„Bob i Carol i Ted i Alice” i seks
Tytuł: „Bob i Carol i Ted i Alice”
Tytuł oryginalny: „Bob & Carol & Ted & Alice”
Rok produkcji: 1969
Reżyseria: Paul Mazursky
Obsada: Natalie Wood, Robert Culp, Elliott Gould, Dyan Cannon i inni
Seks w wielu środowiskach nadal pozostaje tematem tabu. Kiedy pod koniec lat 60. XX wieku, w Stanach Zjednoczonych wybuchła rewolucja obyczajowa, do której w duże mierze przyczyniło się wykoncypowanie i rozpowszechnienie tabletki antykoncepcyjnej, społeczeństwo nabrało zupełnie innego podejścia do spraw związanych z intymnością i współżyciem. Poza zmianą poglądów modyfikacji uległa przede wszystkich hierarchia wartości – do głosu zaczęli dochodzić reprezentanci nowych ideologii, co nie podobało się ówczesnym orędownikom poprawności, ponieważ sądzili, iż tak drastyczne ewolucje dotyczące sfery seksualnej spowodują całkowity upadek moralności.
Coraz głośniej dyskutowano o problemie współżycia pozamałżeńskiego, ponieważ na początku lat 60. XX wieku, na zachodnich uczelniach uczęszczający tam studenci i studentki nie mogli zajmować tego samego pokoju w akademiku ze swoimi sympatiami, chyba że ich związki zostały wcześniej prawnie usankcjonowane, ale takie przypadki były bardzo sporadyczne. Dopiero wraz z końcem wspomnianej dekady złagodzono przepisy do tego stopnia, że młodzi ludzie mogli mieszkać razem pod jednym dachem. Bardzo ważną rolę w promowaniu nowych przekonań wobec seksualności odegrała w tamtym okresie kultura popularna, a magazyny „Cosmopolitan” i „Playboy” – skierowane głównie do samotnych kobiet i mężczyzn – propagowały stanowisko, że dziewczyna nie potrzebuje sformalizowanego związku, by być szczęśliwą, a chłopak może śmiało uprawiać seks bez zobowiązań.
Debiut reżyserski amerykańskiego twórcy – Paula Mazursky’ego – „Bob i Carol i Ted i Alice”, jest doskonałym przykładem na to, że kino było bardzo pochłonięte ówczesnym problemem wyzwolonej cielesności, a estetyka, jaką zaprezentowano w filmie – nieco psychodeliczna, nosząca znamiona popkultury dzieci kwiatów – w sposób bezbłędny oddała klimat tamtej epoki.
„Bob i Carol i Ted i Alice” i zarys fabuły
Bob Saunders jest doświadczonym reżyserem filmów dokumentalnych. Pewnego dnia, w towarzystwie swojej uroczej żony – Carol, udaje się do zamkniętego ośrodka położonego wśród leśnych term, w celu zrealizowania kolejnej produkcji. Małżeństwo jest świadkiem nowatorskiej terapii grupowej, gdzie guru z należytym pietyzmem mówi do wszystkich zgromadzonych: „Nie mów mu, co myślisz, tylko co czujesz”. Po pewnym czasie Bob i Carol zostają podstępem włączeni do tego procederu, a kiedy po powrocie do swojej posiadłości, w Los Angeles, konfrontują wrażenia z parą swoich najbliższych przyjaciół – Tedem i Alice Hendersonami, mówiąc im, że nie należy ukrywać swoich prawdziwych uczuć, sprawy między całą czwórką przybierają zaskakujący i zabawny obrót.
„Bob i Carol i Ted i Alice” i kontrkultura
Amerykański reżyser – Paul Mazursky, w swoim debiucie fabularnym wykazał się nie lada odwagą, ponieważ – mimo drastycznego złagodzenia cenzury – zrealizował produkcję naprawdę zdecydowaną i na próżno szukać w amerykańskiej filmografii z tamtego okresu podobnych dzieł. Już samo otwarcie obrazu, gdzie uczestnicy sesji, w jakimś bliżej nieopisanym obłąkaniu, wykrzykują w stronę swoich respondentów komunikaty pełne pretensji, z miejsca przykuwa naszą uwagę. Należy również wziąć pod uwagę fakt, że okres rewolucji seksualnej spopularyzował wiece tego typu, jednak dla przeciętnego mieszkańca Europy Wschodniej – zwłaszcza obywatela Polski – taka inicjatywa była czymś enigmatycznym.
