„Priscilla” – ucieczka z Graceland [recenzja]

Priscilla

 

Tytuł: “Priscilla”

Data premiery: 2023

Reżyseria: Sofia Coppola

Obsada: Cailee Spaeny, Jacob Elordi, Ari Cohen, Dagmara Dominczyk i inni

 

 

 

Na „Priscillę” wybrałam się w ramach cyklu „kina na obcasach”, były więc kobieca widownia, drobne upominki i perspektywa miłego babskiego wieczoru. Opowieść o pięknej dziewczynie, która spełnia swoje marzenie o życiu z księciem z bajki, zanurzona w aurze różu, koronek, sztucznych rzęs, lakierów do paznokci, wymyślnych fryzur i markowych szpilek zdawała się idealnie pasować do tej atmosfery. Zwłaszcza, że, cokolwiek by nie mówić, Elvis Presley i jego żona stanowili jedną z najcudniejszych par na świecie. Z kina wyszłam jednak zamyślona nie tylko nad Priscillą i jej niespełnionym snem, ale nad tym, co Sofia Coppola mówi o kobiecej drodze do dojrzałości. A powiada ona, że dziewczyna staje się kobietą, dopiero gdy przestaje definiować siebie w odniesieniu do mężczyzny. I o tym przede wszystkim jest dla mnie ten film.

„Priscilla” – kolejna opowieść Coppoli o dojrzewaniu

„Priscilla” to film, który wydaje się niemal emblematyczny dla twórczości Sofii Coppoli. Reżyserka od początku swojej kariery skupia się na temacie kobiecego dojrzewania. Od „Przekleństw niewinności” (1999) przez „Między słowami” (2003) czy „Marię Antoninę” (2006) twórczynię interesują dziewczęta na progu dorosłości. Najnowszy film Coppoli idealnie wpasowuje się w tę tendencję. Mamy tu bowiem historię tytułowej Priscilli, która w wieku czternastu lat poznaje wielkiego gwiazdora swoich czasów – Elvisa Presleya. Do spotkania dochodzi w 1959 roku w Berlinie zachodnim, gdzie król rock’n’rolla odbywa służbę wojskową, a ona przebywa jako pasierbica pełniącego tam służbę oficera Służb Powietrznych Stanów Zjednoczonych.

Nieco zmęczony popularnością i ścigany przez szalejące z namiętności fanki Elvis przeżywa właśnie żałobę po śmierci ukochanej matki. Nieśmiała i skromna nastolatka wydaje mu się wybawieniem od niestabilnego trybu życiu. Widzi w niej kobietę anielską – niewinną, delikatną i całkowicie uległą, która będzie podtrzymywać płomień domowego ogniska. Całkowicie oszołomiona uczuciem Elvisa Priscilla po kilku latach uzyskuje zgodę rodziców na przeprowadzkę do USA i wprowadza się do Graceland. Tak zaczyna się nieznana z popularnych podań druga część baśni o Kopciuszku. Priscilla z przeciętnej nastolatki przeistacza się w prawdziwą królową piękności, która każdego ranka wita swojego księcia w najbardziej fantazyjnych kostiumach. W pozornie idealnym życiu zaczynają się jednak pojawiać kolejne pęknięcia: uzależnienie Elvisa od leków, narastająca samotność, zdrady męża, słowem wszystko, co nie mieści się w konwencji baśni i co również w filmie nie zostaje całkowicie wyciągnięte na światło dzienne. Te najtrudniejsze i najbardziej bolesne doświadczenia pozostają raczej w sferze niedopowiedzenia, na pierwszym planie znajduje się bowiem prywatny świat Priscilli.

Priscilla film recenzja

Właśnie owa kameralność opowieści stawia film Sophii Coppoli na całkowicie przeciwnym biegunie do głośnego „Elvisa” Baza Luhrmanna. O ile obraz tego drugiego jest wielkim widowiskiem, analizującym sceniczny fenomen króla roc’n’rolla, o tyle „Priscilla” stanowi kwintesencję prostoty i klimatu prywatności. Film Baza Luhrmanna krzyczy, obraz Coppoli natomiast nieśmiało szepcze, podobnie jak szepcze sama jego bohaterka, ucząc się dopiero wygłaszać swoje własne opinie. To kino wybitnie kobiece, które przemawia przez zestawienie dziewczyńskich detali: sztucznych rzęs, maleńkich puzderek, szminek, pudrów i perfum, z których niepostrzeżenie zaczyna się wyłaniać coraz bardziej adekwatne oblicze bohaterki szukającej swojej własnej tożsamości w cieniu wielkiego gwiazdora.

„Priscilla” – samotność za bramą Graceland

Życie Priscilli u boku Elvisa Presleya rozpoczyna symboliczna scena, kiedy jako nastolatka zostaje przywieziona do posiadłości gwiazdora w Memphis i otwierają się przed nią bramy słynnego Graceland. Finałowe ujęcie filmu stanowi kontrastowe nawiązanie do tamtego momentu: bohaterka samodzielnie prowadząc samochód opuszcza majątek Presleya i widzi przed sobą te same wrota od drugiej strony. Ów kawałek biografii Priscilli, który śledzimy na ekranie, to zatem okres swoistego zamknięcia. Podobny zabieg Coppola zastosowała w „Marii Antoninie” – przywiezionej w wieku nastoletnim na francuski dwór, a na koniec opuszczającej go w ostatniej scenie.

