Konie w galopie – zestawienie pamiętnych filmowych szarż

Jedną z funkcji kina jest dostarczanie widzom emocjonujących doświadczeń. Można to robić na różne sposoby. Sama publika jest również podatna na różnorakie bodźce. Jedni lubią strzelaniny, pościgi i bijatyki, drudzy miłosne uniesienia, a na jeszcze innych działają piękne ujęcia połączone z odpowiednią muzyką. Jednym z elementów, które od dziecka budziły u mnie szybsze bicie serca, były za to sceny szarż. Mam tu na myśli zmasowany atak kawalerii na polu bitwy podczas trwania potyczki. Czasy się zmieniają i być może dzisiaj już epatowanie tematyką wojenną oraz romantyzowanie żołnierskiego życia nie mieści się we współczesnych trendach, lecz dla mnie nadal widok rozpędzonych jeźdźców należy do jednych z najbardziej imponujących sekwencji, jakie ma do zaoferowania kinematografia.

Przypadków takich jednak zdarza się coraz mniej. Wpływ na to ma na pewno zmiana nastawienia w stosunku do najważniejszych aktorów wszelkich szarż, czyli koni. Kiedyś filmowcy nie przejmowali się zbytnio ich losem, stosując często barbarzyńskie metody celem uzyskania zamierzonych efektów. Obecnie, w erze cyfryzacji, reżyser może sobie po prostu zażyczyć stworzenia wirtualnych zastępów kawalerzystów i pomnożyć je metodą kopiuj wklej. Dlatego wybierając najlepsze moim zdaniem szarże w historii, musiałem cofnąć się do nierzadko odległej przeszłości.

Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, czyli „Krzyżacy”

wielkie bitwy kinowe - krzyżacy

Zacząć chciałbym od własnego podwórka. W czasach PRL-u kręcenie filmów historycznych, mających na celu pokrzepienie serc, wzbudzenie ducha patriotyzmu oraz obrzydzenie odwiecznego wroga było na porządku dziennym. Powszechnie praktykowano to w całym bloku wschodnim, nie tylko u nas. My kreśliliśmy dzieła o złych Niemcach, a tacy Rumuni na przykład o złych Turkach. Jeśli chodzi o polskie podwórko, to przez lata bezsprzeczną palmę pierwszeństwa dzierżyli “Krzyżacy” w reżyserii Aleksandra Forda. Jest to jedna z najbardziej kasowych rodzimych produkcji, a w kinie widziało ją ponoć ponad 30 milionów Polaków. Z tego, co udało mi się zauważyć, obecnie nie cieszy się już taką popularnością, a wytyka mu się archaizm oraz historyczne nieścisłości. Przyznaję, że dla młodych pokoleń obraz może się wydawać nieco dziwny i teatralny. Dla mnie, czyli człowieka wychowanego na starym kinie, jest to jednak niedościgniony wzór, a wspomniany wcześniej archaizm sprawia, że film nabiera quasi dokumentalnego charakteru.

Ma się po prostu wrażenie przeniesienia w czasie i obserwowania prawdziwych wydarzeń. Ta swoista siermiężność i surowość wyczuwalna jest także w kulminacyjnej sekwencji produkcji, a mianowicie w bitwie pod Grunwaldem. Od najmłodszych lat był to mój ulubiony moment, na który czekałem cały seans. Napięcie wzrastało wraz ze zbliżaniem się szarży polskiej jazdy, a najlepszym fragmentem pozostaje odśpiewanie hymnów przez obie armie. Zawsze przechodzą mnie wtedy ciarki. Teraz już wiem, że prawdziwa bitwa wyglądała zgoła inaczej, na przykład nie brała w niej udziału żadna piechota. Ukazany szyk kawalerii również nijak ma się do ówczesnych zwyczajów. Mimo to widok rozpędzonych koni i zakutych w stal rycerzy pozostaje jedną z lepiej nakręconych potyczek, jakie widziałem. Prawdziwie majestatyczny finał godny narodowej epopei.

