Potworna menażeria – opowieść o Rayu Harryhausenie

Ray Harryhausen

Ray Harryhausen

Harryhausen był dla nas wszystkich inspiracją… Bez Raya Harryhausena nie byłoby “Gwiezdnych Wojen”.
– George Lucas

Wszyscy znamy słynnych aktorów, aktorki czy reżyserów. Są oni czczeni niczym bogowie i często nadmiernie idealizowani. Ludzie zapominają jednak, że za powstaniem każdego filmu stoją całe zastępy ludzi. Większość z nich pozostaje anonimowa. Akademia czasami się nad nimi ulituje i wręczy jakiegoś honorowego Oscara. Ogólnie jednak często pozostają w cieniu. Jedną z takich grup są spece od efektów specjalnych. Są oni odpowiedzialni za najbardziej pamiętne sceny w historii kina jednak na wielu portalach filmowych nie są nawet uwzględniani wśród twórców danego dzieła. Prekursorem praktycznych efektów specjalnych był bez wątpienia Ray Harryhausen, który z powodzeniem sprawiał, że antyczne mity ożywały na wielkim ekranie.

Każdy szanujący się fan zwłaszcza starego kina musiał się kiedyś spotkać z tym nazwiskiem. Artysta ten przeszedł do historii jako pionier i zarazem mistrz tak zwanej animacji poklatkowej z wykorzystaniem glinianych modeli. Technika ta była przez wiele lat szeroko wykorzystywana jako naczelny środek ożywiania fantastycznych postaci. Używano jej głównie w różnego rodzaju produkcjach spod znaku fantastyki, horroru czy science fiction. Obecnie funkcję tworzenia efektów specjalnych przejęły komputery. I to nie tylko w wymienionych gatunkach. Nikt już sobie nie wyobraża filmów bez CGI, a jego rola w tworzeniu przyszłych produkcji będzie zapewne jeszcze większa. Warto jednak czasem zwrócić się w stronę tradycji, doceniając pracę włożoną przez dawnych twórców takich jak Harryhausen w rozwój kinematografii.

Ray Harryhausen i jego wkład w rozwój kinowej fantastyki

A wpływ ten był niemały. Praca Harryhausena stanowiła kamień węgielny zwłaszcza dla rozwoju nurtu fantasy. Jego dzieła stały się wzorem do naśladowania oraz punktem odniesienia dla współczesnych mu, jak również kolejnych pokoleń artystów. Wystarczy wspomnieć, że do inspiracji pracami Raya przyznawali się tak uznani reżyserzy jak Steven Spielberg, James Cameron czy Peter Jackson. Dokonania Raya Harryhausena były tak przełomowe i wizjonerskie, że dla ich określenia ukuto nawet osobny termin o nazwie “Dynamation”. Proces ten polegał na nakładaniu na siebie osobnych warstw obrazu, w których centralną pozycję zajmował ruchomy model. Dzięki temu zabiegowi uzyskany efekt nabierał realistycznego wyglądu, wchodząc w pełni w interakcję z otoczeniem. Zastosowanie tego rozwiązania stało się wyznacznikiem dla całej branży. To właśnie filmy wykorzystujące ową technikę były oglądane z wypiekami na twarzy w dzieciństwie przez ludzi, którzy później sami stali się liderami rynku.

Harryhausen efekty - Bestia z głębokości

Bestia z głębokości 20 000 sążni

Ray Harryhausen i rola szczegółu w animacji

Spuściznę Harryhausena możemy zatem oglądać na ekranach do dziś, chociaż zapewne zdecydowana większość widzów nie zdaje sobie z tego sprawy. Kreacje animatora mają wielką moc oddziaływania na wyobraźnię. Potrafią skutecznie zainspirować amatorów kina do snucia własnych wizji, zachęcając do ich realizowania. To Harryhausenowi zawdzięczamy jedne z najlepszych wczesnych przedstawień smoków i dinozaurów. Jego ikoniczny potwór z głębin znany jako Rhedosaurus uważany jest przez wielu za bezpośrednią inspirację dla powstałej w 1954 roku “Godzilli”. Echa jego tworów wybrzmiewały przez dekady w niezliczonych produkcjach.

Każdy, kto choć trochę zajmował się jakąś formą analogowej animacji, wie jak bardzo żmudna, jest to praca. Wymaga ona od twórcy przede wszystkim anielskiej cierpliwości oraz niezwykłej skrupulatności. Tymi też właśnie cechami charakteryzował się także Ray Harryhausen. Elementem, który wyróżnia jego dzieła, jest w głównej mierze niesamowita precyzja wykonania modeli, oraz przywiązanie do szczegółu. Wyznaczniki te mogą początkowo umknąć podczas seansu, lecz wprawne oko dostrzeże drobne smaczki, które sprawiają, że animacje nabierają naturalnej specyfiki. Jako przykład można wymienić np. scenę z “Siódmej podróży Sindbada”, w której cyklop smaży na ogniu jednego z marynarzy. Robiąc to, w pewnym momencie oblizuje usta. Trwa to ledwie chwilę, lecz wystarczająco długo, by nadać scenie głębi oraz wyrazu. Również pojawiający się w tym samym obrazie smok sprawia bardzo ekspresyjne wrażenie dzięki widocznym ruchom ciała podczas oddychania.