Sam początek filmu to i tak najbardziej poprawna część kompozycji Paula Mazursky’ego. Kiedy główni bohaterowie – już na swoim domowym gruncie, w Los Angeles – podejmują rekreacyjną aktywność, objawiającą się paleniem marihuany za pośrednictwem fajki, a nie w formie klasycznego skręta, w umysłach Boba i Carole, czyli tych zharmonizowanych z obecnie panującą modą, następuje coraz większe rozluźnienie, jednakże u ich przyjaciół, nieco konserwatywnych – Teda i Alice, ten pułap mentalny wydaje się w dalszym ciągu nieosiągalny. Podobnie ma się sprawa podczas wypadu do kultowego klubu nocnego w centrum miasta, gdzie państwo Saunders, poprzez swój dystans i akceptację aktualnych trendów, wydają się być rówieśnikami bawiących się młodych ludzi, natomiast małżeństwo Hendersonów, głównie jego damska połowa, nie są w stanie wkomponować się w tę imprezową pulsację.
„Bob i Carol i Ted i Alice” i zdrada
Film „Bob i Carol i Ted i Alice” w reżyserii Paula Mazursky’ego jest nie tylko zabawną historią poruszającą między wierszami zagadnienia kontrkultury, ale przede wszystkim obrazem opartym na przeświadczeniu, iż istoty ludzkie nie są monogamiczne. Kiedy Bob wraca do domu po kilkudniowej nieobecności spowodowanej obowiązkami służbowymi, z miejsca wyznaje Carole, że zdradził ją z dwudziestoletnią asystentką pracującą na planie zdjęciowym. Reakcja jego żony jest bardzo daleka od tego, czego oczekiwał po tak dramatycznym wyznaniu. Para dochodzi do konsensusu, twierdząc że był to tylko niezobowiązujący seks, a prawdziwa miłość, jaką darzą się oboje, jest silnym i trwałym fundamentem ich wieloletniego związku. Sytuacja przybierze nieco inny obrót, kiedy to Bob zasiądzie po drugie stronie stołu i zastanie kochanka swojej żony w ich sypialni.
Zniesmaczona całą sytuacją – Alice, w dalszym ciągu nie będzie wykazywać zrozumienia dla pary swoich najbliższych przyjaciół, lecz Ted – zaniedbywany przez nią seksualnie – zaczyna wykazywać podobne poglądy, co „nowocześni” Bob i Carole, a spotkanie w samolocie z niezwykle atrakcyjną, obcą kobietą przełamie tę erotyczną stagnację. Zespół aktorów, wcielający się w ten chwilami niekompatybilny kwartet, zagrał tutaj jedne ze swoich najlepszych ról, czego dowodem są chociażby nominacje do Oskara dla Elliotta Goulda (Teda) i fenomenalnej Dyan Cannon (Alice). Natalie Wood i Robert Culp, wcielający się w Boba i Carole Saundersów, dali równie wyborne kreacje i aż dziwi fakt, że zostali pominięci przy tych ekskluzywnych nagrodach.
„Bob i Carol i Ted i Alice” i szczęście
Debiut fabularny Paula Mazursky’ego jest nie tylko filmem przełamującym tabu czy ozięble podchodzącym do monogamii, ale przede wszystkim oryginalną opowieścią o dążeniu do szczęścia i zrozumienia w związku. W omawianym obrazie twórcy w bardzo dosłowny sposób komunikują nam, że seks nie musi być związany z miłością, a jego funkcja prokreacyjna już dawno temu uległa dezaktualizacji. Człowiek nie po to został wyposażony przez naturę w pożądanie, aby tłamsić je na każdym kroku i w konsekwencji czuć seksualny niedosyt, lecz powinien w miarę możliwości dawać jak najszybszy upust swoim popędom. Brzmi to mało wstrzemięźliwie, ale zaręczam Wam, że scenariusz autorstwa Paula Mazursky’ego i Larry’ego Tuckera został tak niebanalnie skonstruowany, że zdecydowana większość odbiorców zrozumie przesłanie, z jakim zostawią nas autorzy.
„Bob i Carole i Ted i Alice” jest piękną wysublimowaną pocztówką końca lat 60. XX wieku, a dzięki jazzowej partyturze Quincy’ego Jonesa i piosence „What the World Needs Now” – autorstwa Burta Bacharacha i Hala Davida, której dźwięki słychać w scenie finalnej, możemy w pełni poczuć ten unikalny „kwiatowy” klimat i oddać się w objęcia swoich partnerów wraz z nadejściem napisów końcowych. Paul Mazursky stworzył niezwykle unikalny film, daleki od standardów Hollywood, a mimo to Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej uhonorowała obraz czterema nominacjami do Oskara – poza wcześniej wspomnianymi Elliottem Gouldem i Dyan Cannon wyróżniono scenarzystów oraz operatora – Charlesa Langa, bo choć większość ujęć została zarejestrowana w zamkniętych pomieszczeniach, to ich jakość jest dziełem sztuki.
Bibliografia:
Ebert R., „Bob & Carole & Ted & Alice”,[dostęp: 12 maja 2022], rogerebert