Waterloo razy dwa

Kolejne dwie pozycje okupują dwie szarże z tego samego filmu. Chodzi tu mianowicie o włosko-radziecką produkcję z 1970 roku zatytułowaną “Waterloo”. Jak się nietrudno domyślić ten dramat historyczny jest kinowym przedstawieniem słynnej bitwy z okresu wojen napoleońskich. Obraz ukazuje wydarzenia, jakie doprowadziły do tej słynnej potyczki oraz sam jej przebieg. Zajmuje on sporą część czasu ekranowego i jest jednym z najwierniejszych odzwierciedleń zbrojnej potyczki, jakie można znaleźć w kinie. Efekt ten osiągnięto między innymi dzięki wykorzystaniu ogromnej liczby statystów. W produkcji wystąpiło 15.000 statystów, których głównym źródłem była radziecka armia. Widok rozstawionych na polu walki zastępów żołnierzy to naprawdę niezapomniany widok, tworzący monumentalne wrażenie. Biorąc pod uwagę rosnący stopień użycia technologii cyfrowej, trudno oczekiwać, by było nam dane w przyszłości doświadczyć podobnej skali realizmu. W trwającej cały dzień bitwie miały miejsce dwa pamiętne ataki konnicą, które przeszły do historii. I oba znalazły się w dziele reżysera Sergieja Bondarczuka. Ponieważ obie szarże miały swoją wagę oraz zostały ukazane w bardzo efektowny sposób, uznałem, że zasługują na wspólne uwzględnienie.

wielkie bitwy w filmie - Waterloo 1970

Pierwsza z nich to atak ciężkiej brytyjskiej kawalerii. W filmie położono zwłaszcza nacisk na natarcie osławionej formacji Royal Scots Greys. Uchodziła ona wówczas za najznamienitszą kawalerię Europy, a jej charakterystyczni jeźdźcy ubrani w czerwone kurtki dosiadający siwych koni wyróżniali się na każdym polu walki. Ich uderzenie na francuskie działa w “Waterloo” w pełni oddaje impet, jaki potrafi osiągnąć zmasowana szarża kawalerii. Twórcy inspirowali się tutaj obrazem Elizabeth Thompson “Scotland Forever!”. Jedno z ujęć stanowi wierne odwzorowanie tego dzieła, będąc bezsprzecznie epickim filmowym doświadczeniem. Ostatecznie szturm Brytyjczyków się załamał, lecz widok dziesiątek koni w szaleńczym pędzie zostaje na trwale w pamięci, stanowiąc nie lada gratkę zwłaszcza dla miłośników scen batalistycznych. Nie inaczej jest z drugim, przedstawionym w filmie, atakiem. Tym razem przypuścili go Francuzi. Jeden z najbardziej doświadczonych dowódców Napoleona, marszałek Ney, mylnie zinterpretował przegrupowanie brytyjskiej armii jako odwrót i zarządził zmasowany atak 9000 jeźdźców, bez żadnego wsparcia.

Gdy Francuzi dotarli do pozycji wroga, okazało się, że czeka tam na nich niemiła niespodzianka w postaci ustawionej w czworoboki piechoty. Konie nie były w stanie sforsować tych najeżonych bagnetami formacji, a ukryci za nimi strzelcy mieli łatwy cel do trafienia. Francuskie natarcie zostało sfilmowane na dwa sposoby. W jednym z nich nieruchoma kamera śledziła konnicę z poziomu pola bitwy. Widz zatem obserwował tylko przemykające w ogromnym tempie zastępy kawalerzystów. Tworzy to niesamowity efekt przelewającej się przez ekran fali kopyt i rozwianych grzyw. Drugi kadr może jeszcze bardziej imponujący to objęcie okiem kamery całego szeregu kilku kolumn jeźdźców z lotu ptaka. Widok ten naprawdę zapiera dech w piersiach i pozwala uzmysłowić sobie jak w rzeczywistości wyglądały takie ataki.

Tylko koni żal – “Szarża lekkiej brygady”

Następna propozycja na liście kultowych filmowych szarż również czerpie swą genezę z historycznych wydarzeń. Do historii Wielkiej Brytanii przeszło wiele pamiętnych potyczek i heroicznych czynów. Na ogół pamięć o nich wpływała także na inne sfery życia jak język czy kultura. Dobrym tego przykładem jest niesławne wydarzenie z okresu wojny krymskiej znane pod nazwą “Szarża lekkiej brygady”, czyli jednym z epizodów bitwy pod Bałakławą. Wskutek szeregu nieporozumień w przekazywaniu rozkazów oddział lekkiej kawalerii przeprowadził frontalny atak na baterię ośmiu rosyjskich armat, co zakończyło się krwawą jatką. Mimo sromotnej porażki ofensywa ta weszła na stałe do brytyjskiej historii stając się symbolem heroizmu i poświęcenia. Zdarzenie to było kilkukrotnie przeniesione na ekran. Nas interesuje wersja z roku 1968. Przedstawia ona wydarzenia, jakie doprowadziły do pamiętnego natarcia. Głównym punktem jest tutaj jednak oczywiście sam atak. Został on ukazany w bardzo skrupulatny i realistyczny sposób. W początkowej fazie konie znajdowały się w kłusie. Dopiero po pokonaniu pewnej odległości dowódca wydał rozkaz szarży. W tym momencie szeregi oddziału były już mocno przetrzebione w wyniku rosyjskiego ostrzału. Pomimo tego części jeźdźców udało się przebić pod same działa. Nie udało się ich jednak zdobyć, a kawalerzyści zostali szybko zmuszeni do odwrotu.

