Filmy o Indianach – TOP 10 produkcji
Gdy byłem mały, w telewizji często leciały amerykańskie westerny. W nich to dzielni kowboje walczyli między sobą, ale także z Indianami. Mimo że określenie to nadal jest używane i funkcjonuje w powszechnej świadomości, to często się od niego odchodzi na rzecz bardziej konkretnych. Tak samo, jak obraz rdzennych mieszkańców obu Ameryk zmienia się w naszej rzeczywistości, tak samo zmieniał się na kliszy filmowej. Już dawno Indianie nie są tylko przedstawiani jako dzikie zagrożenie dla osadników.
Trend ten zaczął się ujawniać w latach 60. XX wieku i łączyć go można z rozwojem antywesternu, w którym podział na tych złych i dobrych stał się płynny. Od tego czasu powstało wiele obrazów dotyczących tematyki życia, historii oraz kultury rzeczonej grupy, a wśród nich kilka zasługujących na wyjątkową uwagę. Poniżej przedstawiam zestawienie dziesięciu produkcji, które w sposób godny podtrzymują wiedzę o trudnych losach pierwszych Amerykanów, zarówno tych z Północy, jak i z Południa.
Filmy o Indianach
10. “DreamKeeper” (2003)
Zaczynamy od mniej spektakularnej propozycji. Chodzi tu o telewizyjny obraz “DreamKeeper”, który można też postrzegać jako miniserial. Akcja filmu rozgrywa się w czasach współczesnych. Fabuła opowiada o pewnym starszym Indianinie, który czując nadchodzący koniec, po raz ostatni pragnie udać się na tradycyjny indiański zlot pow-wow, jako że pełni tam funkcję “bajarza”. Zadania towarzyszenia mu w tej misji w roli pomocnika podejmuje się jego krnąbrny wnuczek, mający na koncie pewne kłopoty z długami.
„DreamKeeper” to rasowy obraz drogi, w którym stary i doświadczony mężczyzna uczy młodego i narwanego życiowych prawd. Robi to za pomocą indiańskich przypowieść. Są one ukazane w sposób efektowny, stanowiąc fantastyczną odskocznię od tradycyjnej narracji. “DreamKeeper” to idealna pozycja dla wszystkich miłośników mitów i podań Indian Ameryki Północnej i choćby z tego powodu warto się z tą pozycją zaznajomić.
9. „Apocalypto” (2006)
Najbardziej chyba widowiskową pozycją na liście filmów o Indianach jest obraz w reżyserii Mela Gibsona, czyli słynne “Apocalypto”. Obraz przenosi nas w czasy prekolumbijskie i stara się, jako bodajże jedyne dzieło, ukazać nam świat ówczesnych ludzi w sposób ultra realistyczny. Dołożono wszelkich starań, by ukazać w miarę wiarygodnie realia życia Majów. Największe wrażenie robi zastosowanie prawdziwego języka tej wymarłej kultury. Jak to bywa u Gibsona, dopuszczono się też kilku naciągnięć faktów i jednej poważnej pomyłki historycznej. Mimo to “Apocalypto” to jak zawsze u tego reżysera świetna rozrywka i tak należy ją traktować, nie jako dzieło historyczne, ale jako sensacyjną opowieść rodem sprzed kilkuset lat.
8. „Wyraźny motyw” (“Clearcut”, 1991)
Mniej znanym filmem z zestawienia filmów o Indianach jest na pewno “Wyraźny motyw” z 1991 roku, w reżyserii polskiego twórcy Ryszarda Bugajskiego. Akcja tego obrazu rozgrywa się współcześnie i dotyczy konfliktu wielkiej firmy zajmującej się wycinką drzew, z lokalnymi mieszkańcami o indiańskich korzeniach, próbującymi powstrzymać ten proceder. Mediatorem w tym konflikcie ma być pewien adwokat, który jednak nie potrafi osiągnąć zadowalających obie strony rezultatów. Na miejscu bohater poznaje Arthura (Graham Greene), należącego do lokalnej milicji. Mężczyzna wpada na pomysł, by porwać szefa korporacji wycinającej drzewa.
