„Miłość i śmierć” – tradycja, religia i zbrodnia
Tytuł: “Miłość i śmierć” (serial TV)
Tytuł oryginalny: “Love and Death”
Rok premiery: 2023
Obsada: Elizabeth Olsen, Jesse Plemons, Patrick Fugit, Lily Rabe, Tom Plephrey i inni
Historia Candance Montgomery, która zabiła żonę swojego kochanka, zadając jej 41 ciosów siekierą, a następnie została uniewinniona przez amerykański sąd, z pewnością ma w sobie potencjał filmowy. Nic dziwnego, że sięgnięto po nią po raz trzeci – po produkcji z 1990 roku oraz serialu z 2022 roku z główną rolą Jessiki Biel, również HBO wypuściło swoją wersję pod tytułem „Miłość i śmierć”. To nie tylko historia romansu, zbrodni i sądowego procesu, ale również obraz małej, tradycyjnej społeczności, w której, jak się okazuje, przywiązanie do tradycji i religii nie chroni przed niegodziwością, a niejednokrotnie stwarza dogodne pozory dla niecnych czynów.
„Miłość i śmierć” – serial HBO na faktach
Ta historia wydarzyła się naprawdę. 13 czerwca 1980 roku w małym miasteczku w Teksasie w jednym z domów znaleziono ciało Betty Gore, młodej żony i matki dwójki dzieci. Pod nieobecność męża, w biały dzień, zadano jej 41 ciosów siekierą. Sprawczynią okazała się znajoma rodziny i jednocześnie kochanka małżonka Betty, Candance Montgomery. Po długim procesie kobieta nie została jednak uznana za winną zbrodni z premedytacją, ława przysięgłych uwierzyła bowiem w jej wersję wydarzeń. Candance twierdziła, że działała w obronie własnej, ponieważ to Betty w szale zazdrości o męża, rzuciła się na swoją rywalkę z siekierą. Ta niezwykle tajemnicza sprawa do dziś wzbudza w Stanach Zjednoczonych emocje, a mieszkańcy miasteczka, w którym doszło do wspomnianych wydarzeń, są podzieleni w swoich opiniach na temat tej tragedii.
W 1990 roku historię sfilmował Stephen Gyllenhaal pod tytułem „W imię miłości”, a rolę Candance zagrała Barbara Hershey. W 2022 roku powstał z kolei miniserial oparty na kanwie tych wydarzeń – „Candy – śmierć w Teksasie” w reżyserii Robina Veitha i Nicka Antoski. W postać zabójczyni wcieliła się Jessika Biel. Scenariusz do produkcji HBO napisał David E. Kelley, laureat dwóch nagród Emmy, znany między innymi z pracy nad „Wielkimi kłamstewkami”, za kamerą stanęli natomiast Leslie Linka Glatter i Clark Johnson. Rola Candance przypadła Elizabeth Olsen, która miała okazję pokazać pełnię swojego talentu.
Serial „Miłość i śmierć” – historia pewnego romansu
Oglądając serial „Miłość i śmierć”, miałam wrażenie, że produkcja jest nieco nierówna i część procesowo-kryminalna wypadła zdecydowanie lepiej niż historia obyczajowa. Sam wątek romansowy wydawał mi się nieco rozwleczony, a motywacje bohaterów do pewnego stopnia niezrozumiałe. Zamiast wybuchu namiętności znudzonej codzienną rutyną „pani Bovary” mamy tu bowiem precyzyjnie zaplanowane niemal co do minuty schadzki. Wspólne omawianie przez Candy i Allana zasad ich relacji bardziej przypomina zawieranie nudnego biznesowego kontraktu niż przywodzi na myśl namiętny seks. Niewiele pokazano również problemów małżeńskich kochanków, które bardziej umotywowałyby ich postępowanie. Nieodgadnieni pozostają też sami bohaterowie – Jesse Plemons w roli Allana Gore na pierwszy rzut oka wydaje się wiernym małżonkiem z zasadami, tymczasem bez skrupułów przyjmuje propozycję atrakcyjnej znajomej i wikła się w długi romans, nie zważając na fakt, że jego żona w tym czasie spodziewa się dziecka. Mężczyzna zachowuje się niezwykle biernie – rozpoczyna i kończy relację z Candy z jednakową dozą obojętności.
Jeszcze bardziej tajemniczo wypada Elizabeth Olsen jako Candance. Wbrew pozorom to ona bardziej angażuje się w romans i przeżywa rozstanie z kochankiem, jednak ani na chwilę nie przestaje dbać o pozory. Jej postać niejednokrotnie budzi irytację, a nawet gniew. Matka dwójki dzieci, nauczycielka szkółki niedzielnej, regularnie uczęszczająca do kościoła i odmawiająca modlitwę przed każdym posiłkiem nie widzi niczego niewłaściwego w sypianiu z mężem swojej ciężarnej znajomej. Do końca elegancka, zadbana i niezaniedbująca swoich obowiązków w pewnym sensie budzi przerażenie. Muszę przyznać, że nie mam pewności, czy Candy irytowała mnie, dlatego, że Olsen gra tak kiepsko, czy też wręcz przeciwnie – tak genialnie, że momentami nie mogłam jej znieść.
Warto również wspomnieć o Lily Rabe w roli Betty Gore, która wypada naprawdę świetnie. W niezwykle subtelny sposób potrafi oddać problemy psychiczne swojej bohaterki. Spojrzenie, nerwowe gesty, sposób poruszania – wszystkie te elementy tworzą jakieś niepokojące wrażenie i budują specyficzny klimat scen z jej udziałem.
„Miłość i śmierć” – serial sądowy i refleksja nad ludzką naturą
Najbardziej przypadła mi jednak do gustu serialowa batalia sądowa, zwłaszcza od momentu, gdy do akcji wkracza Tom Plephrey jako Don Crowder, prawnik Candance. Jego kreacja niezwykle ożywia całość, wprowadza do produkcji energię i humor. Oczywiście ciekawa jest również obrana przez adwokata strategia obrony, jaka ostatecznie odnosi skutek. Sama postawa Dona, który bierze wydawałoby się z góry przegraną sprawę i poświęca się jej bez reszty, to klasyka amerykańskiego dramatu sądowego.
Najciekawsze w serialu „Miłość i śmierć” wydało się mi zaś środowisko, w jakim rodzi się straszna zbrodnia. To bowiem wspólnota wiernych kościoła Metodystów, praktykujących i wychowujących swoje dzieci w duchu religijnych wartości. To mała tradycyjna społeczność w konserwatywnym Teksasie, gdzie rodzina i małżeństwo wydają się niekwestionowanym priorytetem, a wszelkie działania wspólnoty mają za zadanie go wspierać. Są więc rekolekcje małżeńskie, szkółka biblijna czy integracyjne spotkania wiernych, którzy uprawiają sport albo organizują pikniki. Jak się jednak okazuje, religia nie zawsze spełnia rolę strażnika moralności. Człowiek i tak może wymknąć się wszelkim etycznym zasadom, a być może to właśnie nadmierne skrępowanie i kontrola prowokują pokusę złamania powszechnie przyjętych norm? Z tym oto niełatwym pytaniem serial „Miłość i śmierć” pozostawia wstrząśniętego widza.