„Granica świtu” – prawo wycieraczek samochodowych

Granica świtu 2008 film

 

Tytuł: „Granica świtu”

Tytuł oryginalny: „La frontière de l’aube”

Rok produkcji: 2008

Reżyseria: Philippe Garrel

Obsada: Louis Garrel, Laura Smet, Clémentine Poidatz i inni

 

Sztuka objawia się za pośrednictwem architektury, obrazów, rzeźb, dzieł literackich, spektakli teatralnych, produkcji filmowych, kompozycji muzycznych, fotografii, instalacji, a w ostatnich latach – dzięki rozwojowi technologii – przybiera również formę nowoczesnych grafik komputerowych. Francuski reżyser – Philippe Garrel, noszący miano następcy Jean-Luca Godarda, gdyż z pietyzmem kontynuuje nowofalową konwencję tego wielkiego mistrza, w pięknym stylu eksponuje w swoich pracach cały szereg rozlicznych elementów artystycznych.

W omawianej na łamach portalu Old Camera „Granicy świtu” ten wybitny twórca w umiejętny sposób połączył bowiem urok czarno-białych, ziarnistych zdjęć Williama Lubtchansky’ego z minimalistyczną muzyką fortepianową Jean-Claude’a Vanniera, a główni bohaterowie w osobach uznanej aktorki imieniem Carole i wziętego fotografa – François, są bardziej osadzeni w „godardowskiej” klasyce, aniżeli aktualnych dziełach filmowych. Ponadto urok wspomnianego dzieła podbija surowa scenografia, gdzie każdy, nawet najmniej istotny rekwizyt ma swoje miejsce, przez co jej z pozoru marginalny charakter przybiera na sile wraz z dalszym rozwojem wydarzeń.

„Granica świtu” – zarys fabuły

„Granica świtu”, w reżyserii Philippe’a Garrela, opowiada o spotkaniu pięknej Carole i szarmanckiego François. Młody mężczyzna otrzymuje zlecenie wykonania sesji zdjęciowej urodziwej dziewczynie. Fotograf, korzystający jedynie z aparatu analogowego, rejestruje nie tylko piękne detale swojej zleceniodawczyni uzewnętrznione pod postacią migotliwych oczu, regularnych ust czy łukowatej linii włosów, ale przede wszystkim osobliwe emocje, które mówią dużo więcej niż zewnętrzne atrybuty zjawiskowej aktorki. Parę bardzo szybko połączy płomienny romans, lecz styl życia Carole, polegający na flirtowaniu z innymi mężczyznami, spowoduje scysję między kochankami. Ponadto dodatkowym problemem okaże się niespodziewany przyjazd męża aktorki.

Granica świtu film recenzja

Granica świtu – kadr z filmu

„Granica świtu” – intymny portret

„Granica świtu”, w reżyserii Philippe’a Garrela, to melancholijna podróż od jednego „dusznego” pomieszczenia do drugiego, gdzie w tle nie widać okazałego krajobrazu, romantycznych wschodów i zachodów słońca i kompletnego anturażu cechującego intymne opowieści, lecz migotliwe światło wpadające co jakiś czas do tego surowego miłosnego gniazdka, okazjonalnie okalające przygnębione twarze kochanków. Pozostałe komponenty przywołanego apartamentu Carole, takie jak chociażby balkon, lustra, przestronny przedpokój czy niewielka łazienka stanowią dodatkowy, niezwykle ważny element niezbędny do prowadzenia damsko-męskiej gry, dzięki czemu widzowie odczuwają podobny niepokój i emocjonalne zagrożenie, w jakich zatapiają się główni bohaterowie filmu.

Obraz Philippe’a Garrela nie trzyma nas bowiem w niepewności, tylko już od pierwszych minut nachalnie krzyżuje spojrzenia przyszłych kochanków, a wizerunki postaci rozmazane na brudnych zwierciadłach i przytłumione cienie ich sylwetek tańczące na ścianach powodują, że nawet świat zewnętrzny, do którego również dostajemy bilet wstępu, jest tak samo klaustrofobiczny i osowiały. Wspomniane lustrzane odbicia i cienie są tak jakby przedłużeniem ciał Carole i François, lecz wypuszczone poza lokum tracą na swojej sile i powoli zanikają. Może łączące ich uczucie ma rację bytu tylko wtedy, kiedy są niewidzialni dla otoczenia. Może nie chcą zerwać z dotychczasową rutyną: Carole z mężem, natomiast François z byciem niezależnym, ale jak to powiedział wybitny niemieckojęzyczny pisarz pochodzenia żydowskiego – Franz Kafka: „Często bezpieczniej jest być przykutym niż być wolnym.”.

