Greta Garbo – najsłynniejsze zdjęcia gwiazdy
Greta Garbo stała się legendą kina w dużej mierze dzięki swojej zjawiskowej Twarzy, o której Mauritz Stiller powiedział, że „taka zdarza się raz na stulecie”. Nie chodziło tu jedynie o piękno fizyczne, ale o nadzwyczajną zdolność wyrażania emocji, która powodowała, że szwedzka aktorka stawała się dla odbiorcy znakiem tego, czego dokładnie oczekiwał. Nie bez powodu do historii kina przeszła jej słynna kwestia wypowiedziana w jednym z filmów: „Nie ma we mnie nic. Weź mnie i uczyń, jaką mnie pragniesz”. Posągowe rysy pięknej Skandynawki mogły jednak zachwycić publiczność dzięki świetnej pracy jej słynnych fotografów. To oni odkryli przed światem oblicze boskiej Grety.
Greta Garbo uwieczniona na słynnych fotografiach
„Wszystkie fotografie mówią: Memento mori. Robiąc zdjęcie, stykamy się ze śmiertelnością, kruchością, przemijalnością innej osoby lub rzeczy. Właśnie dlatego, że wybieramy jakąś chwilę, wykrawamy ją i zamrażamy, wszystkie zdjęcia stanowią świadectwo nieubłagalnego przemijania” – pisze Susan Sontag. Słowa te wydają się szczególnie podkreślać wrażenie, jakiego doznajemy, oglądając zjawiskowe zdjęcia Grety Garbo. Są one świadectwem jej monumentalnego piękna, które zdaje się tym bardziej uderzać widza, że należy już do bezpowrotnej przeszłości. Fotografie boskiej Grety emanują niewytłumaczalnym urokiem, powodującym, że jej fizyczność odsyła do jakiejś innej rzeczywistości. Melancholijne spojrzenie, rysująca się na twarzy zaduma, ulotny grymas ust – to wszystko nadaje wizerunkowi gwiazdy metafizyczną aurę. Z tego właśnie zasłynęła: być może jako jedyna aktorka w historii kina nadała erotyzmowi ponadnaturalną głębię.
Wiadomo, że Greta Garbo nie znosiła Hollywood i nie cierpiała swojej sławy. Jej największym pragnieniem było zachować swoją prywatność tylko dla siebie. Bardzo szybko stała się gwiazdą i posmakowała gorzkich stron popularności. Do końca udało jej się jednak zadanie niemal niemożliwe: pozostała sobą. Zadziwiające jest, że ta niezwykle wrażliwa i niechętna do publicznego pokazywania się aktorka, z ogromną chęcią pozowała do tysięcy portretów. Niektórzy biografowie widzą w tej postawie Garbo przejaw skopofilii, czyli pragnienia bycia obserwowaną. Jeśli jednak chciała pokazać się światu, to tylko na swoich warunkach: gdy grała, nie pozwalała wchodzić na plan nikomu obcemu i często wymagała postawienia specjalnych parawanów zasłaniających wykonywaną przez nią scenę. Swobodnie czuła się również sam na sam z fotografem. Jej stosunek do pozowania polegał na nawiązywaniu niemal sensualnej więzi z aparatem. Legendarne zdjęcia Garbo nie powstałyby jednak bez wspaniałych fotografów, z których każdy ukazał nieco inne oblicze piękności z dalekiej Północy.
Greta Garbo – Arnold Genthe odkrywa melancholię aktorki
Być może nie byłoby kariery Grety Garbo gdyby nie jej pierwsze amerykańskie zdjęcia autorstwa Arnolda Genthe. Gdy dziewiętnastoletnia szwedzka aktorka przypłynęła do USA wraz z Mauritzem Stillerem, wytwórnia MGM zupełnie nie interesowała się losem przybyszów ze Skandynawii. Dopiero fotografie wykonane Garbo przez Goenthe’a i opublikowane w „Vanity Fair” zelektryzowały hollywoodzki świat. Z pochodzenia Niemiec, doktor filologii na uniwersytecie w Jenie, po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych postanowił zająć się zdjęciami. Sławę przyniosły mu oryginalne pejzaże Chinatown, chińskiej dzielnicy San Francisco. Po osiedleniu się w Nowym Jorku robił portrety wielkim gwiazdom. Gdy latem 1925 roku w jego studiu zjawiła się Garbo, fotograf wiedział, że to najprawdziwszy materiał na gwiazdę.
Zdjęcia Garbo wykonane przez Genthe’a są całkowicie pozbawione hollywoodzkiego stylu i w pewnym sensie niepodobne do późniejszych portretów aktorki. Wyglądają na zrobione niemal bez przygotowania. Garbo ma włosy w lekkim nieładzie, a na jej twarzy brak charakterystycznego makijażu. Tym, co skupia uwagę widza, są natomiast niemal hipnotyzujące oczy, ręce i szyja modelki. Genthe po raz pierwszy pokazał w fotografii to, co przedtem zauważył w aktorce Mauritz Stiller: nieokreślone uduchowienie, które pojawiało się, gdy stawała przed obiektywem. Spojrzenie Garbo zdaje się być skierowane gdzieś poza sferę materialną, na zdjęciach jest zadumana i refleksyjna, a ręce modelki, jak powiedział Genthe „wyrażają nastrój jej duszy”. Garbo przypomina tu wielkie szwedzkie muzy artystów okresu dekadencji, jak na przykład słynna Dagny Juel.