Owa złota klatka, w której żyje Priscilla, nie stanowi jednak tylko uwięzienia, ale staje się przestrzenią jej dojrzewania i zdobywania doświadczeń. Początkowo Priscilla metodą prób i błędów uczy się jak zadowolić swojego ukochanego: w co się ubierać, jak się malować, jak się zachowywać i co mówić. Jednocześnie, zupełnie niepostrzeżenie dla niej samej, zdobywa wiedzę o sobie samej. Sprzyja temu dotkliwa samotność żony Elvisa, którą można by nazwać niemal samodzielną bohaterką filmu. Samotna jest Priscilla i samotny jest Elvis, a stan ten podkreśla znaczące zubożenie dialogów na rzecz rozbudowania obrazów. Elvis i Priscilla niemal ze sobą nie rozmawiają, oni przede wszystkim pozują do zdjęć. Aparat towarzyszy im nawet w najbardziej intymnych chwilach w sypialni. Na pierwszym planie tego związku znajduje się kreacja i odgrywanie określonych ról, a nie autentyczna bliskość. Choć można tu również widzieć przejaw dyskrecji reżyserki – to, co najważniejsze pozostaje w ukryciu. Deficyt bliskości pojawia się jednak wyraźnie w sferze erotycznej. Elvis prowadzący bogate życie erotyczne z przygodnymi partnerkami nie pała wielką namiętnością do własnej żony, widząc w niej wcielenie nietykalnej madonny, strażniczki domowego ogniska.

Film Priscilla 2023

W relacjach z Priscillą król rock’n’rolla jest pokazany jako ktoś w rodzaju nauczyciela, a nawet kaznodziei. Lubi czytać jej „Biblię” i objaśniać poszczególne wersety. Chętnie chwali się nią w kontaktach z prasą, ale rzadko zabiera na występy. Nie chce być dla niej partnerem, a każdy przejaw jej samodzielnych opinii surowo krytykuje. Priscilla ma zostać wieczną dziewczynką, dla której będzie przewodnikiem i największym autorytetem. Problem jednak w tym, że żona Elvisa powoli dojrzewa, zostaje matką i zaczyna budować swoją własną niezależną przestrzeń.

Myślę, że film ma swoje mankamenty, do których można zaliczyć liczne dłużyzny czy zbytnie zatarcie poszczególnych epizodów z życia Presleyów, co w połączeniu z ubogimi dialogami czyni całość nieco ciężkawą, a momentami męczącą. Sądzę jednak, że oboje odtwórcy głównych ról wypadli bardzo dobrze. Niewinna i zagubiona w świecie blichtru Cailee Spaeny wzbudza współczucie, a Jacob Elordi tworzy kreację niejednoznaczną i tajemniczą. Jego egoistyczne zachowania równoważą hojność, troskliwość, przywiązanie do najbliższych czy pragnienie twórczego rozwoju. Warto pochwalić również piękne zdjęcia, wydobywające znaczenie detali, znakomitą scenografię, kostiumy i oczywiście muzykę, oddającą klimat tamtych czasów.

„Priscilla” i jej własne życie

Priscilla w pierwszej scenie filmu wkracza na ekran jako wcielenie męskiego projektu: widzimy jej stopy z umalowanymi na różowo paznokciami, która przemierzają pluszowy różowy dywan. Niemal czujemy jego miękki dotyk – to dotyk wyobrażenia o pięknej, księżniczce, wiodącej bezproblemowe życie w wielkim zamku, która do szczęścia potrzebuje jedynie luksusowych ubrań i błyskotek, pozwalających jej zaspokoić własną próżność oraz zyskać miłość księcia. W finale obserwujemy z kolei Priscillę zupełnie odmienioną, bez sztucznych rzęs, w klasycznym stroju, która przeprowadza z Elvisem najbardziej szczerą w filmie, pożegnalną rozmowę. Na pytanie męża, czy odchodzi do innego mężczyzny, zaprzecza i stwierdza, że tym, do którego odchodzi jest jej własne życie.

I myślę, że właśnie o tym jest „Priscilla” – o początku dojrzałości, którą, powtarzając za znaną polską psycholog, można określić jako „życie po mężczyźnie”. To moment, kiedy kobieta uświadamia sobie, że kulturowa narracja o tym, że jej powołanie polega na poślubieniu księcia, jest zwyczajnie skłamana. To etap wyzwolenia i zyskania prawa do własnej wizji miłości, macierzyństwa i rodziny, a nade wszystko do niezależnego projektu samej siebie, który najlepiej oddaje finałowa liryczna piosenka „I Will Always Love You” w wykonaniu Dolly Parton.

 

Avatar photo

Agnieszka Czarkowska-Krupa

Redaktor Naczelna i Wydawca portalu Oldcamera.pl, dr nauk humanistycznych UJ, autorka książki "Paraboliczność w polskiej prozie historycznej lat 1956 – 1989" (Semper, 2014). Współautorka i redaktorka książki “Twarze i maski. Ostatni wielcy kochankowie kina” (E-bookowo, 2021). Miłośniczka kina i literatury. Pisała w książkach zbiorowych: "Podmiot w literaturze polskiej po 1989 roku. Antropologiczne aspekty konstrukcji", pod red. Żanety Nalewajk, (Elipsa, 2011) oraz "Etyka i literatura", pod red. Anny Głąb (Semper, 2014). Ma na swoim koncie prestiżowe publikacje dla Polskiej Akademii Nauk (“Ruch Literacki”), artykuły w czasopismach naukowych (“Tekstualia”, “Zeszyty Naukowe KUL”), periodykach artystycznych (“FA-art”) i w portalach internetowych. Pracowała jako wykładowca akademicki w Instytucie Mediów i Dziennikarstwa w Wyższej Szkole Teologiczno-Humanistycznej, gdzie pełniła również funkcje promotora i recenzenta prac dyplomowych. Prywatnie mama Sebastiana i Olgi.