wielkie bitwy konne w kinie - Szarża lekkiej brygady

Wbrew obiegowej opinii brygada nie została całkowicie rozbita. Odniosła ciężkie straty, jednak nie przestała istnieć. W wyniku szturmu poległo ponad 300 koni, co na pewno może zasmucić każdego miłośnika tych pięknych zwierząt. Filmowa wersja uderzenia nadal robi wrażenie mimo upływu lat. Przede wszystkim udało się twórcom oddać tragizm tego zdarzenia. W dużej mierze dzięki użyciu efektów dźwiękowych widz czuje się jakby był na miejscu, samemu szarżując na pozycje wroga. To, co jest również ujmujące to więź, jaka łączyła żołnierzy z ich rumakami. Niestety wydźwięk bitwy, jak i filmu jest raczej smutny, jednak posiada wartość historyczną jako wierne przedstawienie jednej z najsłynniejszych szarż w dziejach.

Odsiecz pelennorska – “Władca Pierścieni: Powrót króla”

Ostatni szturm, o jakim chciałbym wspomnieć, różni się nieco od pozostałych. Nie pochodzi bowiem z żadnego filmu historycznego ani nie przedstawia prawdziwych wydarzeń. Jest za to w pełni tworem fikcyjnym i pochodzi z dzieła gatunku fantasy. Mowa tu o pamiętnej scenie ataku Jeźdźców Rohanu w bitwie na polach Pelennoru. Do tego niezapomnianego widowiska dochodzi w ostatniej części trylogii Petera Jacksona o losach mieszkańców Śródziemia “Władca Pierścieni: Powrót króla”. Wprawdzie w moim zestawieniu skupiałem się na jak najbardziej realistycznych przedstawieniach działań wojennych, to jednak uznałem, że szturm Rohirrimów spełnia wszystkie wymogi, by móc znaleźć się na liście. Jest to zaiste zjawiskowe połączenie ujęć prawdziwych jeźdźców dosiadających koni z multiplikującym efektem możliwym tylko dzięki zastosowaniu nowoczesnych technik animacji.

I chociaż w kadrach prezentujących natarcie z lotu ptaka jest widoczne, że mamy do czynienia ze sztucznie stworzonym wytworem, to jednak cała sekwencja pozwala przymknąć na ten fakt oko. Reżyser umiejętnie zbudował tu napięcie, poprzedzając szarżę odpowiednim wstępem w postaci pojawienia się armii Rohanu na horyzoncie oraz zagrzewającej do walki przemowie ich przywódcy. Twórcom udało się także uświadomić widzom, jaką siłę stanowiło poprawnie przeprowadzone uderzenie kawalerii. Jej impet był w stanie zmieść z powierzchni każdego przeciwnika, a nieraz już sam widok nadciągających koni mógł wzbudzić trwogę oraz chęć ucieczki. W wypadku “Powrotu króla” usatysfakcjonowani powinni być również obrońcy praw zwierząt, jako że wszystkie upadki rumaków zostały wygenerowane komputerowo. Film wyznaczył zatem nowe standardy w filmowaniu scen batalistycznych. Ofensywa na polach Pelennoru pozostaje ostatnim chyba przedsięwzięciem o takiej skali, jakiego było dane doświadczyć kinomanom na dużym ekranie, do dziś będąc gwarancją ekscytujących wrażeń.

Andrzej Kownacki

Andrzej Kownacki

Z wykształcenia fototechnik. Z zamiłowania kinoman. Większość życia spędził przed ekranem telewizora, oglądając filmy, seriale i teledyski. Fan muzyki lat 70. i 80. Wierzy, że kinematografia może wpływać na ludzi, zmieniając ich postrzeganie świata. Nie ma ulubionego gatunku, ponieważ uważa, że aby naprawdę poznać kino, trzeba oglądać wszystko. Nieobce są mu klasyczne dzieła, ikony popkultury, jak i obskurne produkcje, o których mało kto słyszał. Pisze amatorsko o szeroko pojmowanej kulturze na portalach Wild Weekly i Dziennik Teatralny oraz z przymrużeniem oka na prywatnym blogu.