„Blues Brothers” czyli bluesowe szaleństwo

 

Tytuł: “Blues Brothers”

Rok premiery: 1980

Reżyseria: John Landis

Obsada: John Belushi, Dan Aykroyd i inni

 

Są takie filmy, przy których trudno jest nie podrygiwać czy podśpiewywać lub wręcz tańczyć. To prawdziwe energetyczne bomby i do takich niewątpliwie należy „Blues Brothers” Johna Landisa z 1980 roku. Akcja filmu zaczyna się gdy Elwood (Dan Aykroyd) odbiera brata Jake’a (John Belushi) z więzienia, gdzie odbywał karę za rabunek. Gdy obaj odwiedzają sierociniec, w którym spędzili dzieciństwo, okazuje się, że z powodu zaległego podatku placówce grozi likwidacja. W kościele Jake dostaje objawienia i wraz z bratem postanawia reaktywować dawny zespół The Blues Brothers, a dochód za bilety przeznaczyć na ratunek domu dziecka. Jednak ich duży talent sceniczny idzie w parze z pakowaniem się w kłopoty i podpadaniem wielu ludziom, którzy postanawiają ich ścigać. Wkrótce dają się poznać całemu Chicago…

„Blues Borthers” – uczta muzyczno-gwiazdorska

Pomysł na film wziął się z nazwy autentycznego zespołu, którzy założyli Belushi – Aykroyd, czyli odtwórcy głównych ról. Aktorzy pracowali też jako komicy. W „The Blues Brothers” poszczególne epizody odgrywają autentyczne gwiazdy muzyki soul i bluesa jak Aretha Franklin, Ray Charles, James Brown, pojawił się także Steven Spielberg i ówczesna supermodelka Twiggy.

Znani wokaliści śpiewają swoje przeboje, między innymi Aretha Franklin (świetna rola !) jako rozzłoszczona żona, James Brown występuje w roli tańczącego i śpiewającego pastora, a John Lee Hooker jako muzyczny grajek. A przede wszystkim do dziś znane i często odtwarzane są piosenki dwóch braci – zwłaszcza „Everybody Needs Somebody”, ale trzeba przyznać, że wszystkie ich numery zapadają głęboko w pamięć. Podobnie jak ich kompletnie zwariowane układy choreograficzne, wykonywane bez ładu i składu, ale z taką ekspresją, że ciężko patrząc na nich i jeszcze słuchając tak wybornej muzyki nie dać się temu porwać.

Dan Aykroyd i John Belushi zagrali tak, jakby naprawdę byli zwariowanymi braćmi, na bakier z prawem. Są autentyczni, naturalni, swojscy i ich postaciom się kibicuje. Warto w tym miejscu dodać, że uzależniony od narkotyków John Belushi, sprawiał swoim nałogiem, kłopoty na planie, niestety ponad rok po premierze, przedawkował i zmarł w wieku zaledwie 33 lat.

Film „Blues Brothers” – piękny chaos

Blues Brothers film recenzja

 

Chaos to słowo klucz przy opisie i fabuły i realizacji „Blues Brothers. Na planie roztrzaskano ogromną ilość samochodów, co kosztowało miliony dolarów i długo stanowiło rekord w historii kina. Ogólnie mocno przekroczono budżet, produkcja się przedłużała, panowało niechlubne przyzwolenie na zażywanie narkotyków. Zresztą sama akcja jest zwariowana: to pościgi, gagi, często w stylu starych komedii slapstickowych. Bracia, którzy niesamowicie łatwo przyciągają kłopoty, podpadają komu się da i żeby zrealizować swój cel, muszą uciekać przed coraz większym rozzłoszczonym tłumem.

Jednocześnie trafnie, w prześmiewczy sposób pokazano ludzkie wady, na przykład właściciel knajpy wtrąca się, w co mają grać i szuka okazji by nie zapłacić, policjanci organizują wielki pościg głównie z urażonej dumy, a dziewczyna nie radząca sobie z porzuceniem przez Jake’a swobodnie operuje bronią palną. Tymczasem zwykli ludzie są spragnieni szalonej i dobrej muzyki, zapomnienia o problemach i mają wiele sympatii dla niesfornych muzyków. Na mszy zamiast poważnych modlitw, odprawiane są dzikie tańce, a osoby przed sklepem muzycznym i barem słysząc dobre granie, dają się ponieść szalonemu tańcowi.

„Blues Brothers” jest takim właśnie filmem – niezwykle porywającym, wybitnie dobrym muzycznie, który poprawi humor i sprawi, że samemu będzie się chciało zatańczyć, albo posłuchać bluesowej piosenki.

Hanna Bielecka

Hanna Bielecka - z wykształcenia filmoznawca i archiwista. Pisała relacje z festiwali i recenzje dla serwisów filmowych. Jej ulubionym gatunkiem filmowym są horrory i thrillery. Ma słabość do klasyków filmowych i gwiazd starego kina.