Trylogia flamenco Carlosa Saury

Trylogia flamenco Carlos Saura

Krwawe gody, Carlos Saura

W latach 1981-1986 Carlos Saura zrealizował swoją trylogię taneczno-muzyczną, nazywaną również „Trylogią flamenco”. W jej skład wchodzą „Krwawe gody”, „Carmen” i „Czarodziejska miłość”. Wspomniane produkcje świadczą nie tylko o wielkości tego wybitnego hiszpańskiego twórcy, lecz przede wszystkim ukazują go jako czołowego przedstawiciela iberyjskiego kina, który w sposób doskonały – i jak na tamte czasy dość nowatorski – potrafił zwizualizować wzajemną zależność pomiędzy muzyką a tańcem. Tak więc wrażliwość reżysera nie ograniczała się jedynie do kręcenia obrazów prezentujących ten ponury rozdział w historii Hiszpanii, kiedy to dyktaturę sprawował generał Franco, czy też kameralnych, rodzinnych dramatów, gdzie jednostka ludzka w pojedynkę próbowała zrozumieć prawidła rządzące skomplikowaną, pełną niedopowiedzeń i tajemnic, rzeczywistością. I choć wspomniany artysta nie był wyjątkiem, jeśli chodzi o umiejętne łączenie tańca z muzyką, żaden wcześniejszy, jak i późniejszy twórca nie zbliżył się nawet do jego pułapu.

„Krwawe gody” (1981)

„Nie zatrzymuję się z jakiegokolwiek powodu, bo potem nie wiem, co się dzieje.”

„Krwawe gody”, otwierające tę zmysłową podróż pełną przenikliwych dźwięków i energetycznych kroków, oparte są na sztuce autorstwa Federica Garcí Lorci o tym samym tytule, przy czym fabuła przedstawienia przybiera formę skomplikowanego układu tanecznego. Kilkunastoosobowej grupie tancerzy przewodzi charyzmatyczny i uznany w środowisku scenicznym mężczyzna odgrywający w widowisku postać Leonarda. W pierwszej połowie filmu obserwujemy przygotowania do próby spektaklu. Artyści, podczas prowadzenia swobodnych rozmów, malują twarze, ubierają odpowiednie stroje, dyskutują o sztuce teatralnej, a następnie – już w pełni ucharakteryzowani – przechodzą do sali głównej.

Tam, pod okiem swojego mistrza i przywódcy duchowego w jednej osobie, ćwiczą poszczególne kroki, niwelują dotychczas popełniane błędy, udoskonalają warsztat, jednym słowem – doprowadzają każdy szczegół do perfekcji. Natomiast w drugiej połowie filmu jesteśmy już świadkami próby generalnej, przy czym cała symulacja odbywa się tak, jakby grupa tancerzy faktycznie brała udział w prawdziwym przedstawieniu.

Krwawe gody film

Krwawe gody (1981)

Obrazy Carlosa Saury zawsze cechował minimalizm, jednakże w wypadku „Trylogii flamenco”, ze szczególnym uwzględnieniem „Krwawych godów” właśnie, hiszpański reżyser dokonał jeszcze większych ograniczeń niż miało to miejsce dotychczas. Już sam fakt, iż to aktorzy samodzielnie dokonali charakteryzacji, wiele mówi o tym dziele, lecz dopiero, gdy usłyszymy dźwięki tupania stóp o gołą podłogę, rytmicznego klaskania w dłonie dyktującego rytm, pstrykania palcami wzbogacającego atmosferę, wówczas w pełni poczujemy magię tej osobliwej i niepowtarzalnej produkcji. Na szczególną uwagę zasługuje odtwórca roli lidera zespołu tanecznego, w którego wcielił się wybitny choreograf i tancerz – Antonio Gades. Artysta, malując twarz przed lustrem w początkowych fragmentach filmu, opowiada nawet poruszającą historię, w jaki sposób osiągnął sukces w tej trudnej i wymagającej ciągłego rozwoju dyscyplinie.

