„Tori i Lokita” – koszmar młodych uchodźców
Tytuł: “Tori i Lokita”
Rok premiery: 2022
Reżyseria: Luc Dardenne, Jean-Pierre Dardenne
Obsada: Pablo Schils, Joely Mbundu, Alban Ukaj i inni
Najnowszy film braci Dardenne ponad rok po 75. edycji Festiwalu w Cannes, na którym został wyróżniony Złotą Palmą w ramach nagrody specjalnej, wreszcie trafił do polskich kin. Belgijskie rodzeństwo od lat trzyma się społecznej tematyki, także i tym razem nie ma w tej kwestii żadnego zaskoczenia. I mimo że można im zarzucać monotonię, to na pewno w wypadku tej produkcji nie należy odmawiać co najmniej poprawnej sprawności filmowego rzemiosła.
„Tori i Lokita” – dramat społeczny podszyty thrillerem
Film opowiada historię dwójki afrykańskich uchodźców – nastoletniej Lokity (Joely Mbundu) i kilka lat od niej młodszego Toriego (Pablo Schils), którzy po trafieniu do Europy starają odnaleźć się w nowej, niełatwej dla nich rzeczywistości. Okoliczności materialne sprawiają, że podejmują się pracy jako handlarze narkotyków, a coraz bardziej paląca potrzeba gotówki zmusza ich do podejmowania trudnych i niemoralnych decyzji.
Luc i Jean-Pierre Dardenne od pierwszej chwili wrzucają zdezorientowanego widza w środek akcji, zgrabnie mieszając dramat społeczny z pełnym napięcia thrillerem przez cały seans. Pierwszym wrażeniem w trakcie oglądania jest właśnie dezorientacja, która wraz ze zdobywaniem wiedzy o sytuacji bohaterów przeradza się we współczucie i nieustannie towarzyszące protagonistom poczucie niebezpieczeństwa.
„Tori i Lokita” – ciepła relacja w okrutnym świecie
Na wspomniane wcześniej współczucie u widza największy wpływ ma relacja głównych bohaterów. Mimo że poznali się oni na statku płynącym do Europy, czyli stosunkowo niedawno, to widać między nimi niezwykłą zażyłość, często niespotykaną nawet u rodzeństwa, które sprawnie przed wszystkimi udają, żeby otrzymać dokumenty na legalny pobyt. Tu dochodzimy do najważniejszego aspektu w filmie, czyli zwrócenie uwagi na sytuację uchodźców w Europie Zachodniej. Ukazanie ich często beznadziejnego położenia na przykładzie dwójki młodych ludzi jest tym bardziej uderzające, a obraz zagmatwanej biurokracji pozwala widzowi odczuć niesprawiedliwość tej sytuacji.
Wszechobecne wokół Toriego i Lokity zło, problemy i brak empatii nie wpływają jednak niszcząco na ich podejście do świata (co może wydawać się naturalne dla takich młodych ludzi), a wręcz potęguje dobro i troskę w ich relacji – jedynej przestrzeni dla pozytywnych emocji. Widok młodych, w zasadzie obcych ludzi, którzy dbają o siebie wzajemnie w trudnej sytuacji, gra na bardzo prostych emocjach widza i działa rozczulająco. Niestety właśnie to rozczulenie i jednoznaczny obraz bohaterów względem wspomnianej „bezdusznej” biurokracji odbiera filmowi głębię. Są oni bowiem przedstawiani jako ofiary sytuacji, w której się znaleźli, co odbiera aspekt konfliktu moralnego przy podejmowaniu wszystkich decyzji. Pozycja w jakiej są ukazani sprawia, że w oczach widza wszystkie ich poczynania zostają usprawiedliwione. Spłyca to nieco film i zawęża pole do refleksji.
„Tori i Lokita” – zdjęcia budzące niepewność
Znaczny wpływa na odbiór filmu mają też zdjęcia Benoîta Dervauxa. Naturalne, żeby nie powiedzieć surowe, ujęcia w pełni oddają klimat otoczenia, w którym znajdują się główni bohaterowie. Ponadto będąca wciąż blisko niestabilna kamera, nieustannie podążająca zamiennie za Torim lub Lokitą, daje widzowi wrażenie, że jest on bezpośrednim świadkiem wydarzeń, jakie widzi na ekranie. Prowadzona w ten sposób wizualna narracja sprawia, że wiedza odbiorcy o poruszającej się do przodu akcji jest identyczna jak wiedza bohaterów, co pogłębia uczucie niepewności i ciekawość następnych zdarzeń.
Podczas seansu „Toriego i Lokity” czułem, że ten film, kolokwialnie mówiąc, na mnie działa. Przez większość seansu towarzyszyło mi wyżej opisywane współczucie oraz nerwowe oczekiwanie na to, co się zaraz wydarzy. Jednak moim zdaniem ta produkcja traci po wyjściu z kina. Chwila refleksji pozwoliła mi stwierdzić, że brakuje w tym filmie więcej głębi czy szerszego spojrzenia na sytuację z innej perspektywy, czego oczekiwałbym od tej klasy reżyserów. Jest to po prostu poprawne i mimo wszystko ważne społeczne kino, które u współczesnego widza może nieco bardziej nakreślić sytuację wielu uchodźców w Europie Zachodniej.