Krzysztof Komeda – 10 faktów z życia i kariery kompozytora

Krzysztof Komeda

Słynny polski kompozytor filmowy Krzysztof Komeda zmarł, gdy świat stanął przed nim otworem. Po świetnym debiucie w Hollywood mógł zostać gwiazdą światowego formatu. Stało się jednak inaczej. Odszedł w wieku 38 lat, pozostawiając w żałobie kochającą rodzinę, żonę Zofię, pasierba Tomasza i całe rzesze zrozpaczonych wielbicieli. Owiany tajemnicą wypadek w Stanach Zjednoczonych, na skutek którego zapadł w śpiączkę, wpisał się w tragiczną serię wydarzeń związanych ze znanymi Polakami w Hollywood. Dziś Komeda to legenda muzyki jazzowej i filmowych kompozycji, a jego biografia wzbudza ogromne zainteresowanie. Oto 10 faktów z życia i kariery słynnego artysty.

1. Krzysztof Komeda zmagał się z lekkim kalectwem.

Urodzony w 1931 roku w Poznaniu Krzysztof Trzciński, bo tak naprawdę się nazywał, był synem urzędnika bankowego. Tuż przed wojną, w wieku ośmiu lat zapadł na poważną chorobę Heinego-Medina. Pomyślnie przeszedł rekonwalescencję, jednak we wrześniu 1939 roku w czasie bombardowania, gdy uciekał z matką do Częstochowy, nastąpił groźny nawrót. Komeda cudem wyszedł cało z tej sytuacji, uratowany przez nadludzką determinację matki, która zbiła trawiącą go gorączkę, owijając go zdobytym gdzieś mokrym prześcieradłem. Konsekwencją Heinego-Medina był jednak drobny defekt, z którym zmagał się przez całe życie: miał krótszą i słabszą jedną nogę.

2. Pseudonim Komedy pochodził z czasów dzieciństwa.

Skąd wziął się pseudonim Komedy? O dziwo muzyk nie wymyślił go z nadzieją na wielką karierę, ale wyniósł z czasów podwórkowych. A było to tak: pewnego dnia Krzysztof Trzciński podczas zabawy z kolegami w wojnę wpadł na pomysł, że będzie komendantem. Na drzwiach szopy umieścił napis informujący, że znajduje się tam główna siedziba dowodzenia. Zamiast „KOMENDA” napisał jednak „KOMEDA” i właśnie ta ksywka do niego przylgnęła. Gdy zaczął grać koncerty, wykorzystał ją jako pseudonim artystyczny.

Komeda

3. Komeda wahał się pomiędzy zawodem lekarza a profesją jazzmana

Krzysztof Komeda od dziecka był niesłychanie utalentowany muzycznie. Od czwartego roku życia pobierał lekcje gry na fortepianie, a podczas wojny nie tylko ich nie przerwał, ale uczęszczał do swojej nauczycielki do częstochowskiego getta. Jednak z czasem godzenie pasji do muzyki z nauką stawało się coraz trudniejsze. Doszło do tego, że Komeda nie zdał matury i musiał ją powtarzać. Potem zaś, głównie ze względu na presję rodziców, wybrał studia medyczne i specjalizował się z laryngologii. Codzienne wielogodzinne dyżury w szpitalu kolidowały z założonym przez niego zespołem jazzowym: Sekstet Komedy. Co więcej, przez pewien czas muzyk ukrywał w pracy swoją działalność klubową. Dopiero gdy po jednym z koncertów w Sopocie w prasie ukazał się artykuł „Jazzowy Sekstet Komedy – doktora Krzysztofa Trzcińskiego”, wszystko się wydało.

4. Kariera Komedy rozwijała się w dużej mierze dzięki jego żonie – Zośce Komedowej

Komeda Krzysztof z żoną Zofią Komeda

Krzysztof Komeda z żoną

Jednym z przełomowych wydarzeń w życiu Komedy, zarówno artystycznym jak i prywatnym, było poznanie Zofii Tittenbrun. Spotkali się w czerwcu 1956 roku w Krakowie podczas jednego z jazzowych koncertów. Zofia zajmowała się sprawami organizacyjnymi i była managerem kwintetu Andrzeja Kurylewicza. Była żołnierka AK z Kresów, w tamtym czasie miała za sobą nieudane małżeństwo i z pomocą matki wychowywała syna. Niesłychanie pomysłowa, potrafiła godzić pracę fizyczną zapewniającą jej utrzymanie z działalnością w środowisku artystycznym.

