„X” – porno-slasher posypany kokainą
Tytuł: „X”
Rok produkcji: 2022
Reżyseria: Ti West
Obsada: Mia Goth, Jenna Ortega, Martin Henderson, Brittany Snow, Kid Cudi i inni
Lata 70. XX wieku obfitowały zarówno w obrazy o charakterze kontestacyjnym, jak i czysto rozrywkowym, gdzie prym wiodły głównie brutalne horrory zabarwione dużą dawką nagości, a także filmy pornograficzne, z „Głębokim gardłem” z 1972 roku, w reżyserii Gerarda Damiano, na czele. Produkcje dla dorosłych cieszyły się w tamtym okresie tak dużym powodzeniem, że na ich bazie realizowano rozmaite wariacje, do których zaliczyć można chociażby kino spod znaku exploitation, cechujące się niskim budżetem, amatorskim wykonaniem, oscylujące głównie wokół seksu, przemocy i różnego rodzaju wynaturzeń.
Nawet ten element X muzy miał swoje mutacje, bo przecież filmy z nurtu nunsploitation, traktujące o siostrach zakonnych i ich perwersjach za murami klasztoru lub nazi-exploitation, prezentujące śmiałe sceny erotyczne, umiejscowione w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, wykiełkowały właśnie na tej gałęzi widowisk, skierowanych do osób pełnoletnich. Zrealizowany w konwencji horroru gore „X”, w reżyserii Ti Westa, to głęboki ukłon w stronę „brudnego”, wulgarnego kina, jednak zrealizowane z dbałością o detale, odziane w charakterystyczną dla tamtego okresu estetykę.
„X” – zarys fabuły
Sześcioosobowa grupa osób, realizująca filmy dla dorosłych, przyjeżdża do rozsypującego się domu na odludziu w Teksasie, by nakręcić kolejną lubieżną produkcję. Starsi, zdziwaczali właściciele, do których należy spróchniała kwatera, od samego początku nie darzą zaufaniem nowoprzybyłych gości, a Howard – będący posiadaczem posesji – uświadamia im ten fakt na wstępie. Nieco poirytowani całą sytuacją filmowcy, mimo uwag sędziwego gospodarza, rozpoczynają zdjęcia do kolejnego porno-obrazka. Kiedy gwiazda produkcji – uzależniona od kokainy – Maxine, poznaje żonę Howarda, sprawy przybierają dziwny, bardzo niepokojący obrót.
„X” – grindhouse’owa perła
„X”, w reżyserii Ti Westa, jest nietypową laurką dla produkcji porno i slasherów, namiętnie realizowanych pięćdziesiąt lat temu. Siła obrazu Amerykanina nie polega na oryginalności historii, ponieważ takich filmów – krwawych, lubieżnych, niemoralnych fabularnie – była cała masa, ale na wyszukanej formie, która – dzięki swojej niejednolitej rytmice – potrafi zaskoczyć w momentach, w których najmniej się tego spodziewamy. Pierwsza połowa „X” daje nam wystarczająco dużo czasu, abyśmy nie tylko dobrze poznali zespół 42-letniego producenta – Wayne’a, ale przede wszystkim polubili go zarówno na gruncie personalnym, jak i artystycznym. Jedna z bohaterek, doświadczona aktorka porno – Bobby-Lynne, wyraźnie stwierdza, że filmy dla dorosłych też mogą być rozpatrywane w kategoriach sztuki, ponieważ przynoszą przyjemność tym, którzy po nie sięgają, a argument, że ich forma odbiega od ogólnie przyjętych norm społecznych, świadczy jedynie na korzyść produkcji tego typu, bo to, co niemoralne, zawsze będzie cieszyć się zainteresowaniem.
Druga połowa „X” wydaje się nie pasować do tego, czego doświadczyliśmy wcześniej. Ti West ordynarnie wyrzuca nas z planu filmu Wayne’a, w którym dialogi, poprzez przytłaczającą cielesność, grają zdecydowanie drugorzędną rolę i przyspiesza tempo tak bardzo, że zapominamy o konsekwentnym budowaniu napięcia z początku produkcji. Kiedy krew bryźnie na ekranie po raz pierwszy, dramatycznym, przepełnionym przemocą wydarzeniom nie będzie końca. Na największą pochwałę zasługuje zwłaszcza montaż – stonowany tam, gdzie wymaga tego akcja, a zdynamizowany w chwilach odznaczających się grozą i napięciem. Ciekawy zabieg dotyczy również zdjęć autorstwa Eliota Rocketta, bo dzięki nim możemy poczuć obskurny klimat produkcji dla dorosłych, realizowanych w 1979 roku, bo właśnie w tym czasie umiejscowiono historię filmu oraz cieszyć oko detalami, charakterystycznymi dla tamtej epoki: samochodami, radioodbiornikami, sprzętem filmowym.