W większości scen partnerują mu odtwórczynie głównych ról kobiecych w spektaklu – tancerki, Carmen Villena i Cristina Hoyos. O ile pierwsza z artystek w roli kochanki głównego bohatera dramatu daje tutaj niebywały popis taneczno-aktorskich umiejętności, o tyle druga – jako jego żona – dosłownie zagarnia cały film dla siebie. Ponadto ostatnie minuty obrazu, kiedy to dwóch bohaterów imituje pojedynek na noże, zaś wspomniana przed momentem tancerka drży o ich życie, podnoszą napięcie do poziomu, jakie cechuje najwyższej jakości thrillery. Jej dłonie splamione krwią, brukające czerwienią nieskazitelną biel sukni w trakcie namiętnego tańca, z pewnością i na naszych zmysłach odmalują podobne piętno.

„Krwawe gody” są najbardziej minimalistyczną częścią spośród całej „Trylogii flamenco”. Ten niewygórowany w sferze środków stylistycznych film, właśnie dzięki ograniczeniom świadomie wprowadzonym przez Carlosa Saurę, eksponuje wyjątkowy kunszt i sprawność tancerzy i – co najważniejsze – pokazuje, że taniec może zastąpić przekaz werbalny w każdej postaci. Zharmonizowanie ciał, gestów i spojrzeń mówi bowiem więcej niż milion słów, a nawet jeśli któraś z postaci musiałaby w ostateczności wytłumaczyć widzom jakikolwiek aspekt i użyć do tego celu aparatu mowy, wówczas zepsułoby to efekt całości tego unikalnego dzieła.

„Carmen” (1983)

Carmen Carlos Saura 1983

Carmen (1983)

„Spojrzałem w górę i zobaczyłem ją. To było w piątek. Nigdy tego nie zapomnę. Na początku jej nie lubiłem i wróciłem do pracy. Ale w ten sposób kobiety i koty nigdy nie przyjdą, kiedy zawołasz. Przyjdą tylko wtedy, gdy tego nie zrobisz… Podeszła i porozmawiała ze mną…”

W drugiej części „Trylogii flamenco”, uchodzącej za najlepszą, Saura odrobinę zmienił koncepcję, gdyż ani nie podtrzymał, ani tym bardziej nie zredukował całości do jeszcze większego minimum, wręcz przeciwnie – pomimo wykorzystania i tak niezwykle skromnych środków wyrazu, zgromadził dużo większą ilość tancerzy, zaś samą salę prób, choć swoim ascetyzmem przypominającą tę z „Krwawych godów”, zamienił na bardziej przestrzenną, dodatkowo z większym zapleczem technicznym.

Tym razem choreograf i tancerz imieniem Antonio, wraz ze swoim zespołem, bierze na warsztat balet „Carmen” autorstwa francuskiego kompozytora – Georges’a Bizeta. Pomimo iż Cristina, odgrywająca wcześniej postać żony w „Krwawych godach”, jest doskonałą i doświadczoną tancerką, w oczach lidera przedsięwzięcia wydaje się zbyt leciwa i za mało namiętna do tej kreacji. Mężczyźnie bardzo zależy bowiem, aby odtwórczyni roli tytułowej olśniewała zarówno cały zespół zaangażowany w przedsięwzięcie, jak i samych widzów, dlatego też aktorka wcielająca się w Carmen powinna być absolutnie doskonała. Sam Antonio tak mówi o swojej damskiej inspiracji:

„Carmen miała dziwną i dziką urodę. Jej wargi były pulchne, ale dobrze ukształtowane i rozchylone, odsłaniając zęby bielsze niż najbielsze perły. Jej długie włosy były lśniące i czarne z przebłyskiem błękitu niczym krucze pióra. Jej oczy miały zmysłowy, ale jednocześnie bezczelny wyraz, jakiego nigdy nie widziałem w innym ludzkim spojrzeniu. „Oczy cygańskie, oczy wilcze”, jak mówi hiszpańskie przysłowie.”. Następnego dnia, podczas próby w innej sali, mężczyzna spotyka pewną młodą dziewczynę o ponadprzeciętnej urodzie. Jak sam przyznał, na początku nie polubił nowo poznanej tancerki, gdyż nie dysponowała odpowiednimi umiejętnościami na gruncie tanecznym, lecz z czasem zafascynowała go do tego stopnia, iż podjął się trenowania jej, co było równoznaczne z rozpoczęciem przygotowań do spektaklu.

