„Ostatni prom” – film o szarości komunizmu
Tytuł: “Ostatni prom”
Rok produkcji: 1989
Reżyseria: Waldemar Krzystek
Obsada: Krzysztof Kolberger, Agnieszka Kowalska, Dorota Segda, Ewa Wencel, Artur Barciś, Jerzy Zelnik i inni
Rok 1989 był czasem wielkich przemian w naszym kraju. Zwycięstwo NSZZ Solidarność w czerwcowych wyborach, powołanie Tadeusza Mazowieckiego na premiera, próby zniesienia cenzury. 30 listopada sejm rozpoczął debatę nad zmianą konstytucji, z której pragnięto usunąć zapis mówiący o przewodniej roli PZPR. Dzień później w kinach premierę miał film „Ostatni prom” w reżyserii Waldemara Krzystka. Produkcja ilustrująca ludzkie dylematy i dramaty w momencie ogłoszenia stanu wojennego. W tym roku mija dokładnie 35 lat od premiery tego jakże ważnego z perspektywy historycznej filmu.
„Ostatni prom” – głośno i z dumą: precz z komuną
„Więcej leków, mniej SB-ków”, „PZPR – zgniły ser”, „Nie ma wolności bez Solidarności” oraz klasyczne „Precz z komuną” – takie hasła możemy usłyszeć z ust uczniów profesora Marka Ziarno (w tej roli świetny Krzysztof Kolberger) w jednej z pierwszych scen. Po prawie czterdziestu pięciu latach cenzury, tego rodzaju zdania wypowiadane wprost w filmie musiały być szokiem dla widzów. O ile mający premierę prawie miesiąc wcześniej „Ostatni dzwonek”, nieśmiało obrazował bunt młodych wobec zastanego ustroju, w „Ostatnim promie” widoczna jest już jawna krytyka komunizmu. Jednak czy „Ostatni prom” można uznać za produkcję antysystemową? Zdecydowanie nie. Jest to film, który przede wszystkim pokazuje ludzki dylemat pod tytułem: uciec czy zostać?
„Ostatni prom” – uciec czy zostać?
W filmie Waldemara Krzystka widzimy przekrój ówczesnego, polskiego społeczeństwa. Na statku obecni są m.in. bogaci filantropii, zwykłe „szaraki”, donosiciele, partyjniaki służące władzy, a pośród nich znajduje się główny bohater – Marek Ziarno. Mężczyzna w średnim wieku, nauczyciel, który ma za zadanie przemycić na zachód ważne dokumenty związane z NSZZ „Solidarność”. Przez całą podróż Marek zastanawia się nad słusznością swojego postępowania i ewentualnym konsekwencjami, które mogą go spotkać jeśli zostałby złapany na gorącym uczynku.
Moją ulubioną sceną z „Ostatniego promu” jest moment wieczornego dancingu. Poznajemy w niej wszystkich bohaterów. Możemy zobaczyć młode małżeństwo, które chcąc uciec do RFN, pragnie znaleźć dla siebie, a przede wszystkim dla ich przyszłego dziecka, nowe, lepsze życie. Tuż obok siedzi starsze i zdecydowanie bardziej uprzywilejowane małżeństwo, którym daleko do sympatyków opozycji. Jak stwierdza kobieta „trzeba przeczekać aż ucichnie te solidarnościowe szaleństwo”. Kiedy zostaje ogłoszony stan wojenny, jej maż z radością w głosie krzyczy „zobaczysz, teraz wracam do gry”. Na statku znajduje się również Andrzej (Jerzy Zelnik), który wciąż nie może się zdecydować, czy wrócić promem do Polski, czy uciec na zachód. Andrzeja bezlitośnie kwituje jego żona „Masz trzydzieści pięć lat, wyglądasz na czterdzieści kilka i niczego się nie dorobiłeś, nie masz do czego wracać”. Nie mogę również przy okazji omawianej sceny nie wspomnieć o świetnej piosence Anny Jantar „Przetańczyć z tobą chcę całą noc”, która przygrywa wszystkim w tle.
Film „Ostatni prom” – Polak, Polakowi wilkiem
Kiedy zostaje podany komunikat, że w Polsce wprowadzony został stan wojenny i statek ma zostać natychmiastowo zawrócony, na łajbie wybucha panika. Ludzie nie chcą wracać do kraju, gdzie cytując jedną z drugoplanowych bohaterek „władze przejęło wojsko”. W filmie Waldemara Krzystka brak jest jednak lukrowania historii i ukazywania szlachetnych morałów jak: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, wręcz przeciwnie. Kiedy ludzie próbują wyskoczyć ze statku, każdy dba jedynie o siebie. Starsza pani pragnąć uzyskać pomoc, przekupuje jednego mężczyznę banknotem stu dolarowym. Ten jednak zabiera szybko banknot i zostawia kobietę na pastwę losu. W „Ostatnim promie” świetnie jest ukazany decydujący moment: ryzykujesz i skaczesz albo dajesz się złapać. Nawet jeśli większość załogi przejawia bierne podejście w stosunku do uciekających ludzi, a niektórzy jak Michał Walewski (Mirosław Konarowski) stoją po właściwej stronie i starają się im pomóc.
Stan wojenny był dla wielu Polaków prawdziwym dramatem i traumą, która została w ich psychice na wiele lat. Na szczęście era komunizmu i zamkniętych granic jest już dawno za nami. Jednak trwająca od ponad dwóch lat wojna na Ukrainie, jasno pokazuje, że nigdy do końca nie możemy być na sto procent bezpieczni. Obyśmy nigdy nie musieli znaleźć się na miejscu bohaterów „Ostatniego promu”, a motyw filmu był jedyne reliktem słusznie minionej epoki.