„Irlandczyk” – emerytura gangstera

Irlandczyk film

 

Tytuł: Irlandczyk (The Irishman)

Rok produkcji: 2019

Reżyseria: Martin Scorsese

Obsada: Robert De Niro, Joe Pesci, Al Pacino, Bobby Cannavale, Anna Paquin, Stephen Graham i inni

 

Irlandczyk Martina Scorsese to film celowo skomponowany z najbardziej ikonicznych fragmentów kina gangsterskiego. Obraz można jednak czytać nie tylko jako hołd dla starego Hollywood. Scorsese przywołuje dawne konwencje, by pokazać niejako dalszy ciąg wszystkich historii o gangsterskim bossie – by przyjrzeć się mu u schyłku życia, w domu spokojnej starości, podczas ostatniej spowiedzi.

 

Powrót starego Hollywood

Irlandczyk to film, w którym Scorsese powraca do ulubionego tematu, wykorzystując wszystkie swoje najlepsze pomysły. Od początku nie ma wątpliwości, że to dzieło właśnie tego reżysera. Pod względem narracyjnym najbardziej przypomina Chłopców z ferajny i Kasyno. Mamy tu do czynienia z charakterystycznym dla Scorsese nerwowym rytmem akcji, w pełni podporządkowanej subiektywnej wizji bohatera. Historia jest tak długa, że widz musi uważać, by nie pogubić się w wątkach skomplikowanej intrygi.

Główny bohater filmu to tytułowy Irlandczyk, Frank Sheeran, który u kresu życia, w domu starców, opowiada historię swojej mafijnej działalności. Widzimy, jak kierowca kradnący przewożone mięso stopniowo wchodzi w struktury mafijne i wspina się po kolejnych stopniach „awansu”. Wraz z jego pozycją zmienia się również stopień trudności powierzanych mu zleceń: od kradzieży przechodzi do niszczenia mienia, a wreszcie do brutalnych zabójstw.

Historia nabiera tempa i rozkręca się niczym pędząca karuzela i kiedy wydaje się, że już nic w tej branży nie może zaskoczyć bohatera, Sheeran otrzymuje zlecenie, które zdecydowanie różni się od innych. Czy wpłynie ono na psychikę mafiosa? Oto jedno z kluczowych pytań, które Scorsese zadaje w całej swojej twórczości, nieustannie stawiając bohaterów w świecie pełnym przemocy i przyglądając się ich reakcjom na eskalację zła.

Film Irlandczyk recenzja

W roli głównej musiał wystąpić Robert De Niro, aktor, którego Scorsese odkrył i wylansował w Ulicach nędzy (1973), a następnie obsadzał we wszystkich swoich wielkich filmach: Taksówkarz (1975), Wściekły byk (1980) czy Chłopcy z ferajny (1990). De Niro otwiera plejadę wielkich gwiazdorów kina gangsterskiego. Wystąpiły tu bowiem takie legendy, jak Harvey Keitel, Joe Pesci i Al Pacino, który po raz pierwszy zagrał u Scorsese.

Ten ostatni już samą swoją osobą przywołuje oczywiście trylogię Ojca chrzestnego. Irlandczyk zręcznie nawiązuje zresztą do obrazu Francisa Forda Coppoli, na przykład w formie przewijającej się słynnej muzyki czy spinającego film motywu ślubu córki potężnego gangstera, na który jadą bohaterowie. Film zawiera odwołania również do innych klasyków rewidujących mit gangstera, jak np. radykalny Pulp Fiction Quentina Tarantino.

No i oczywiście nie mogło się obyć bez Nowego Jorku. Scorsese to przecież wielki piewca tego miasta, począwszy od Taksówkarza przez New York, New York (1977) z Lizą Minnelli po Gangi Nowego Jorku (2002).

Podwójny dystans do opowieści gangstera

Irlandczyk to jednak film, w którym Scorsese buduje podwójny dystans do filmowej opowieści. Po pierwsze, bierze w nawias gangsterski świat, co zresztą czynił konsekwentnie już w Chłopcach z ferajny czy w Kasynie. Po drugie zaś reżyser wyraźnie przetwarza klasyczne motywy kina gangsterskiego i estetyki noir. Jeśli chodzi o dystans wobec przedstawianej historii, tworzy go przede wszystkim wyraźna konwencja pierwszoosobowej narracji głównego bohatera.

W Irlandczyku poznajemy świat oczami Sheerana i widzimy tylko tyle, ile sam zechce nam opowiedzieć, a on celowo przemilcza i przeinaczana pewne fakty. W opowieści istnieją zatem pewne luki: nie wiemy na przykład wiele o rodzinie bohatera, mimo że deklaruje on, iż odgrywa ona w jego życiu ważną rolę.

Ponadto taki zabieg powoduje, że świat przedstawiony, podobnie jak życie głównego bohatera, staje się niesłychanie hermetyczny: nie istnieje żadna rzeczywistość poza mafią. Podkreślają to dodatkowo liczne sceny odbywające się w zamkniętych wnętrzach: mieszkaniach, sklepach czy pensjonatach. Scorsese podkreśla zatem, że nie identyfikuje się z systemem wartości bohatera – całkowicie oddaje mu głos i przedstawia jego wizję świata, a ocenę pozostawia widzom.

Irlandczyk Netflixa recenzja

Drugim piętrem dystansu jest zaś w Irlandczyku ironiczne przetworzenie konwencji gatunku. Oglądając film, miałam nieodparte wrażenie, że podkreśla to już sam zabieg komputerowego odmłodzenia głównych bohaterów. Dziwaczny efekt tego procesu świetnie wpisuje się w pastiszowo-parodystyczną wypowiedź filmu na temat świata gangsterów i samego kina gangsterskiego. Mafiozi wbrew wykreowanemu przez popkulturę wizerunkowi nie są tu bowiem wcale piękni i młodzi. Wrażenie to potęgują pojawiające się na ekranie informacje o dacie i okolicznościach śmierci poszczególnych bohaterów. Otrzymujemy je już w momencie wprowadzania postaci do akcji, co tworzy ironiczny komentarz do ich domniemanej wielkości, która jawi się jako mała nieznacząca chwila nieuchronnie zdążająca do tragicznego finału.