Carmen 1983 film recenzja

Carmen, Carlos Saura

W rolę Carmen wcieliła się wybitna tancerka flamenco i aktorka – Laura del Sol. Moment, kiedy przekracza drzwi sali ukazując się oczom Antonia, by następnie odbyć z nim pierwszy próbny taniec w jego audytorium, kipi od emocji. Co prawda w kolejnych minutach, za sprawą regularnie odbywanych prób, między parą zrobi się jeszcze goręcej, a coraz liczniejsza załoga tancerzy, gitarzystów i wokalistów okaże się nie tylko doskonałym tłem, lecz przede wszystkim jednym wielkim organizmem, bez udziału którego zarówno lider zespołu, jak i jego sceniczna wybranka – będący sercem tego układu – nie byliby w stanie rytmicznie wpompowywać krwi w każdy ruch czy gest. Hiszpańska aktorka, z uwagi na swój imponujący warsztat taneczny i fenomenalną urodę, na pewno nie pozostawi nikogo obojętnym, natomiast towarzyszący jej wybitny choreograf i tancerz – nie tyle z powodu wieku, co doświadczenia – będzie dla niej doskonałym partnerem.

„Carmen”, poza wyraźną różnicą pod kątem liczby zaangażowanych artystów, kontrastuje z pierwszym ogniwem cyklu także na gruncie stylu opowiadania historii. O ile w „Krwawych godach” widz od samego początku wiedział, że cały film to jedna wielka próba, gdzie wszyscy posługiwali się swoimi prawdziwymi imionami, o tyle w wypadku drugiej części „Trylogii flamenco” może nieco się pogubić. Kiedy Antonio i odtwórczyni roli Carmen zostaną kochankami, trudno będzie oddzielić wiarygodność działań mających na celu wystawienie sztuki od sytuacji odbywającej się za kulisami. Taneczny tryptyk Saury zrealizowany został bowiem z delikatnym zacięciem dokumentalnym, kiedy więc nagle przeskakujemy z formy tego typu do romansu dwojga tancerzy, czujemy się lekko wprowadzeni w błąd. Mimo wszystko przytoczony pomysł na poprowadzenie akcji w taki sposób jest jak najbardziej trafny, zaś to, co z początku świadczyło o zagubieniu, w finale okaże się absolutnie logiczne i doskonale poszufladkowane. Antonio Gades i Laura del Sol są bowiem żywiołowym duetem, który – choć pozornie stwarza wrażenie zdezorientowanego uczuciowo – tak naprawdę i w tej kwestii nie myli kroków.

„Czarodziejska miłość”

„Szczęście jednych zawsze odbywa się kosztem innych”

W finalnej części „Trylogii flamenco” Saura wprowadził bardzo dużo zmian, jeśli zestawić ją z dwiema wcześniejszymi produkcjami. Akcja „Czarodziejskiej miłości” rozgrywa się bowiem poza salą prób w klasycznym rozumieniu tego pojęcia, zaś liczba zaangażowanych w całe to przedsięwzięcie artystów przebija wielokrotnie tę, jaką widzieliśmy w „Krwawych godach” czy w „Carmen”. Ponadto film, choć swoim minimalizmem dostosowany do stylistyki całego tryptyku, momentami przypomina wręcz esencjonalny musical. Scena otwarcia, zarejestrowana na jednym długim ujęciu, jest doprawdy imponująca.

Czarodziejska miłość 1986 Saura

Czarodziejska miłość (1986)

Kamera prezentuje zamykającą się bramę i na początku można odnieść wrażenie, iż jesteśmy w nieco innej, bardziej „garażowej” sali prób, lecz to tylko pozory. W dalszej części ujęcia naszym oczom ukazuje się bowiem ogromny plan filmowy – z oświetlonym sufitem, zapiaszczonym gruntem, drewnianymi domkami i bawiącymi się dziećmi, przy czym tło imitujące niebo – na swój sposób kiczowate – z uwagi na wyraźny kontrast względem realnie wyglądającej scenografii jest właśnie symbolem „saurowskiego” minimalizmu. Mówiąc bardziej przejrzyście – reżyser chce, aby odbiorca doskonale widział tę różnicę i jednocześnie wiedział, że akcja nadal rozgrywa się w sali, tylko imitującej hiszpańską wioskę.