Czym jest tytułowa „Granica świtu”?

Świt definiuje się jako początek ranka przed pojawieniem się słońca. Ta subtelna pora dnia doskonale oddaje charakter relacji głównych bohaterów – niepewnej, zagadkowej, która – poprzez niedostateczne naświetlenie – nie pozwala na doprecyzowanie statusu ich związku. Światło, a raczej jego znikoma obecność, symbolizuje nie tylko słabą kondycję emocjonalną kochanków, lecz przede wszystkim jest zjawiskiem nierozerwalnie połączonym z zawodem, jaki wykonuje François. Wspomniana jasność stanowi bowiem niezbędny element tego, aby piękno modelki uwiecznione na filmie fotograficznym było jak najbardziej wyraziste, zaś dzięki precyzji osoby odpowiedzialnej za zarejestrowanie wybranego fragmentu porywało odbiorców.

Granica świtu 2008

Granica świtu – inspiracja filmem, na fotografii Jagoda Kołaczek. Autor: Aleksander Biegała

Dostęp do światła jest tak samo kluczowy również i dla samej Carole, gdyż bez tego nie osiągnie ona wewnętrznego spokoju, a ciągłe przebywanie w mroku i ukrywanie faktycznych uczuć, jakie nią targają, może w konsekwencji doprowadzić nie tyle do obłędu, co nawet utraty życia. Tytułową granicę świtu, dzielącą kochanków, równie dobrze można by nazwać granicą zmierzchu, ponieważ nadmieniony tutaj okres cechuje podobne niedoświetlenie. Różnica polega głównie na tym, że skoro świt zwiastuje nowy dzień, to również Carole i François mają dzięki temu szansę na rozwiązanie wszystkich nurtujących ich problemów, natomiast po zmierzchu pozostaje im już tylko ciemność, gdzie nawet światło bijące od gwiazd nie jest na tyle silnie, by w dostatecznym stopniu zalać blaskiem ich zmęczone sylwetki.

„Granica świtu” – odtwórcy ról głównych

„Granica świtu”, w reżyserii Philippe’a Garrela, choć nosząca wyraźne znamiona kina Jean-Luca Godarda, wyłamuje się nieco z tej nowofalowej konwencji, jeśli brać pod uwagę powierzchowność odtwórców głównych ról. Pomimo iż charaktery Carole i François zbliżone są do ikonicznych postaci z francuskiego kina lat. 60 XX wieku, ich wygląd zewnętrzny zdecydowanie bardziej koreluje z czasami aktualnymi. Wcielająca się w rolę labilnej uczuciowo aktorki – Laura Smet, jest totalnym przeciwieństwem Jean Seberg, znanej chociażby z kultowego obrazu nadmienianego tutaj regularnie nowofalowego pioniera – „Do utraty tchu” (1960), natomiast Louis Garrel, któremu przypadła w udziale kreacja François, nie ma nic z dystynkcji i uroku Jean-Paula Belmondo. Zdecydowanie bliżej mu bowiem do nieokrzesanego hipisa w sportowej marynarce, aniżeli wygładzonego, nienagannie ubranego mężczyzny, zaś jego ekranowej partnerce papieros w ustach nie służy tak dobrze, jak gorzkie łzy spływające smętnie po policzkach.

Ciekawym odnotowania pozostaje również fakt, iż na planie omawianego filmu doszło do trzeciego spotkania reżysera i aktora, a dodatkową rewelację stanowi to, że panów Philippe’a i Louisa łączą zażyłe więzy ojcowsko-synowskie. Natomiast wcielająca się w rolę Carole – Laura Smet, jest córką uznanej francuskiej aktorki, dziewięciokrotnie nominowanej do Cezara – Nathalie Baye i słynnego wokalisty – Johnny’ego Hallyday’a. Złośliwi mogą uznać, że to rodzice wylansowali swoje pociechy na znane osobistości kina, lecz ten, kto widział chociażby „Marzycieli” (2003) Bernarda Bertolucciego, gdzie młody Garrel wciela się w charakternego buntownika, czy „Eager Bodies” (2003) z cierpiącą na raka płuc Smet, doskonale zdaje sobie sprawę z talentu i filmowej wrażliwości wspomnianego duetu, a wypominana rodzicielska protekcja ma się nijak do całej sytuacji.

