„Anna tysiąca dni” – z tronu na szafot
Tytuł: “Anna tysiąca dni”
Tytuł oryginalny: “Anne of the Thousand Days”
Rok premiery: 1969
Obsada: Richard Burton, Geneviève Bujold i inni
Dynastia Tudorów, a zwłaszcza burzliwe dzieje Henryka VIII od wielu dekad stanowią niezmienny obiekt fascynacji kina historycznego. Wśród filmów poświęconych tej tematyce z pewnością wyróżnia się „Anna tysiąca dni” – brytyjska wysmakowana produkcja z Geneviève Bujold i Richardem Burtonem w rolach głównych. Nakręcony w 1969 roku obraz do dziś zachwyca rozmachem, kostiumami i wiernym oddaniem kolorytu epoki. Stanowi również jeden z najlepszych filmowych portretów głównej bohaterki – Anny Boleyn, kobiety, która świadomie zanegowała z góry przypisaną jej rolę. Zamiast stać się kolejną przelotną miłostką kochliwego króla, Boleyn postanowiła podjąć polityczną grę, zatrząsnęła posadami całej monarchii i zapłaciła za to własną głową.
„Anna tysiąca dni” – brytyjskie kino w rozkwicie
„Anna tysiąca dni” to film, który należy do nurtu wysokiej klasy brytyjskich dramatów historycznych, jakie powstawały na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. Angielskie wytwórnie zasilone przez amerykański budżet produkowały wówczas niesłychanie atrakcyjne tytuły, wyróżniające się wspaniałą scenografią, dbałością o kostiumy, plastykę obrazu, a także wybitnym aktorstwem. Filmy o dynastii Tudorów i Stuartów były przeznaczone dla wymagającego widza, stąd szczególną wagę przykładano do scenariusza, realiów historycznych i pięknych, literackich dialogów.
W cyklu historycznym oprócz „Anny tysiąca dni” powstały również tytuły takie, jak „Oto jest głowa zdrajcy” (1966) Freda Zinnemanna, „Maria królowa Szkotów” (również w reżyserii Charlesa Jarrotta) i „Sześć żon Henryka VIII” (1972) Warisa Husseina. Aktorka wcielająca się w królową Elżbietę w pierwszym z wymienionych filmów, Glenda Jackson, stworzyła potem wybitną (nagrodzoną statuetką Emmy) kreację królowej w miniserialu telewizyjnym „Królowa Elżbieta”.
Do tematu małżeństwa Anny Boleyn z brytyjskim władcą często powracają współczesne seriale, w kinie głośnym tytułem były zaś „Kochanice króla” z 2008 roku z gwiazdorską obsadą. Film z Natalie Portman, Scarlett Johansson i Erikiem Baną zaprezentował jednak bardzo jednostronny wizerunek angielskiej władczyni jako kobiety całkowicie bezwzględnej i bezdusznej.
„Anna tysiąca dni” – historia o namiętności i władzy
Fabuła „Anny tysiąca dni” odzwierciedla znane z przekazów historycznych, interesujące dzieje związku Henryka VIII z piękną Anną Boleyn. Młoda dwórka żony brytyjskiego władcy, Katarzyny Aragońskiej, pewnego dnia zwraca uwagę rozwiązłego króla, który czyni wszystko, by, dziewczyna jak najszybciej znalazła się w jego łożu. Sprytna Anna, znając jednak smutną historię swojej siostry Katarzyny, której romans z Henrykiem skończył się narodzinami nieślubnego dziecka i rychłym porzuceniem kochanki, próbuje na wszelkie sposoby uniknąć podobnego scenariusza. Nie chce być jedynie zabawką w rękach rozpustnego mężczyzny, zwłaszcza, że jest szczęśliwie zakochana w przystojnym młodzieńcu. Kiedy jednak staje się jasne, iż nawet kardynał Thomas Wolsey (Anthony Quayle) wspiera niecne zamiary króla, Anna postanawia wykorzystać namiętność Henryka, by stać się prawowitą królową.
Kiedy do wielkiej polityki wkroczy namiętność, skutki zwykle wymykają się spod kontroli. Pozornie niegroźny romans, jak wiadomo, ostatecznie doprowadził do zerwania Anglii z papiestwem i śmierci wielu wybitnych umysłów, które nie poddały się presji despotycznego monarchy, jak na przykład sir Tomasz More. W królestwie polskim tego typu historie, choć nie z tak dramatycznymi skutkami, również się zdarzały. Wystarczy wspomnieć głośne przez wieki małżeństwo Zygmunta Augusta z Barbarą Radziwiłłówną, które doprowadziło kraj niemal na skraj wojny domowej.