Manewry postaci stworzonych przez Harryhausena cechowały się zawsze dużym stopniem płynności. Ich poruszanie było naturalne i idealnie zsynchronizowane z przebiegiem akcji. Wiadomo, iż z perspektywy czasu i osiągnięć techniki te stare filmy mogą być postrzegane jako przestarzałe, ale trzeba pamiętać, że jak na ówczesne czasy były to naprawdę innowacyjne rozwiązania. Każdy fan kina z lat minionych zapewne czuje nieustającą sympatię do tych charakterystycznie poruszających się potworków, które odegrały jakże ważną rolę w historii przemysłu rozrywkowego.

Harryhausen Siódma podróż Sindbada

Siódma podróż Sindbada

Krótka historia dzieł Harryhausena

Harryhausen zaczął swoją pracę w już w latach 30. Jego pierwszą inspiracją były dzieła pioniera animacji poklatkowej Willisa H. O’Brien’a znanego, chociażby z “King Konga” (1933) czy “Zaginionego świata” (1925). Obaj twórcy skrzyżowali swe zawodowe drogi podczas produkcji filmu “Mighty Joe Young”, którym Harryhausen debiutował w roli asystenta głównego animatora. Pierwszym w pełni solowym projektem Raya została “Bestia z głębokości 20 000 sążni” z 1953 roku. Trzy lata później świat ujrzał “Latające talerze”, jeden z największych klasyków kina sci-fi lat 50. Obraz, który wywarł trwały ślad nie tylko na gatunku, ale na całej popkulturze. Scena, w której jeden z pojazdów kosmitów powala Pomnik Waszyngtona, należy do najbardziej legendarnych w dziejach. Stał się także bezpośrednią inspiracją dla wyreżyserowanej przez Tima Burtona komedii “Marsjanie atakują!” z 1996 roku.

Prawdziwym jednak przełomem okazała się pochodząca z 1958 roku “Siódma podróż Sindbada”, pierwszy kolorowy film Harryhausena. Możemy w nim podziwiać najsłynniejsze dzieła artysty na czele z cyklopem, nagą, smokiem, rokiem czy szkieletem. Zwłaszcza projekt tego pierwszego wyróżniał się na tle innych podobnych postaci i śmiało można go zaliczyć do grona najlepiej wykonanych ekranowych cyklopów. Figurki ukazujące tego potwora można nadal nabyć na aukcjach internetowych za kilkaset dolarów. Inną pamiętną sekwencją produkcji jest szermierczy pojedynek głównego bohatera z ożywionym szkieletem. Aktor musiał nauczyć się wszystkich ruchów na pamięć, a następnie odegrać ową swoistą walkę z cieniem przed kamerą. Doświadczenia te Harryhausen wykorzystał później w “Jazonie i Argonautach” z 1963 roku. Tam poszedł jednak o krok dalej, ponieważ w słynnej scenie pojedynku z bohaterami walczy aż siedem szkieletów.

Innym znanym projektem pochodzącym z tego filmu jest gigant Talos, którego wierna kopia pojawia się grze “Heroes of Might and Magic III”. Jednak Harryhausen nie specjalizował się tylko w mitologicznych kreaturach. Równie dobrze radził sobie z bardziej naturalistycznymi stworzeniami. Zaliczały się do nich między innymi dinozaury. Największą ich ilość stworzył na potrzeby produkcji “Milion lat przed naszą erą” z 1966 roku. Spod jego ręki wyszło osiem prehistorycznych gadów, których modele przetrwały po dziś. Ostatnim istotnym dziełem artysty był zaś “Zmierzch tytanów” z 1981. Jest to zarazem chyba ostatni tak znaczący obraz, wykorzystujący technikę animacji poklatkowej. Były to już bądź co bądź lata 80. i gliniane figurki odchodziły już do lamusa.

Harryhausen - Jazon i argonauci

Jazon i Argonauci

Produkcja rzeczywiście wygląda nieco archaicznie jak na tę dekadę i przypomina raczej dzieła z lat 60. Dalej jest to jednak markowa jakość, jeśli idzie o tradycyjną animację, a uwiecznione w niej stworzenia takie jak pegaz, meduza czy kraken zapisały się na trwałe w pamięci fanów. Prace Harryhausena niezmiennie cieszą się wśród miłośników kina uznaniem oraz sporą popularnością, a filmy z jego modelami okazywały się najczęściej kasowymi hitami, z których wpływy kilkukrotnie przerastały wyjściowy budżet. Kreacje animatora to obecnie ledwie wspomnienie dawnej epoki, kiedy liczyła się artystyczna wizja wsparta manualnym talentem i techniką wypracowaną na drodze wielogodzinnych praktyk. Pozostają zarazem nieśmiertelnym hołdem dla twórczej kreatywności, będąc namacalnym pomnikiem ludzkiej wyobraźni.

Źródła:

E. Thom, „A tribute to Ray Harryhausen (1920 – 2013), a giant of animation, National Science and Media Museum blog

M. Shanks, „Fictive realism – Ray Harryhausen’s model making”

Andrzej Kownacki

Andrzej Kownacki

Z wykształcenia fototechnik. Z zamiłowania kinoman. Większość życia spędził przed ekranem telewizora, oglądając filmy, seriale i teledyski. Fan muzyki lat 70. i 80. Wierzy, że kinematografia może wpływać na ludzi, zmieniając ich postrzeganie świata. Nie ma ulubionego gatunku, ponieważ uważa, że aby naprawdę poznać kino, trzeba oglądać wszystko. Nieobce są mu klasyczne dzieła, ikony popkultury, jak i obskurne produkcje, o których mało kto słyszał. Pisze amatorsko o szeroko pojmowanej kulturze na portalach Wild Weekly i Dziennik Teatralny oraz z przymrużeniem oka na prywatnym blogu.