Film Granica świtu analiza

Granica świtu – fotografia inspirowana filmem. Na zdjęciu Jagoda Kołaczek. Autor: Aleksander Biegała

„Granica świtu” – trzecia bohaterka

Choć przeważająca część akcji w filmie „Granica świtu”, w reżyserii Philippe’a Garrela, skupia się na relacji Carole i François, to w obrazie francuskiego twórcy pojawia się jeszcze trzecia, niezwykle ważna postać. Jest nią młoda i urodziwa Ève, będąca miłosnym zamiennikiem fotografowanej przed paroma miesiącami aktorki, lecz niedysponująca – przynajmniej w odczuciu głównego bohatera – wystarczającymi atutami, jakie posiada jej poprzedniczka. Natrętne myśli o Carole, dopadające François co jakiś czas, są bowiem tak intensywne, że pomimo oddania ze strony nowej partnerki, nie pozwalają mężczyźnie na całkowite odcięcie się od tego, co było. Jak to w wielu skomplikowanych związkach bywa, zawsze jest ktoś trzeci, ale w przypadku „garrelskiego” trójkąta sprawa nie jest aż tak oczywista.

W terminie „zamiennik”, nie chodzi przecież o to, że Carole odtrąciła lub została odtrącona przez mężczyznę swojego życia. Głównego źródła problemu należy doszukiwać się w niezgodności charakterów lub odmiennym podejściu do życia, choć to też gdybanie, gdyż Philippe Garrel, podobnie jak wspominany tutaj regularnie duch tego tekstu – Jean-Luc Godard, opowiada historię niczym poeta, a nie rzemieślnik, który podstawi odbiorcy gotowe rozwiązanie pod nos. Ève nie bawi się bowiem w miłosne gierki i jest pewna swoich uczuć, podczas gdy targana różnymi emocjami Carole – czy to z powodu zobowiązań zawodowych, czy braku zrozumienia ze strony François – nie posiada tego zdecydowania. Kiedy porównamy obie bohaterki, od razu zauważymy, że fotografowana przed paroma miesiącami aktorka – choć i tak jest sporo przed trzydziestką – nie ma w sobie nic z młodzieńczej naiwności, natomiast tę drugą cechuje spontaniczność i myślenie wolne od jakichkolwiek podejrzeń.

„Granica świtu”, w reżyserii Philippe’a Garrela, to czarno-biała nostalgiczna baśń, w której przeróżne formy sztuki umiejętnie mieszają się ze sobą, tworząc mistyczny koktajl przygnębienia i niedopowiedzeń, gdzie każdy łyk jest gorzki, a zaspokojenie pragnienia niemożliwe do osiągnięcia. W filmie, podczas rozmowy dwóch przyjaciół Carole i François, pada termin „prawo wycieraczek samochodowych”, mianowicie: „W miłości jest tak: jak jedno się zbliża, to drugie się oddala. Jak drugie się odwraca i zbliża – pierwsze się oddala.”. Dokładnie tak wygląda relacja dwojga głównych bohaterów, a tytułowa granica świtu – z uwagi na ciągłą zabawę w „kotka i myszkę” – okazuje się trudna do przekroczenia. Jest też drugie „prawo wycieraczek samochodowych”, ale żeby dowiedzieć się, czego dotyczy, trzeba zanurzyć się w ten „godardowski” świat namalowany ręką Philippe’a Garrela.

 

Avatar photo

Aleksander Biegała

Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego na kierunkach Pedagogika społeczna oraz Dziennikarstwo i Komunikacja społeczna. Przenosi wybrane filmy na grunt muzyczny. Regularnie publikuje artykuły dla portali Plaster Łódzki i Kinomisja Pulp Zine. W kinie najbardziej ceni jego żeński element, a "Kobieta z wydm" Hiroshiego Teshigahary to dla niego wyznacznik obrazu doskonałego.