„Anna tysiąca dni” – wybitny kinowy portret Anny Boleyn
„Anna tysiąca dni” to film, który urzeka epickim obrazem szesnastowiecznej Anglii. Trudno nie docenić doskonale skomponowanych kadrów, oddających przepych brytyjskiego dworu. Wyraziste barwy, bogactwo dekoracji i pieczołowicie zrekonstruowane kostiumy z epoki (zasłużony Oscar) robią wrażenie niemal wyjętych z malarskich pejzaży. Wystawne uczty, bale, polowania, a więc cała oficjalna strona funkcjonowania pałacu zostaje tu zestawiona z tajemnicami kryjącymi się w alkowie. W jaskrawym świetle kwiecistych ogrodów bohaterowie prezentują się zupełnie inaczej niż w przygaszonym blasku świec sypialni. Wszystko zdaje się tu mieć podwójne oblicze, pod maską kurtuazji, religijnych i patriotycznych frazesów kryją się zupełnie ludzkie, a czasem po prostu niskie instynkty.
Na pierwszym planie są jednak przede wszystkim doskonale rozpisane charaktery. Niemal każda z postaci tego dramatu wypada fascynująco. Irene Papas jako zdradzona i poniżona Katarzyna Aragońska wzbudza współczucie, John Colicos w roli przebiegłego i działającego z chirurgiczną precyzją Tomasza Cromwella przeraża, a William Squire, czyli filmowy Tomasz More, oddaje godność, z jaką wielki myśliciel znosi swój tragiczny los. Najważniejsza jest jednak królewska para dramatu.
Richard Burton, niezwykle doświadczony w kreowaniu wielkich postaci historycznych, stanął na wysokości zadania i potrafił obronić swojego, bądź co bądź, mającego niewiele atutów bohatera. Historycy od wieków zastanawiają się bowiem, co takiego musiał mieć w sobie Henryk VIII, że potrafił zjednywać sobie serca młodziutkich arystokratek. Odpowiedź wskazująca jedynie na jego bogactwo i absolutną władzę jest niewystarczająca w świetle tego, co czekało niemal każdą kolejną kandydatkę na końcu romantycznej historii. Angielski monarcha Richarda Burtona nie jest już pierwszej młodości, bywa okrutny, egoistyczny i porywczy, ale gdy składa miłosne wyznania, nie ma sobie równych. Kiedy kocha, kocha na zabój i zdobywa swoją wybrankę w iście królewskim stylu. I nawet jeśli jego uczucia są nietrwałe, stanowią niekłamaną obietnicę wiecznego szczęścia.
Geneviève Bujold, młoda kanadyjska aktorka, była doskonałym wyborem do roli Anny Boleyn, którą pierwotnie miała zagrać Elizabeth Taylor. Bujold nie tylko zachwyciła świeżością i urodą, ale także stworzyła na ekranie niezwykle złożony portret swojej bohaterki. Na oczach widza Anna przechodzi metamorfozę od radosnej, zainteresowanej uciechami życia dziewczyny do wytrawnej politycznej figury. Potrafi być uroczo niewinna, by za chwilę stać się uwodzicielska, przebiegła lub okrutna. Jej postać nie zastyga jednak w żadnej z tych póz, ale nieustannie nimi żongluje. Aż do końca – kiedy widzimy ją w celi śmierci, oglądającą przez okno wznoszony dla niej szafot.
Gdy spadają wszystkie maski, odarta z królewskiej tiary i purpury, Anna okazuje się przede wszystkim kobietą i matką. W ostatnich scenach zyskuje rysy tragiczne, kiedy, aby zachować tron dla swojej córki Elżbiety, wybiera śmierć. Boleyn bezpowrotnie traci miejsce w chlubnej historii – jej panowanie ogranicza się jedynie do nietrwałej władzy nad niestałym męskim sercem, co podkreśla na wpół czuły, na wpół ironiczny, a z pewnością znaczący tytuł „Anna tysiąca dni”.
Prawdziwa władza przypadnie w udziale dopiero jej dziecku, dlatego w finale oglądamy wzruszającą scenę z kilkuletnią dziewczynką, samotnie przemierzającą królewskie ogrody. Jej przydługa sukienka, wydaje się całkowicie przygniatać wątłą, dziecięcą sylwetkę, to znak rodowego ciężaru – zarazem błogosławieństwa i przekleństwa, które zaciąży nad losem Elżbiety i jej kraju.
Literatura:
“Kino epoki nowofalowej”, pod red. T. Lubelskiego, I. Sowińskiej i R. Syski, Kraków 2015.