„X” – charyzmatyczni bohaterowie
Ti West, pisząc scenariusz „X”, zdecydowanie bardziej postawił na bohaterów i ich motywacje niż samą fabułę, o czym świadczy chociażby scena wprowadzająca postacie niedoszłej gwiazdy porno – Maxine i jej partnera i producenta w jednej osobie – Wayne’a. Ich dialog – dość krótki, ale niezwykle „mięsisty”, zdradza nam, że nie będzie to tylko i wyłącznie baśń dla dorosłych, ale studium charakterów i uwarunkowań, jakie miały wpływ na ukształtowanie w nich takich, a nie innych impulsów. Wcielający się w rolę szefa ekipy – Martin Henderson, reprezentuje archaiczny etos biznesmena i „opiekuna” w jednym.
Jego stała aktorka, urocza blondynka o długich, zgrabnych nogach – Bobby-Lynne, uskarżająca się na brak swoich ulubionych papierosów i zmuszona do palenia Winstonów, jest kimś w rodzaju agitatorki zdystansowanej do porno biznesu, broniącej tego wulgarnego procederu na każdym kroku. Jackson – jej filmowy partner, wyróżniający się dużym przyrodzeniem, to w gruncie rzeczy wrażliwy mężczyzna, na którego emocje olbrzymi wpływ mają wspomnienia z wojny w Wietnamie. Towarzysząca im ekipa techniczna w osobach RJ’a, do szaleństwa zakochanego we francuskiej Nowej Fali, ale tworzącego prymitywne produkcje z powodu braku wystarczających środków finansowych i jego dziewczyny – Lorraine, obrzydzonej z początku uczestnictwem w rejestrowaniu śmiałych scen erotycznych, to przykład związku na rozdrożu, gdzie pierwszy kryzys może doprowadzić do całkowitego rozstania, mimo darzenia się prawdziwą miłością.
Najciekawszą postacią pozostaje jednak, uzależniona od kokainy – Maxine. Dziewczyna nie ma żadnych zahamowań zawodowych, a powtarzane do lustra, jak mantra, zdanie: „Jesteś, ku*wa, symbolem seksu!”, czyni z niej nieoficjalną liderkę zespołu Wayne’a. Wcielająca się w nią brytyjska aktorka, znana chociażby z „Nimfomanki” Larsa Von Triera i „Suspirii” Luci Guadagnino – Mia Goth, emanuje seksapilem godnym największych gwiazd porno, a w scenach akcji, gdzie zmuszona jest biegać w szaleńczym tempie z bronią w ręku, potwierdza jedynie swoją klasę. Maxine w jej wykonaniu wydaje się nieco naiwną, zagubioną dziewczyną, jednak ta na pozór prostoduszna kokietka to tak naprawdę pewna siebie i zdecydowana kobieta, która zrobi wszystko, aby spełnić swój sen.
„X” – film nie dla każdego
„X”, w reżyserii Ti Westa, mimo wielu zalet, jest produkcją skierowaną do węższego grona odbiorców. Niezależne amerykańskie studio filmowe – A24, odpowiedzialne za sfinansowanie omawianego obrazu, zawsze gwarantuje najwyższą jakość i nie inaczej jest w tym przypadku, jednak biorąc na barki rozpatrywane dzieło, twórcy poszli o kilka kroków, niekoniecznie do przodu. Widz, ceniący w kinie pewną stałą strukturę prowadzenia akcji, a raczej przyzwyczajony do określonych patentów, charakterystycznych zwłaszcza dla horrorów, może tutaj poważnie się rozczarować.
Zanim dojdzie do jakiejkolwiek makabry, czy też dynamiczniejszego wątku, Ti West skrupulatnie przepuści przez nasze powieki sporą dawkę śmiałych scen erotycznych, jakich na próżno szukać w obecnym kinie komercyjnym. Odtwarzające kreacje Maxine i Bobby-Lynne – Mia Goth i Brittany Snow, są fenomenalne w swoich rolach. Można odnieść wrażenie, że aktorki zdecydowanie lepiej czują się w negliżu, podczas kręcenia rozbieranych scen, niż w ubraniu, gdzie muszą na przemian czaić się i uciekać. „X” nie jest typowym wyrobem pornograficznym, jednak dzieli je cienka granica między tym, co wulgarne, a tym, co – mimo odważnej erotyki ujętej w filmie – zachowuje dobry smak.