstw w szkole, szczególnie w czasie trwania balu maturalnego czy szkolnych zabaw. Komercyjny sukces, który ostatecznie odniósł film (mimo dość skromnego budżetu), zachęcił wielu twórców do powielania tego schematu w kolejnych tego typu produkcjach.
W ramach ciekawostki można dodać, że w rolę ojca nastolatki wcielił się nie kto inny jak mistrz komedii absurdu – Leslie Nielsen. Nielsen zanim stał się Frankiem Drabinem, grywał najczęściej właśnie w filmach klasy B. Natomiast Jamie Lee Curtis dopiero dzięki roli w „Nieoczekiwanej zmianie miejsc” zerwała ze swoją łatką nastoletnich bohaterek horrorów
7. „Krwawy odwet” (1986)
„Krwawy odwet” to jeden z najbardziej ciekawych slasherów klasy B. Nie chodzi tu o samą jakość filmu, a owianą złą sławą historię dotyczącą odtwórcy głównej roli. Simon Scuddamore. Scuddamore wcielił się w „Krwawym odwecie” w postać Marty’ego, nastolatka o wyglądzie typowego szkolnego kujona. Chłopak jest obiektem regularnych żartów i psikusów wśród kolegów z klasy. Nie są to jednak miłe koleżeńskie kawały, a np. wkładanie jego głowy do szkolnej toalety, czy rażenie prądem. To właśnie w tej sekwencji mamy również oddanie hołdu Hitchcockowi i jego słynnej scenie pod prysznicem z „Psychozy”.
Ostateczny splot zdarzeń, nierozważność Marty’ego, w połączeniu z kolejnym dowcipem grupy, sprawia że ulega on tragicznemu wypadkowi. Wypadkowi, który już raz na zawsze zmieni jego twarz. W dalszej części filmu fabuła skupia się na zjeździe absolwentów mającym miejsce kilka lat później od feralnego zdarzenia. Dawni szkolni koledzy spotykają się ponownie na terenie byłej szkoły, która co prawda od czasu wypadku jest nieczynna, ale nie przeszkadza im to w tym, aby wejść na teren zamkniętego budynku. Jak będzie wyglądać późniejsza część filmu, to każdy fan slasherów może się łatwo domyśleć.
Warto dodać jeszcze kilka słów o Simonie Scuddamorze i legendzie, która o nim krąży. W czasie powstawania „Krwawego odwetu” miał on dwadzieścia osiem lat. Był to jego pierwszy film (poza Caroline Munro, praktycznie większość obsady to byli aktorzy-amatorzy) a zarazem ostatni. Kilka tygodni po ostatnim klapsie na planie „Krwawego odwetu” Simon popełnił samobójstwo. Do dziś nie wyjaśniono dokładnych powodów dla których mężczyzna zdecydował się na ten czyn. Wśród fanów slasherów pojawiło się wiele teorii od uzależnienia Scuddamore od heroiny, poprzez problemy rodzinne. Na jeden ze stron poświęconej horrorom, znalazłem przytoczoną przez użytkownika forum wypowiedz członka ekipy, który twierdził, że Simon był spokojnym, aczkolwiek lekko dziwnym i zamkniętym w sobie człowiekiem, poświęcającym swój wolny czas na pracę i pomoc biednej i trudnej młodzieży.
Scuddamore był do tego stopnia zaangażowany w tę pomoc, że swój grafik na planie dostosowywał do grafiku pracy z młodzieżą, a nie odwrotnie. Ostatecznej tajemnicza postać odtwórcy roli Marty’ego owiała legendą „Krwawy odwet”. Film nakręcony został w roku 1984, ale do kin wszedł dopiero po dwóch latach. Ponieważ akcja zemsty Marty’ego rozgrywa się pierwszego dnia kwietnia, pierwotnie twórcy chcieli nazwać swój film właśnie „Prima Aprilis”. Zrezygnowali, w momencie, gdy doszła do nich informacja, że do kin wchodzi już produkcja o takim tytule. Dla zainteresowanych historią „Krwawego odwetu”, o filmie więcej opowiadam w podcaście „Świat według Damiena”.