Garbo i portrety Edwarda Steichena
Jedne z najpiękniejszych zdjęć zrobił Garbo Edward Steichen i to w wyjątkowych okolicznościach. Fotograf wykorzystał sześciominutową przerwę pomiędzy ujęciami na planie filmu „Żar miłości”. Aktorka nie zmieniła nawet filmowego stroju, a jedynie zarzuciła na ramiona czarny szal i po prostu usiadła na krześle. Aby ukryć fryzurę wykonaną do kręcenia kolejnych scen, zebrała włosy do tyłu i zasłoniła je dłońmi, co dało niesamowity efekt. To Garbo poważna, z posągową twarzą, niemal bez uśmiechu – doskonała bogini wpatrzona w obiektyw. Na tych zdjęciach widać tak charakterystyczną dla aktorki nostalgiczną naturę, swoisty smutek współgrający z jej ekranowym melodramatycznym wizerunkiem.
Steichen wykonał Garbo tylko dziewięć – jakże doskonałych i urzekających – zdjęć. Pochodzący z Luksemburga fotograf zaczynał jako malarz, a w swojej fotograficznej karierze słynął z eksperymentów świetlnych. Odmienił styl zdjęć reklamowych, wykorzystując dekoracyjność i rolę kompozycji. Później zasłynął z promowania fotografii artystycznej i zorganizował słynną wystawę „Family of Man”.
Greta Garbo i jej nowa twarz
Ruth Harriet Louise to fotografka, która ukazała światu zupełnie nowe oblicze boskiej Grety, co ciekawe, zupełnie odmienne od melancholijnej dziewczyny z Północy. Portrety jej autorstwa powstawały w latach 1926 – 1929. Były to często zdjęcia promujące nieme filmy gwiazdy. Na fotografiach Louise Garbo nie jest poważną i monumentalną ikoną, ale ma niezwykle młodzieńcze, dziewczęce oblicze. Wiele zdjęć prezentuje aktorkę radośnie roześmianą, zupełnie wolną od dręczącej tajemniczości.
Ruth Harriet Louise była jedną z pierwszych hollywoodzkich fotografek, zatrudnianą przez MGM do 1930 roku, kiedy wyszła za mąż i zrezygnowała z kariery zawodowej. Prawdopodobnie na odmienny sposób pozowania modelki wpłynęła płeć Louise i fakt, że obie były rówieśnicami. Porozumienie między nimi było zatem nieco inne niż w wypadku pozostałych fotografów.
Greta Garbo jako kobieta-sfinks
Najważniejszym fotografem Garbo był z pewnością Clarence Sinclair Bull. Zatrudniony przez MGM został jej wiernym portrecistą. Zrobił aż 4000 słynnych zdjęć boskiej Grety. To wspaniałe fotografie promujące jej najważniejsze filmy. Współpracowali od 1929 roku aż do końca jej kariery. Bull tak opisał gwiazdę:
„Wystarczyło tylko oświetlić twarz i czekać. I obserwować.[Była] najłatwiejsza do fotografowania ze wszystkich aktorek, nie miała złego profilu, można ją było fotografować ze wszystkich stron – najbardziej skłonna do współpracy gwiazda, z jaką pracowałem.”
Bull oprócz ikonicznych zdjęć Garbo promujących jej największe role, stworzył jedno z najsłynniejszych portretów Garbo jako kobiety-sfinksa, który nawiązuje do modernistycznej metafory niebezpiecznej, zagrażającej mężczyźnie kobiecości. Sfinks to symbol niezgłębionej tajemnicy, ale też seksualnej władzy nad męskimi żądzami. Bull po prostu nałożył na fotografię egipskiej piramidy twarz Garbo.
To właśnie wymienieni fotografowie współtworzyli legendę boskiej Grety Garbo. Po zakończeniu kariery najbardziej znane zdjęcia gwiazdy wyszły spod ręki Cecila Beatona, fotografa brytyjskiej rodziny królewskiej, z którym łączył aktorkę długi nieokreślony związek. Gwiazda jednak nigdy nie wybaczyła mu, gdy opublikował jej prywatne zdjęcia wykonane przy okazji sesji do paszportu. Drugim ciosem dla Garbo była premiera jego dzienników, w których zdradził intymne szczegóły ich relacji, najprawdopodobniej zresztą zmyślone. Pojednali się dopiero niedługo przed śmiercią Beatona.
Literatura:
S. Sontag, “O fotografii”, przeł. S. Magala, Kraków 2009.
B. Paris, “Garbo. Abdykacja królowej”, przeł. M. Mazan, Warszawa 2007.