To była miłość od pierwszego wejrzenia, która z rozmaitymi kryzysami przetrwała do końca życia Komedy. Pobrali się w 1958 roku. Wspólnie tworzyli legendarny duet – on był nieco bujającym w obłokach świetnie rokującym muzykiem, ona potrafiła w trudnych warunkach PRL-u załatwić niemal wszystko. Od razu została managerem jego Sekstetu, organizowała koncerty, wyjazdy, spotkania. Do tego zajmowała się wszystkimi praktycznymi sprawami domowymi. Załatwiła przeprowadzkę z Krakowa do Warszawy i większe mieszkanie. Gdy Komeda stał się sławny, wspólnie podróżowali po całej Europie. Była jego ukochaną towarzyszką i prawą ręką, aż do wyjazdu kompozytora do USA…

5. Komeda założył pierwszy polski zespół jazzowy, a jego jazzowe utwory zdobyły międzynarodowy rozgłos.

Komeda zainteresował się jazzem jako nastolatek, gdy mieszkał z rodzicami w Ostrowie Wielkopolskim. To tam wraz ze znajomymi w mieszkaniu Jana Winkowskiego wspólnie słuchali potajemnie zabronionej wówczas muzyki nadawanej w Radiu Wolna Europa i Głos Ameryki, dyskutując o jazzie. Potem Komeda założył pierwszy w Polsce zespół jazzowy – Sekstet Komedy, który w krótkim czasie zaczął osiągać sukcesy. Został zauważony już na pierwszym Festiwalu Jazzowym w Sopocie. W latach 60. grał mnóstwo koncertów w Kopenhadze w klubie Jazzhus Montmartre i w Sztokholmie w Gyllene Cirkeln. Występował również w Pradze, Bled czy w Konigsbergu. W 1966 roku wydał legendarny album „Astigmatic”, jedno ze swoich największych jazzowych dzieł.

Komeda Trzciński

Komeda był autorem muzyki do filmu “Nóż w wodzie”

6. Chociaż był samoukiem w dziedzinie kompozycji, napisał muzykę do kilkudziesięciu filmów.

Komeda nigdy nie odebrał formalnego wykształcenia w dziedzinie kompozycji. Był pod tym względem samoukiem i miewał kompleksy względem profesjonalnych muzyków. Ponadto nie lubił tworzyć piosenek i robił to tylko i wyłącznie na potrzeby filmu. Jego przygoda z aranżacją muzyki kinowej zaczęła się od przyjaźni z Romanem Polańskim i jego pierwszej słynnej etiudy „Dwaj ludzie z szafą” (1958). Muzyka Komedy stanowiła znaczący element kina lat 50. i 60., opowiadającym o nowym pokoleniu polskiej inteligencji.

Był bowiem autorem kompozycji do takich znaczących filmów, jak „Do widzenia, do jutra” Janusza Morgensterna i „Niewinni czarodzieje” Andrzeja Wajdy. Oczywiście ważnym obrazem był również „Nóż w wodzie” Polańskiego z 1962 roku, do którego napisał ścieżkę dźwiękową podczas jednej upalnej nocy nad jeziorem Giżycko i który otworzył im obu drogę do międzynarodowej kariery. Istotne kompozycje filmowe w jego dorobku to również obrazy „Jutro premiera” (1962), „Matnia” (1966) czy „Niekochana” (1965). Oczywiście najbardziej spektakularnym sukcesem było „Dziecko Rosemary”.

7. Komeda przyjaźnił się z Romanem Polańskim.

Przyjaźń Komedy z Romanem Polańskim wywarła decydujący wpływ na całą jego karierę zawodową, ale też na jego osobiste losy. Poznali się w Krakowie w 1957 roku, kiedy rok później reżyser zrobił swoją etiudę „Dwaj ludzie z szafą”, zaprosił do współpracy właśnie Krzysztofa. Wspólnie pracowali również nad kolejnymi krótkometrażówkami – „Gdy spadają anioły” (1959) i „Ssaki” (1962). Polański i Komeda pozostawali w bliskich relacjach, wspólnie podróżowali i imprezowali. Żona kompozytora, Zosia, organizowała wesele Polańskiego z Barbarą Kwiatkowską.

