„Substancja” – to idzie młodość!
Tytuł: „Substancja”
Tytuł oryginalny: “Substance”
Rok premiery: 2024
Reżyseria: Coralie Fargeat
Obsada: Demi Moore, Margaret Qualley, Dennis Quaid i inni
Body horror to podgatunek horroru, w którym centralną rolę odgrywają wszelkie naruszenia ludzkiego ciała. Mogą one obejmować mutacje, choroby, okaleczenia czy też deformacje. Twórcą, który zapisał bogatą kartę w tym nurcie, przyczyniając się do wzrostu jego popularności, był kanadyjski reżyser David Cronenberg. Wśród jego bardziej znaczących dzieł wymienić można „Wściekłość” z 1977 roku, „Potomstwo” z 1979 lub „Muchę” z 1986. I chociaż są to już wiekowe produkcje, to kolejne pokolenia twórców nadal sięgają w swojej pracy po zawarte w nich motywy.
Gatunek horroru nadal zalicza się do chętnie oglądanych przez publikę, a co za tym idzie, wciąż powstają nowe pomysły na uczynienie go atrakcyjnym dla współczesnego widza. To samo tyczy się obrazów z rodzaju body horroru, a najświeższym przykładem podtrzymania tej tendencji jest najnowszy film francuskiej reżyserki Coralie Fargeat zatytułowany „Substancja”. Ten pochodzący z 2024 roku obraz zdążył już przynieść autorce nagrodę za najlepszy scenariusz na tegorocznym Festiwalu Filmowym w Cannes. Sklasyfikować go można jako „cielesny horror” o feministycznym podłożu, a sama artystka wymienia właśnie twórczość Cronenberga jako jedną ze swoich inspiracji.
„Substancja” – za stara na aerobik
Główną bohaterką „Substancji” jest Elisabeth Sparkle (Demi Moore). Jest ona gwiazdą kina i telewizji, która jednak lata świetności ma za sobą. W dniu swych pięćdziesiątych urodzin dowiaduje się, że straci posadę prowadzącej poranny program fitness. Decyzję tę przekazuje jej szef stacji Harvey (Dennis Quaid). Robi to w sposób bezceremonialny i uwłaczający godności Elisabeth. Kobieta źle znosi odrzucenie i popada w stan przygnębienia, co skutkuje drogową kraksą. Podczas badań jeden z sanitariuszy wręcza jej tajemniczy pen drive, na którym znajduje się materiał promujący przełomową kurację. Ma ona na celu stworzenie młodszej o kilkadziesiąt lat wersji danej osoby, po wstrzyknięciu specjalnej substancji. Bohaterka początkowo waha się, jednak ostatecznie podejmuje decyzję o skorzystaniu z oferty. Zostaje klientką sekretnej organizacji i wkrótce otrzymuje swoją pierwszą dawkę serum. Przyjmowanie jej jest jednak związane z licznymi obostrzeniami, które należy bezwzględnie przestrzegać. Znajdująca się w stanie desperacji Elisabeth zgadza się na podjęcie tego ryzyka.
„Substancja” – uczta dla oka
Cechą, która rzuca się w oczy od pierwszych ujęć „Substancji”, jest dbałość o kompozycję kadrów. Są one szczegółowo zaplanowane i pełnią równie ważną funkcję, co sama fabuła. Można powiedzieć, że akcja jest tu w dużej mierze zbudowana obrazami. Opowiadają one historię bohaterów, eliminując tak powszechną w innych produkcjach słowną ekspozycję. Świat ukazany w „Substancji” jest bardzo symetryczny. Istotną rolę odgrywają w nim linie i kształty. Nadają one seansowi atmosfery z pograniczna dziwnego snu i narkotykowego bad tripa. Osobną kwestią są kolory, które odznaczają się sporą jaskrawością. Wydają się one wręcz nie pasować do otoczenia i również budzą skojarzenia z psychodelią, wprowadzając na ekran wybujały nastrój. Film jest wizualnie starannie przemyślany, co stanowi jego atut, dostarcza wrażeń nie tylko estetycznych, ale także wzbogaca ukazane wydarzenia. Silnie również wyczuwalna jest inspiracja modą i stylistyką lat 80. Twórcy już od jakiegoś czasu mocno wykorzystują tę dekadę, czego „Substancja” jest kolejnym przykładem.