6. „Uśpiony obóz” (1983)
Jeden z najbardziej szokujących slasherów w historii. Zaskakująca końcówka filmu zaskarbiła sobie fanów wśród koneserów podgatunku. Z drugiej strony spotkała się z krytyką wśród środowisk transgenderowych. Akcja filmu rozgrywa się w czasie letniego obozu zorganizowanego dla młodzieży. Na biwak trafia małomówna Angela i opiekujący się nią kuzyn Ricky. Z pozoru familijny obóz skrywa wiele złych tajemnic, a każde kolejne zabójstwo jeszcze bardziej komplikuje sprawę.
Zamordowani zostają m.in. kucharz pedofil, agresywna opiekunka czy wyniosła i samolubna nastolatka. Policja ani opiekunowie obozu nie są w stanie złapać, ani nawet dobrze wytypować, kto i dlaczego mógł posunąć się do tych okropnych zbrodni. Kiedy ostatecznie dowiadują się, kto jest mordercą, są w wielkim szoku, zupełnie tak jak widzowie oglądający ostatnią sekwencję filmu. „Uśpiony obóz” doczekał się jeszcze trzech kolejnych części, ale zainteresować mogą one już jedynie największych wielbicieli B klasowych slasherów.
5. „Prima Aprilis” (1986)
To właśnie film w reżyserii Freda Waltona „przywłaszczył” sobie miano primaaprilisowej produkcji. Fabuła oscyluje wobec wyjazdu grupki studentów z okazji spring break. Spring break to okres wiosennych wakacji dla uczniów i studentów w Stanach Zjednoczonych. Bohaterowie wspólnie wyjeżdżają do domu rodziców jednej z koleżanek. Od początku wśród nich panuje nastrój primaaprilisowych żartów i wygłupów. Z czasem jednak zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a poszczególni bohaterowie giną w niewyjaśnionych okolicznościach. Nie chcąc aż nadto spoilerować, napiszę tylko w formie małej zagadki, że końcówka filmu jest mocno powiązana z jego tytułem. Film w reżyserii Freda Waltona zebrał głównie przychylne recenzje i cieszył się umiarkowanym sukcesem w kinach.
4. „Piątek trzynastego” (1980)
„Piątek trzynastego” to seria filmów, dzięki którym Jason Voorhees stał się jednym z najbardziej znanych i przerażających bohaterów horrorów. Nawet jeśli w pierwszym obrazie z 1980 roku postać Jasona praktycznie się nie pojawia. Voorhees na stałe został wprowadzony dopiero w drugiej części. Oryginalny „Piątek trzynastego” jest typowym (z perspektywy czasu) slasherem, gdzie grupa młodych osób przybywa do letniego obozu nad Crystal Lake, aby przygotować go na otwarcie sezonu.
Przyznam, że mimo całej swoje kultowości, mnie osobiście film Seana S. Cunninghama nie zachwycił. Nie oglądałem kolejnych części (których nakręcono naprawdę dużo, nawet jak na standardy horrorów) i z tego co czytałem, szczególnie drugi film z tej serii jest o wiele lepszy od jedynki. No cóż, może kiedyś się o tym osobiście przekonam. Co ciekawe, wśród mało znanej obsady, jedną ze swoich pierwszych ról zagrał Kevin Bacon.
3. „Koszmar z ulicy Wiązów” (1984)
Historia Wesa Cravena po raz pierwszy
Jeśli zrobić pojedynek pomiędzy najbardziej znanymi postaciami z horrorów, to jest wielka szansa, że Freddy Krugger mógłby znaleźć się w niej na pierwszym miejscu. „Koszmar z ulicy Wiązów” pojawił się w kinach ledwie cztery lata po premierze „Piątku trzynastego”, a pomimo to przez ten krótki okres czasu slashery były już powoli w odwrocie. Wychodziło coraz więcej słabej jakości filmów, które tylko kopiowały wcześniej utarte schematy. Postać Kruggera zabijającego swoje ofiary podczas snu, była czymś innowacyjnym, dotąd niespotykanym.
Reżyser filmu Wes Craven swoich sił w horrorze próbował już w latach siedemdziesiątych. W 1972 wyreżyserował film pt. „Ostatni dom po lewej”. Przy produkcji współpracował m.in. wyżej wspomniany Sean S. Cunningham. Debiut Cravena jest dość niepokojący (to chyba najbardziej trafne określenie) i szokujący w swoim obrazie. Co ciekawe pierwotnie „Ostatni dom po lewej” miał być filmem pornograficznym, z jeszcze większą ilością brutalności bijącej z ekranu. Produkcja wzbudziła liczne kontrowersje i wielu krajach została zakazana. Sam reżyser przez chwilę pragnął odejść od horrorowej konwencji, przytłoczony tak dużą krytyką. Mimo to pomiędzy „Ostatnim domem po lewej” a „Koszmarem z ulicy Wiązów”, Craven nakręcił jeszcze trzy film grozy.