Krzysztof Komeda Trzciński

Krzysztof Komeda z Romanem Polańskim i Sharon Tate

Po sukcesie „Noża w wodzie”, gdy Polański mieszkał i pracował w Europie zachodniej, Komedowie utrzymywali z nim serdeczne kontakty i współpracę zawodową. Kompozytor nagrywał muzykę do filmu Polańskiego „Najpiękniejsze oszustwa świata” w Amsterdamie, a do „Nieustraszonych pogromców wampirów” w Londynie. Bywali wówczas razem w modnych klubach, kinach, teatrach i restauracjach, a także nawiązywali kontakty z międzynarodowym środowiskiem filmowym. I to oczywiście Roman Polański w 1967 roku zaprosił Komedę do Hollywood, gdzie miał pracować nad muzyką do „Dziecka Rosemary”.

8. „Dziecko Rosemary” całkowicie zmieniło plany Komedy na przyszłość.

Krzysztof Komeda wyjechał do USA tuż przed Świętami Bożego Narodzenia w 1967 roku. Dzięki Polańskiemu podpisał lukratywny kontrakt z wytwórnią Paramount Pictures, która zadbała o warunki jego pobytu w Stanach. Zamieszkał w luksusowym apartamencie w Beverly Hills i wynajął forda mustanga. Zachłysnął się Ameryką i Kalifornią – nurkował i jeździł na nartach, bywał w nocnych klubach, wpadł w wir towarzyskiego życia. Gdy dojechała do niego żona Zosia, oświadczył, że ma zamiar zostać w Hollywood, ponieważ to jego miejsce. Sukces słynnej kołysanki do „Dziecka Rosemary był ogromny – Komeda przeżywał swój wielki moment. Przyjmowano go z honorami w Society of Composers & Lirycists i wróżono wspaniałą karierę. Zdążył skomponować jeszcze tylko muzykę do „The Riot”…

9. Pobyt w Hollywood spowodował olbrzymi kryzys w małżeństwie Komedów.

O ile Krzysztof Komeda świetnie odnalazł się w Hollywood, o tyle jego żona była przerażona perspektywą pozostania w Ameryce. Hollywood odebrało jej wszystko, czym mogła się zajmować – nie miała tu kontaktów, sprawy załatwiało się zupełnie inaczej, co uniemożliwiało jej wykonywanie funkcji managera Komedy. Całe dnie spędzała w hotelu lub ze znajomymi, często się mijali. Zofia była zniesmaczona powierzchownym blichtrem hollywoodzkich gwiazd i ich kosztownymi przyjęciami. Nie podobała jej się ta kultura, a przede wszystkim czuła, że traci swojego ukochanego męża. Po kilku miesiącach wróciła do Polski, a potem mieli zdecydować, co robić dalej. Wyjazd z kraju na dłużej był równoznaczny z emigracją polityczną bez powrotu. Zosia Komedowa bardzo przeżywała ten wybór.

Komeda kołysanka

Komeda z żoną Zofią

Na dodatek wkrótce dowiedziała się, że jej mąż wdał się w całkiem poważny romans. Nie był bardzo wiernym małżonkiem już wcześniej, ale ta relacja z Iloną Cooper wyglądała na coś, co może rozbić związek z Zofią.

10. Przyjaciele zawiedli Komedę, a żona trwała przy nim do końca.

Zofia Komedowa dowiedziała się o poważnym stanie męża dopiero po trzech tygodniach odkąd zapadł w śpiączkę. Przepływ wiadomości, jak twierdziła, miał blokować Wojciech Frykowski, który bezskutecznie próbował robić karierę w Hollywood. “Czy powinnam o tym wspominać? Nieraz zadawałam sobie to pytanie. Wojtek z Sharon zostali bestialsko zamordowani przez sektę Mansona, miał straszną śmierć i wierzcie, że nigdy nie czułam nienawiści, czy czegoś w tym rodzaju (…) Ale nikogo z bliskich to już nie zaboli, więc, czy w końcu nie mam prawa powiedzieć na głos prawdy”? – pisała w swoich wspomnieniach żona kompozytora. Utrzymywała, że już po znalezieniu się muzyka w szpitalu, Frykowski miał ulokować się w wynajmowanym przez Komedę apartamencie w hotelu Sunset Marquis, z którego zginęło wiele cennych rzeczy i pieniądze.

