„Gry uliczne” – film o poszukiwaniu prawdy
Tytuł: “Gry uliczne”
Data premiery: 1996
Reżyseria: Krzysztof Krauze
Obsada: Redbad Klynstra, Robert Gonera, Grażyna Wolszczak i inni
„Gry uliczne” w reżyserii Krzysztofa Krauzego to jeden z najoryginalniejszych polskich obrazów z lat dziewięćdziesiątych. Film wyróżnia się klimatem, intrygującym aktorstwem, ciekawym montażem i dobrze dobraną ścieżką dźwiękową. Choć po latach wydaje się nieco zapomniany, to warto wspólnie z Janem i Witkiem przenieść się do gorącego lata roku 1996.
Dziennikarz rodem z amerykańskiego filmu
Główny bohater – Jan Rosa (Redbad Klynstra) jest młodym dziennikarzem, który nie boi podejmować się trudnych i kontrowersyjnych tematów. Rosa uosabia swoim podejściem kolorowe i buntownicze lata dziewięćdziesiąte. Mężczyzna w pracy pozbawiony jest hamulców, a na co dzień prowadzi hedonistyczny tryb życia. Janowi pomaga operator Witek (Robert Gonera), który próbuje okiełznać niepokornego dziennikarza. Na drugim planie pojawia się postać Marii (Grażyna Wolszczak). Jej tożsamość i to dla kogo pracuje do końca filmu pozostaje bez odpowiedzi. Główny wątek „Gier ulicznych” oscyluje wokół tajemniczej śmierci Stanisława Pyjasa, autentycznej postaci krakowskiego studenta i działacza opozycyjnego, który 7 maja 1977 roku został znaleziony martwy na schodach kamienicy przy ulicy Szewskiej 7. Wolałbym jednak nie roztrząsać w tym wypadku politycznych wątków.
Krzysztof Krauze w „Grach ulicznych” prowadzi nieustanną grę z widzem. Wspólnie z Jankiem i Witkiem próbujemy dowiedzieć się, kto tak naprawdę był odpowiedzialny za zabójstwo Pyjasa. Podczas śledztwa bohaterowie natrafiają na szereg dawnych funkcjonariuszy komunistycznej władzy oraz ich pomniejszych sługusów. Wspomniana Maria idealnie wciela się natomiast w postać femme fatale, rodem z klasycznych produkcji kina noir.
„Gry uliczne” – muzyczna uczta i oryginalny montaż
Charakterystycznym elementem polskich filmów z lat dziewięćdziesiątych (np. „Młode wilki”, „Nocne graffiti”, „Spona”) były przebojowe kompozycje stworzone na potrzeby danej produkcji. „Gry uliczne” oferują przekrój różnych gatunków: techno, trip hop, gitarowe brzmienie. Na specjalne wyróżnienie zasługuje kawałek „Jeśli wiesz, co chcę powiedzieć” Kasi Nosowskiej. Melancholijny utwór idealnie komponuje się z mrocznym i zawiłym klimatem dzieła. Film Krzysztofa Krauzego wyróżnia się również oryginalnym montażem. Znajdziemy w nim dziwne animacje, narkotyczne wizje czy burzenie czwartej ściany. W rodzimym kinie mało było przypadków, tak fascynującego, a zarazem budzącego momentami niepokój montażu. Ewa Romanowska-Różewicz wykazała się tu nie ladą kreatywnością i ekstrawagancją.
“Gry uliczne” – dokumentalne ujęcia i brak happy endu
Końcówka „Gier ulicznych” pozbawiona jest cukierkowego finału. Ostatnia scena przypomina ujęcie z telewizyjnego dokumentu. Jest ono wyraziste, a zarazem przygnębiające w swoim wydźwięku. Reżyser pozostawił widzowi czas na własną interpretację. Do dziś na filmowych forach kinomani dyskutują, czy przechodnie, których możemy zobaczyć w ostatniej sekwencji byli opłaconymi statystami, czy naprawdę byli to niczego nieświadomi ludzie, których reakcja na przebieg zdarzeń była naturalna.
Opinie o filmie Krzysztofa Krauzego po latach są podzielone. To co dla mnie było plusem: niekonwencjonalny montaż, wyrazisty, „amerykański” dziennikarz i muzyka, dla części recenzentów i odbiorców bywa minusem. Osobiście polecam seans z produkcją Krauzego, gdyż bardzo trudno jest mi porównać „Gry uliczne” do jakiegokolwiek innego polskiego filmu z tamtego okresu. Ten specyficzny klimat niepokoju, który tu widzimy, zostanie wykorzystany przez reżysera jeszcze trzy lata później, gdy będzie realizował „Dług”. Film, który zszokuje Polskę i stanie się jedną z klasycznych pozycji w historii rodzimej kinematografii, ale to już opowieść na inny tekst.