„Słyszałem, że malujesz domy”

Ponadto pastiszowy wydźwięk w Irlandczyku posiadają liczne intertekstualne nawiązania do innych filmów, ale też komizm wynikający z absurdalności języka i sytuacji. Już w pierwszych zdaniach, które wypowiada Frank, mamy okazję poznać specyficzny, absurdalny slang, jakim posługują się ludzie mafii. Zdanie „Słyszałem, że malujesz domy”, mające oddać istotę brudnej gangsterskiej roboty, staje się swoistym lejtmotywem całego filmu. Świetnie też obrazuje komiczną enigmatyczność tego języka, którego do końca nie rozumieją nawet sami jego użytkownicy. Nie służy on również jasnej komunikacji pomiędzy członkami mafijnego klanu, co podkreśla niezwykle komiczna sytuacja, gdy Sheeran zostaje poproszony o pośredniczenie w negocjacjach pomiędzy Jimmym Hoffa (Al Pacino) a przywódcami mafii.

Co więcej, język ten zyskuje swoistą autonomię i sam wytwarza figury lęku bohaterów. Kiedy na przykład ma zostać wykonana jakaś zaskakująca egzekucja, zlecający argumentują, że tak zdecydowała „sama góra”. Kim jednak jest owa góra? Gdy Frank zadaje to pytanie Russellowi Buffalino (Joe Pesci), stojącemu przecież na samym szczycie mafii, ten odpowiada, że to „góra” stoi za zabójstwem prezydenta Kennedy’ego. Język staje się tu zatem narzędziem tworzenia spiskowej wersji dziejów i paranoicznej wizji świata, gdzie niemal jak u Franza Kafki, zagrożenie czai się wszędzie i nie wiadomo, kiedy i z jakiego powodu można popaść w niełaskę i po prostu zniknąć bez śladu. Specyficzna gangsterska mowa staje się tym samym metodą mitologizacji mafijnych przywódców, nadaje im bowiem niemal boskie atrybuty, i właśnie, jako taka, zostaje w filmie zdemaskowana i sparodiowana.

The Irishman film recenzja

Irlandczyk – Gangster na emeryturze

Scorsese nie ogranicza się jednak do pastiszowego komentarza na temat kina i własnej twórczości. Irlandczyk to film, który wnika w psychikę bohatera znacznie głębiej niż poprzednie mafijne obrazy reżysera. Nie pokazuje bowiem tragicznego końca bohatera jak początkowo sugeruje to w Kasynie ani jego ucieczki z mafijnego kręgu, by stać się „nikim” jak w Chłopcach z ferajny. Sheeran szczęśliwie dożywa sędziwego wieku i spokojnie czeka na śmierć w domu starości. Nic się nie dzieje, nikt nie próbuje go zlikwidować, a paradoksalność jego sytuacji najlepiej oddaje zaskoczenie Franka, gdy dowiaduje się, że jego dawnego prawnika nie zabił nikt z mafii, ale po prostu zmarł na „zwykłego” raka.

W tym momencie jednak, podczas ostatniej spowiedzi, otwierają się wielkie pytania filmu o rzeczywistą kondycję gangstera, który całe życie lawirował w świecie ciemnych interesów i brutalnych zabójstw. Czego żałuje? Co zyskał, a co stracił? To właśnie dla tych konkluzji warto przebrnąć przez niesłychanie długi i stylistycznie nierówny seans. Zaciekawienie, przeplata się ze znużeniem, a komizm z tragizmem – jak w każdym życiorysie człowieka osiągającego sędziwy wiek. I myślę, że Irlandczyk nie poprzestaje tylko na owych finalnych pytaniach. Widok gangstera na emeryturze, a zwłaszcza jego relacji z córkami, które boleśnie uświadamiają mu złudzenia, w jakich egzystował, zdaje się dawać pewne niełatwe odpowiedzi. Jego własne odpowiedzi. A może odpowiedzi Martina Scorsese, starego mistrza kina, który zaczyna podsumowywać swoje dzieło?

Avatar photo

Agnieszka Czarkowska-Krupa

Redaktor Naczelna i Wydawca portalu Oldcamera.pl, dr nauk humanistycznych UJ, autorka książki "Paraboliczność w polskiej prozie historycznej lat 1956 – 1989" (Semper, 2014). Współautorka i redaktorka książki “Twarze i maski. Ostatni wielcy kochankowie kina” (E-bookowo, 2021). Miłośniczka kina i literatury. Pisała w książkach zbiorowych: "Podmiot w literaturze polskiej po 1989 roku. Antropologiczne aspekty konstrukcji", pod red. Żanety Nalewajk, (Elipsa, 2011) oraz "Etyka i literatura", pod red. Anny Głąb (Semper, 2014). Ma na swoim koncie prestiżowe publikacje dla Polskiej Akademii Nauk (“Ruch Literacki”), artykuły w czasopismach naukowych (“Tekstualia”, “Zeszyty Naukowe KUL”), periodykach artystycznych (“FA-art”) i w portalach internetowych. Pracowała jako wykładowca akademicki w Instytucie Mediów i Dziennikarstwa w Wyższej Szkole Teologiczno-Humanistycznej, gdzie pełniła również funkcje promotora i recenzenta prac dyplomowych. Prywatnie mama Sebastiana i Olgi.