Gdy Komedowa cudem załatwiła szybki lot do USA, na miejscu Frykowski, według jej relacji, miał rozpowszechniać plotki, że jest agentką NKWD i UB, a do jej rodziny w Polsce słać listy z oskarżeniami o rozwiązłość i brak zainteresowania Krzysztofem. Tymczasem Zofia poruszyła niebo i ziemię, by ratować swojego ukochanego męża. Kątem pomieszkiwała u znajomych, pracowała fizycznie, by utrzymać się w Stanach i codziennie opiekowała się mężem. Komeda niestety nie wykupił ubezpieczenia, dlatego leczenie błyskawicznie pochłonęło wszystkie oszczędności i groził mu pobyt w szpitalnym przytułku. Zofia Komedowa wykorzystała wszelkie możliwe naciski na polskie państwo, włącznie z szantażem, że będzie pod kościołami żebrać na leczenie, by z jego pomocą przetransportować męża do Polski.

Marek Hłasko wyjawił żonie Komedy, co spowodowało u muzyka uszkodzenie mózgu. Któregoś wieczoru po zakrapianej kolacji wybrał się z Krzysztofem na spacer po kalifornijskich wzgórzach. W czasie ożywionej dyskusji Hłasko trącił kolegę, a ten stoczył się na kamieniste dno doliny. Nieprzytomnego kompozytora Hłasko zawiózł do szpitala, ale po szczegółowych badaniach stwierdzono, że wszystko w porządku. Dopiero miesiąc po tym wydarzeniu muzyk zaczął cierpieć na poważne bóle głowy. W tamtym czasie Komeda zachorował również na ciężką grypę, która niedoleczona mogła dać poważne powikłania. Gdy trafił do szpitala, przeszedł poważną operację mózgu, ale niestety nigdy się już nie wybudził.

Krzysztof Komeda śmierć

Krzysztof Komeda zmarł w warszawskim szpitalu 23 kwietnia 1969 roku. Jego żona napisała: „Znałam wielu mężczyzn. Wielu artystów. Osobowości nietuzinkowych, dynamicznych, wciągających w swoją orbitę. Lecz Krzysztof górował nad nimi jedną, wyjątkową, niepospolitą cechą. Był nie tylko wrażliwym, utalentowanym artystą, ale także delikatnym, subtelnym i mądrym człowiekiem. Z natury małomówny i opanowany, nie wykazywał pazerności w chęci robienia kariery, wręcz nie dbał o nią, chociaż przecież wierzył, że urodził się dla muzyki”.

Literatura:

Z. Komedowa Trzcińska, „Nietakty. Mój czas, mój jazz”, Warszawa 2015.

Avatar photo

Agnieszka Czarkowska-Krupa

Redaktor Naczelna i Wydawca portalu Oldcamera.pl, dr nauk humanistycznych UJ, autorka książki "Paraboliczność w polskiej prozie historycznej lat 1956 – 1989" (Semper, 2014). Współautorka i redaktorka książki “Twarze i maski. Ostatni wielcy kochankowie kina” (E-bookowo, 2021). Miłośniczka kina i literatury. Pisała w książkach zbiorowych: "Podmiot w literaturze polskiej po 1989 roku. Antropologiczne aspekty konstrukcji", pod red. Żanety Nalewajk, (Elipsa, 2011) oraz "Etyka i literatura", pod red. Anny Głąb (Semper, 2014). Ma na swoim koncie prestiżowe publikacje dla Polskiej Akademii Nauk (“Ruch Literacki”), artykuły w czasopismach naukowych (“Tekstualia”, “Zeszyty Naukowe KUL”), periodykach artystycznych (“FA-art”) i w portalach internetowych. Pracowała jako wykładowca akademicki w Instytucie Mediów i Dziennikarstwa w Wyższej Szkole Teologiczno-Humanistycznej, gdzie pełniła również funkcje promotora i recenzenta prac dyplomowych. Prywatnie mama Sebastiana i Olgi.