„Czarodziejska miłość”, oparta na balecie autorstwa wybitnego hiszpańskiego kompozytora – Manuela de Falla, opowiada historię Carmela i Candeli. Mężczyzna, już jako chłopiec, podkochiwał się w kobiecie, lecz wybranka jego serca wychodzi za mąż za niejakiego José. Kiedy konkurent głównego bohatera ginie zasztyletowany, Carmelo zostaje oskarżony o jego zabójstwo i trafia do więzienia na cztery lata. Po opuszczeniu zakładu karnego powraca do wioski i liczy, że Candela stworzy z nim szczęśliwy związek. Niestety, przeszkodą na ich drodze okazuje się duch José, z którym kobieta co noc namiętnie tańczy…

Trzecią część tryptyku hiszpańskiego scenarzysty i reżysera, w porównaniu do dwóch wcześniejszych, cechuje wizualny przepych i klasyczna w swojej formie ścieżka dźwiękowa, gdyż energiczne tupanie nogami o podłogę, klaskanie w dłonie i pstrykanie palcami zostało dodatkowo wsparte melodiami wygenerowanymi za pośrednictwem całej gamy instrumentów. Ciekawostką jest fakt, iż w jednej scenie wokalny udział biorą siostry Encarna i Toñi Salazar, tworzące zespół Azucar Moreno (w tłumaczeniu na język polski Brązowy Cukier), cieszący się w tamtym okresie niezwykłą popularnością.

Czarodziejska miłość Carlos Saura recenzja

Czarodziejska miłość, Carlos Saura

Układy taneczne również wyglądają nieco inaczej i choć to nadal ci sami tancerze, odgrywający swoje role na tym samym „saurowskim” polu, to jednak musicalowa atmosfera każe kłaść nacisk na zupełnie inne akcenty. To także pierwszy film, gdzie spotykają się najwybitniejsi artyści biorący udział w trylogii, czyli Laura del Sol (nieobecna w pierwszej części), Cristina Hoyos, Antonio Gades i Juan Antonio Jiménez. Ich taniec w ostatnich minutach produkcji jest podobnie czarodziejski jak jej tytuł, zaś przekaz zawarty w obrazie – również ten wizualny – pozostanie z nami na zawsze.

Flamenco to niezwykle ciekawe zjawisko kulturowe wywodzące się z Andaluzji, którego fenomen jest tak wielki, że w 2010 roku zostało wpisane na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Taniec, będący istotnym składnikiem tego nurtu, cechuje niebywała ekspresja, przez co widz nie potrzebuje słów, aby zrozumieć przekaz zawarty w tych demonicznych, ognistych ruchach. Natomiast sam Carlos Saura to nie tylko wybitna osobowość filmowa, lecz przede wszystkim oddany pedagog i błyskotliwy organizator – w równym stopniu, co Antonio Gades – odpowiadający za choreografię do wszystkich układów zaprezentowanych w trylogii. Jego wrażliwość emocjonalna, choć już w okresie powstawania „Krwawych godów”, „Carmen” i „Czarodziejskiej miłości” rozwinięta do maksimum, dopiero za sprawą filmów „Flamenco” (1995) i „Tango” (1998) zapewni mu niekwestionowaną koronę króla taneczno-muzycznego świata.

Avatar photo

Aleksander Biegała

Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego na kierunkach Pedagogika społeczna oraz Dziennikarstwo i Komunikacja społeczna. Przenosi wybrane filmy na grunt muzyczny. Regularnie publikuje artykuły dla portali Plaster Łódzki i Kinomisja Pulp Zine. W kinie najbardziej ceni jego żeński element, a "Kobieta z wydm" Hiroshiego Teshigahary to dla niego wyznacznik obrazu doskonałego.