Najbliżej slasherowego stylu było „Śmiertelne błogosławieństwo” z młodą Sharon Stone w głównej roli. Jednak ani „Śmiertelne błogosławieństwo” z 1981 roku, ani mający premierę rok później „Powrót z bagien” nie odniosły komercyjnego sukcesu. Dlatego trudno się dziwić, że „Koszmar z ulicy Wiązów” posiadał budżet ledwie ponad milion dolarów. Craven scenariusz historii o Krugerze miał już przygotowany w roku 1981, ale dopiero pod koniec 1983 udało mu się znaleźć wytwórnie, która będzie chciała zainwestować w film. Będąca już kilka lat na rynku firma New Line Cinema postanowiła wraz z indywidualnymi producentami zainwestować w nową produkcję Cravena.
Ostatecznie opłaciło się to wszystkim. Poprzez „Koszmar z ulicy Wiązów” New Line Cinema na stałe weszła do pierwszej ligi, zarabiając krocie z zysków. Podobnie jak każdy z producentów prywatnych, którzy włożyli poszczególne części pieniędzy do budżetu. Najbardziej zyskał przede wszystkim sam Wes Craven. Dzięki „Koszmarowi z ulicy Wiązów” reżyser stał się jednym z najbardziej cenionych twórców horrorów. Łatka specjalisty od „dziwnych” i obrazoburczych dzieł raz na zawsze wyparowała.
Zapewne większość fanów horrorów dobrze zna „Koszmar z ulicy Wiązów”, jednak dla tych, którzy dotąd nie widzieli przygód Krugera w skrócie opiszę fabułę. Nastoletnich bohaterów filmu dręczą nocne koszmary, w jakich pojawia się okrutny morderca znany jako Freddy Kruger. Freddy zabija poszczególnych bohaterów w czasie snu. Nastolatki mimo walki z brutalnym przestępcą koniec snu przypłacają śmiercią. W toku filmu widzimy, że problem z Krugerem nawiedzał ludzi z miasteczka już przed laty, a możliwość pokonania go nie jest taka łatwa jak mogłaby się z początku wydawać.
W filmie debiutował zaledwie dwudziestojednoletni Johnny Deep, który wcielił się w rolę Glena, chłopaka głównej bohaterki Nancy (w tej roli Heather Langenkamp). Pierwotnie twórcy zaproponowali tą rolę równie młodemu Charlie Sheenowi, ale ten odrzucił ich propozycję.
Oryginalna seria przygód Freddy’ego Krugera liczyła aż siedem części. Ostatnią z nich był „Nowy koszmar Wesa Cravena”, który swoją premierę miał w 1994 roku. Początkowo film miał stanowić nowe otwarcie dla historii Krugera. Jednak w porównaniu z poprzednim częściami „Nowy koszmar” zarobił zdecydowanie mniej. Powyższa sytuacja postawiła Cravena w kropce – czy próbować wskrzesić starą formułę „Koszmaru z ulicy Wiązów”, czy spróbować czegoś nowego. Na szczęście na jego drodze stanął Kevin Williamson.
