„Lokis. Rękopis profesora Wittembacha” – nasz człowiek w bestiariuszu
Tytuł: „Lokis. Rękopis profesora Wittembacha”
Rok produkcji: 1970
Reżyseria: Janusz Majewski
Obsada: Edmund Fetting, Józef Duriasz, Małgorzata Braunek i inni
Polskie kino nie słynie z tworzenia udanych horrorów. Mało jest w ogóle w historii prób tworzenia kina spod tego gatunku. Twórcy jakby stronili przez lata od takiej tematyki. Pewnym wyjątkiem wydają się lata 80., kiedy powstało kilka klasycznych już dzieł. Był to okres większych poszukiwań reżyserów, więc również horror doczekał się swoich prób. Potem jednak nastąpił zastój, który trwa w zasadzie do dzisiaj. W ostatnich latach powstało wprawdzie parę projektów, próbujących zaszczepić nurt na rodzimym gruncie, wszystko to są jednak ledwie próby kopiowania zachodnich formatów i jedynie jakieś rodzaje ciekawostek na rynku. Nadal czekamy zatem na rasowy polski horror, który czerpiąc z polskiej tradycji, zawładnąłby wyobraźnią widzów. Jest jednak pewna pozycja, w jakimś stopniu spełniająca te kryteria. Chodzi tu o nieco zapomniany już tytuł z roku 1970 w reżyserii Janusza Majewskiego.
„Lokis. Rękopis profesora Wittembacha” – między mitem a prawdą
Akcja filmu osadzona jest w XIX wieku na terenach dzisiejszej Litwy. Ewangelicki pastor Wittembach (Edmund Fetting) przybywa do majątku hrabiego Michała Szemiota (Józef Duriasz). Ukryty on jest głęboko w litewskiej dziczy pośród lasów i moczar. Nad domostwem unosi się jednak jakaś nieokreślona aura tajemnicy. Pastor odkrywa, że familia skrywa jakiś sekret, a jej historia jest w istocie tragiczna. Wiąże się to z matką hrabiego, która postradała zmysły i jest przetrzymywana w ukryciu. Za jej leczenie odpowiedzialny jest doktor Froebera (Gustaw Lutkiewicz). Jego metody mogą wzbudzać kontrowersje, a historia hrabiny jawi się jako równie podejrzana. Wiele lat temu została ona zaatakowana przez niedźwiedzia. Udało jej się ujść z życiem, lecz popadła w obłęd.
Niedługo później urodziła syna, którego jednak od początku znienawidziła. Według doktora ojcem dziecka był dziki zwierz, zwany w lokalnym języku lokisem. Młody panicz zakochany jest w pannie Julii Dowgiałło (Małgorzata Braunek). Wkrótce dochodzi do zaślubin. Podczas nocy poślubnej panna młoda zostaje w brutalny sposób pozbawiona życia. Plotki i legendy jakoby pan młody miał być legendarnym lokisem i zmieniać się nocami w niedźwiedzia, nabierają znamion prawdziwości, gdy na śniegu odnalezione zostają świeże ślady bestii. Pastor opuszcza majątek. Cały czas jednak dręczą go wątpliwości, czy zbrodni w istocie dokonał zmiennokształtny hrabia, czy wszystko było tylko mistyfikacją doktora.
„Lokis. Rękopis profesora Wittembacha” – nastrojowe kino grozy
“Lokis” to bardzo specyficzny film, który od razu zapadł mi w pamięci. Jego głównym atutem jest atmosfera. Produkcja roztacza gęsty i mroczny klimat niesamowitości i podskórnego niepokoju. Tak jak każdy dobry horror nie pokazuje do końca prawdy. Zakończenie nie jest jednoznaczne, pozostawiając widza w zadumie. Otwarty finał dodaje jedynie seansowi atrakcyjności. Reżyser wychodzi ze słusznego założenia, że mniej znaczy lepiej i korzystniej jest pozwolić wyobraźni widowni samej zapełniać luki po tym, co niedopowiedziane. Te właśnie czynniki decydują o tym, że obraz potrafi nastraszyć. To, co niewidoczne dla oka, jest bowiem najbardziej stymulujące, napędzając spirale strachu. Coś, o czym twórcy współczesnych horrorów zdają się jakby zapominać. Z uwagi na ową tajemniczość oraz ogólny nastrój uważam, że do produkcji bardziej niż termin horror pasuje określenie film grozy.
„Lokis. Rękopis profesora Wittembacha” – dzieło klasyczne
Równie ważną zaletą dzieła Janusza Majewskiego jest bez wątpienia obsada. W jej skład wchodzą dobrze znani i cenieni aktorzy, którzy znajdowali się wówczas u szczytu sławy i formy. Główną rolę powierzono Edmundowi Fettingowi. Ten doświadczony artysta praktycznie w każdej swojej roli potrafił wnieść na ekran sporą dawkę elegancji i jakości. Jego dystynkcja również w “Lokisie” wybija się na pierwszy plan. Aktor cechował się niebywałą charyzmą, której najważniejszą składową był głos. Jego barwa nadawała każdej produkcji, w której grał niezapomnianego wyrazu. Z innych członków obsady warto tu wymienić Józefa Duriasza czy też Małgorzatę Braunek. Ta odznaczająca się niebywałym wdziękiem aktorka również w przypadku “Lokisa” wnosi wiele uroku i kobiecości, co idealnie pasuje do kreowanej przez nią postaci. Jeśli dodamy do tego budującą poczucie niepokoju ścieżkę dźwiękową autorstwa Wojciecha Kilara, to otrzymamy pozycję, która jest silnym kandydatem do miana czołowego polskiego przedstawiciela kina grozy.