Na szczęście zabieg ten jest zastosowany z wyczuciem i umiarem, zachowując granice zdrowego rozsądku. Z innych aspektów technicznych uwagę zwracają efekty specjalne, które opierają się w dużej mierze na praktycznych rozwiązaniach. Wykorzystanie ich do przedstawienia metamorfozy, jaką przechodzą bohaterowie, nadaje ekranowym wydarzeniom aury namacalności i autentyzmu. Budzić to może skojarzenia z takimi klasykami gatunku jak, chociażby „Coś” Johna Carpentera. W tym miejscu warto wspomnieć, że widowisko może, w co wrażliwszych widzach wzbudzić niesmak oraz przyprawić o mdłości. Warto zatem wybrać się do kina z pustym żołądkiem. To samo dotyczy licznych scen zastrzyków. Dawno już nie było w kinie pozycji, w której tak ważną funkcję odgrywałyby wszelkiej maści i rozmiarów igły. Dla osób cierpiących na aichmofobię seans „Substancji” może zatem stanowić nie lada przeszkodę.
Horror „Substancja” – konflikt jaźni
Wymienione powyżej elementy, które zyskują na sile zwłaszcza w finale produkcji, sprawiają, iż przybiera ona mocno groteskowy charakter. W pewnym momencie akcja nabiera zawrotnego tempa, stając się swego rodzaju karykaturą, przypominającą bardziej cyrkowy pokaz niż filmowy obraz. Część publiki może wówczas na pewno zadać sobie pytanie, czy przypadkiem twórcy nie poszli za bardzo w stronę prostej eksploatacji i nachalnej symboliki. Końcowe sceny przeradzają się bowiem w prawdziwy festiwal gore, który spokojnie może stanąć w szranki z dziełami pokroju „Martwica mózgu”. Uważam jednak, że wybory reżyserki mimo wszystko się bronią, a produkcja zachowuje integralność. Poza tym owa brutalność służy tutaj konkretnemu celowi, jakim jest metaforyczne ukazanie pozbawionego skrupułów świata. Obraz Fargeat odbierać można jako jedną wielką krytykę kultu tężyzny fizycznej, która zmusza nas do ciągłej pogoń za idealną sylwetką. Wygląd zewnętrzny jest w „Substancji” wartością najwyższą i decydującą o sukcesie i szczęśliwym życiu.
Główna bohaterka jest uzależniona od atencji i uwielbienia tłumów, dlatego decyduje się na drastyczne kroki nawet w obliczu nieuniknionej autodestrukcji. Film posiada akcenty humorystyczne, lecz jest to humor bardzo czarny, będący konsekwencją negatywnych emocji. Historia Elisabeth Sparkle jest w istocie tragiczna i smutna. „Substancja” to studium rozkładu psychiki i ciała oraz nieustannej pogoni za akceptacją i wzorcem piękna, która z góry skazana jest na porażkę. Fargeat stara się uświadomić odbiorcom, że postrzeganie kobiet ogranicza się do ich wyglądu i jest to proces tak silnie zakorzeniony w ogólnej świadomości, że nawet same przedstawicielki płci pięknej wpadają w tę spiralę ułudy, zastawiając pułapki same na siebie. Produkcja porusza także temat swoistego konfliktu na linii młodość kontra starość, w dobitny sposób prezentując nienawiść, jaką można wyhodować do własnej osoby na podłożu społecznych oczekiwań. Cechy te wpływają na fakt, że jej dzieło zasługuje na nazwanie go ważnym głosem w dyskusji na temat mentalnej kondycji współczesnego człowieka.