2. „Krzyk” (1996)
Historia Wesa Cravena po raz drugi
Zanim jednak Kevin Williamson wraz z Wesem Cravenem zredefiniują zasady slashera, Craven nawiąże chwilowy nieudany „romans” ze światem kina mainstreamowego. W 1995 roku na ekrany wszedł film pt. „Wampir w Brooklynie” z Eddiem Murphy w roli głównej. Produkcja, która po latach zostanie zdecydowanie bardziej doceniona, w chwili premiery była traktowana jako totalny niewypał. Craven specjalista od horrorów i Murphy specjalizujący się w komediach, próbowali połączyć oba gatunki i stworzyć dzieło zarówno śmieszne jak i straszne. Publiczność nie doceniła jednak ich starań. Dla fanów Murphy’ego „Wampir w Brooklynie” był zbyt straszny, a dla wielbicieli Cravena ilość gagów z głównym bohaterem była trudna do przetrawienia. Kiedy wydawało się, że filmowa pozycja Wesa Cravena może uleć pogorszeniu, z pomocą scenariusza Kevina Williamsona nakręciła on film „Krzyk”
Jak już wspomniałem, „Krzyk” zredefiniował ten podgatunek. Pod koniec lat osiemdziesiątych slashery trafiały już tylko do wąskiego grona odbiorców. Jedynie kolejne części przygód Jasona czy Freddy’ego cieszyły się w miarę dużą popularnością. Slasher stał się synonimem produkcji niszowej, kiczowatej, a czasami i tandetnej. Z tego też powodu wielkie wytwórnie nie były już zainteresowane inwestowaniem w kolejne tego typu produkcje. Dlatego też duet Williamson – Craven, pragnął powalczyć z odgórnie przyjętymi motywami i zasadami dla tego typu filmów. Pierwotnie „Krzyk” miał nazywać się „Straszny film” i stanowić parodie dawnych slasherów. Ostatecznie zdecydowano, aby film był bliższy standardowej konwencji dla tego podgatunku, a ze zwolnionego pomysłu i tytułu kilka lat później skorzystali bracia Wayans.
„Krzyk” opowiada historię Sidney Prescott (w tej roli Neve Campbell), nastoletniej dziewczyny, która jest prześladowana przez tajemniczego mężczyznę nękającego ją telefonami. Wcześniej tajemniczy „Ghostface” zamordował już kilku nastolatków, przedtem dzwoniąc do nich z pytaniem „Jaki jest twój ulubiony horror?”. Ostateczna tożsamość „Ghostface” wzbudziła duże zaskoczenie wśród widzów. Przez co w pewnym stopniu twórcą udało się zerwać z tradycyjną konwencją slashera.
„Krzyk” okazał się wielkim sukcesem komercyjnym, ale zdobył również uznanie wśród krytyków. Wes Craven mógł rozpocząć kolejną kasową serię, a slasher powrócił do łask wśród młodych widzów. Dla Kevina Williamsona „Krzyk” był początkiem wielkiej kariery. Oprócz kolejnych części „Krzyku” napisał on m.in. kolejny kasowy slasher pt. „Koszmar minionego lata”. Fani seriali telewizyjnych mogą natomiast kojarzyć Williamsona z „Jeziora Marzeń”. To właśnie ten scenarzysta jest odpowiedzialny za przygody Dawsona i reszty mieszkańców Capeside. Jako ciekawostkę można dodać, że tytuł i sama maska mordercy nawiązuję do dziewiętnastowiecznego dzieła malarza Edvarda Muncha.
1. „Halloween” (1978)
Mający swoją premierę w 1978 roku film „Halloween” otworzyły nowy rozdział w historii horrorów. Film w reżyserii Johna Carpentera, którego budżet wynosił zaledwie trzysta tysięcy dolarów, zarobił ostatecznie ponad siedemdziesiąt milionów. „Halloween” opowiada historię Michaela Myersa – chorego psychicznie seryjnego mordercy. Myers w wieku sześciu lat dźgnął swoją starszą siostrę i od tego czasu przebywał w ośrodku psychiatrycznym. Po piętnastu latach od tamtego zdarzenia, nadchodzi wreszcie moment, gdy Myers może zostać osądzony i ostatecznie zamknięty do końca życia. Niestety mężczyźnie udaje się uciec z ośrodka i od tego momentu w mieście rozpoczyna się krwawa masakra.
Morderca zabija kolejne osoby, szczególnie polując na nastolatków. To właśnie w „Halloween” po raz pierwszy utarły się zasady dla typowego slashera. Postać zamaskowanego mordercy, która pozbawia życia nastolatków – albo w ramach zemsty albo karcąc ich za rozwiązłość seksualną. Ostatecznie z grupy nastoletnich bohaterów przeżywa jedynie „the final girl” – czyli dziewczyna, która w przeciwieństwie do rówieśników nie uprawia seksu, nie bierze narkotyków i nie pije alkoholu.
Szczególnie zainteresowanym historią powstawania, a także kulisami filmu Carpentera polecam dokument Netflixa, który opowiada o kultowych starych produkcjach.
WESOŁEGO HALLOWEEN