„Robin Hood: książę złodziei” – szlagier lat 90 o czarującym zbóju
Tytuł: “Robin Hood: Książę złodziei” (“Robin Hood: Prince of Thieves”)
Rok produkcji: 1991
Reżyseria: Kevin Reynolds
Obsada: Kevin Costner, Morgan Freeman, Alan Rickman, Mary Elizabeth Mastrantonio, Sean Connery, Christian Slater, Geraldine McEwan i inni
„Robin Hood: książę złodziei” z 1991 roku w reżyserii Kevina Reynoldsa jest filmem często powtarzanym. Sama oglądałam go mnóstwo razy, ponieważ to obraz z gatunku „nienudzących się poprawiaczy humoru”. No i kto nie zna nominowanej do Oscara i nagrodzonej Grammy piosenki z tego filmu autorstwa Bryana Adamsa – wielkiego hitu i naprawdę pięknego utworu „Everything I Do I Do It For You”…
„Robin Hood” i jego burzliwe losy
Jest XII wiek. Szlachetnie urodzony Robin od lat odsiaduje wyrok w lochach, po tym jak został schwytany podczas krucjaty. Kiedy udaje mu się uciec, po miesiącach tułaczki wraz z Maurem (Morgan Freeman) dociera do Anglii. Ale tam okazuje się, że jego dom został zniszczony, majątek rozkradziony, ojciec zamordowany, a sługa oślepiony. Króla nie ma, a władzę sprawuje okrutny szeryf (Alan Rickman). Robin jednak się nie poddaje. Niebawem spotyka w lesie zbuntowanych banitów, zostaje ich przywódcą i prowadzi do walki przeciwko niesprawiedliwym rządom. Jego głównym celem staje się zaś niesienie pomocy ubogiemu ludowi.
„Robin Hood” – aktorski koncert
Trzeba przyznać, że „Robin Hood” to prawdziwy koncert dobrego aktorstwa. Kevin Costner idealnie wpasował się w rolę – jest czarujący, naturalny, zaangażowany. To, że dostał Złotą Malinę za tę kreację, jest kompletnie niezrozumiałe. Świetnie pasuje do niego Mary Elizabeth Mastrantonio jako ukochana Marion. Zwracają uwagę również Geraldine McEwan jako ohydna, wredna wiedźma (ładna przecież aktorka jest prawie nie do poznania), rubaszny zakonnik Tuck (Michael McShane), charyzmatyczny Morgan Freeman no i Alan Rickman…
Ten ostatni jest jednym z najlepszych czarnych charakterów, jakie widziałam w kinie, co prawda wydaje się bardziej komiczny niż groźny (np. tekst „odwołać Boże Narodzenie”!) Gdy się pojawia, potrafi zdominować cały ekran. Tworzy postać histerycznego, cholerycznego i bezwzględnego szeryfa, który wpada w furię jak rozpuszczony chłopczyk, kiedy coś idzie nie po jego myśli. Zresztą Rickman w ogóle celuje postaciach czarnych charakterów – bo jego kreacje z „Harry’ego Pottera” czy „Szklanej pułapki” też ciężko zapomnieć.
„Robin Hood” – kino z rozmachem
Warto podkreślić, że sfera wizualna „Robin Hood” nawet dziś robi wrażenie. Najbardziej pamiętna scena z filmu to ta, w której Robin wypuszcza z łuku płonącą strzałę: zbliżenie na nią i niewiarygodna szybkość – normalnie w takim wypadku byłoby około 24 ujęć na sekundę, tutaj jest aż 300… W pamięć zapadają również wszystkie romantyczne sceny z Marion i Robinem, zwłaszcza ta, gdy bliskość dziewczyny powoduje, że zwykle niezawodny bohater nie trafia strzałą do celu. Te pozornie niewinne ujęcia posiadają ogromny potencjał erotyczny i poruszają emocje widza.
Akcja „Robin Hooda” rozgrywa się w wielu pięknych zakątkach Anglii, a nawet we Francji. Scenerię tworzą tu wspaniałe zamki, a z drugiej strony wodospady i dzika przyroda. To zatem zdecydowanie kino widowiskowe. Muzyka, zdjęcia i montaż zostały doprowadzone do perfekcji. Wspaniałe są także kostiumy i scenografia, zwłaszcza osada w lesie Sherwood, gdzie żyje Robin z kompanami. Film okazał się zresztą wielkim kasowym sukcesem, mimo że jego budżet był bardzo duży, zwrócił się wielokrotnie.
Pod względem gatunkowym „Robin Hood: książę złodziei” to kino przygodowe, ależ też czasem dramat czy romans. To również film o sile przyjaźni i skuteczności zbiorowego działania. Robin bez swojej wiernej świty nie osiągnąłby przecież tego, co dokonał wspólnie ze swoją drużyną, a bardzo możliwe, że szybko spotkałoby go uwięzienie lub śmierć. Jego druhowie to wprawdzie postaci pełne słabości – piją, przeklinają, są zaczepni i nieokrzesani, ale gdy trzeba, są wobec siebie bardzo lojalni i niezwykle wytrwali w walce z wrogiem. Żaden z nich nie kalkuluje, co się opłaca, za to każdy działa spontanicznie i ze szczerego serca. Podobnie wygląda relacja Robina i Marion: zakochani nie kierują się wyrachowaniem czy ostrożnością, nie tworzą czarnych scenariuszy, tylko z zapałem poddają się uczuciu i są gotowi dla siebie zaryzykować życie.
„Robin Hood” to zatem bardzo energetyczne pozytywne kino, widowiskowo opowiadające o sile przyjaźni i miłości i o tym, że nigdy nie wolno się poddawać.