Zabiera przy tym ze sobą wspomnianego prawnika. Obraz opowiada o trudnym temacie ciągłych konfliktów białego człowieka z rdzennymi mieszkańcami Ameryki, w tym wypadku konkretnie Kanady. Prawa Indian nadal są tam łamane, co sprawia, że wiedzeni gniewem nie boją się oni użyć ostatecznych środków. Film jest połączeniem dramatu obyczajowego kina akcji, ale też odrobiny nadnaturalnego horroru. Istnieją bowiem poszlaki wskazujące na to, iż Arthur jest w istocie “Wisakedjakiem” czyli duchem z indiańskich legend.
7. „Ostatni Mohikanin” (“The Last of the Mohicans”, 1992)
“Ostatni Mohikanin” to zgodnie z tytułem jeden z ostatnich wielkich obrazów opowiadających o trudnych relacjach Indian z białym człowiekiem, mogący się poszczycić taką popularnością oraz uznaniem. Film to epicka opowieść drogi, która kładzie nacisk głównie na bliskie relacje rodzinne. Mamy tu do czynienia z dwoma braćmi i ich ojcem, którzy podejmują się zadania przetransportowania dwóch białych kobiet przez dzikie, leśne ostępy. Grupa staje się tam celem ataku wrogiego plemienia Huronów. Dochodzi do licznych konfrontacji, a bracia dzielnie walczą z przeważającym wrogiem. Dochodzi do tego mocny wątek romantyczny pomiędzy głównym bohaterem, a jedną z eskortowanych dziewcząt. „Ostatni Mohikanin” oferuje rozrywkę na wysokim poziomie zarówno dla męskiej, jak i żeńskiej części publiki i stał się szybko klasyczną pozycją w nurcie kina przygodowego.
6. „Człowiek zwany Koniem” (“A Man Called Horse”, 1970)
“Człowiek zwany Koniem” to jeden z bardziej znanych przykładów kina opowiadającego o konfrontacji białego człowieka z rdzennymi mieszkańcami Ameryki Północnej. Główną rolę w filmie gra Richard Harris, wcielający się w rolę brytyjskiego arystokraty eksplorującego dzikie granice wczesnego Dzikiego Zachodu. Zostaje on porwany przez pewne plemię Indian, którzy początkowo traktują go niczym tytułowego konia. Ma on status zwierzęcia i musi wdrapywać się po drabinie hierarchii nowej społeczności. Kulminacyjnym momentem jest tu próba Słońca.
Sekwencja ta to jedna z najsłynniejszych scen w kinie ukazującym codzienne życie Indian i ich zwyczaje. Droga bohatera pełna jest wyrzeczeń i cierpienia, lecz ostatecznie kończy się sukcesem, mimo że jej finał naznaczony jest bólem rozstania. “Człowiek zwany Koniem” to dziś prawdziwa klasyka gatunku, pokazująca, że w tamtych czasach wspólna egzystencja cywilizacji białego człowieka z pierwszymi narodami była w praktyce niemożliwa.
5. „Czarna suknia” (“Black Robe”, 1991)
Jednym z mniej rozpoznawalnych filmów na liście produkcji o Indianach jest “Czarna szata” z 1991 roku. Obraz opowiada o pewnym jezuickim misjonarzu, który udaje się w niebezpieczną podróż z grupą pielgrzymów i towarzyszących im nawróconych Indian. Ich celem jest odległa osada, w której mają objąć rządy. Niestety po drodze stają się ofiarą ataku bezwzględnego plemienia i cała eskapada idzie w rozsypkę. Produkcja wyróżnia się nienagannym, bardzo wiarygodnym aktorstwem oraz surowym stylem.
Jest też przy okazji dość brutalna w wymowie i nie oszczędza widzom widoku wszelkich okropieństw, jakich ofiarami stają się pielgrzymi. Film stanowi mocny głos sprzeciwu wobec uszczęśliwiania na siłę ludzi, którzy od wieków mają swój ustalony porządek świata i sposób życia. Pokazuje też, że indoktrynacja religijna mija się z celem, jeśli jej fundament jest całkiem niezrozumiany.
4. „Zabawa w Boga” (“At Play in the Fields of the Lord”, 1991)
Jednym z bardziej współczesnych oraz bardziej dołujących filmów, opowiadających o zderzeniu świata Indian ze światem białego człowieku jest “Zabawa w Boga” z 1991 roku. Ta epicka, w pewnym sensie produkcja, która wyróżnia się czasem trwania i mnogością wątków oraz postaci, jest niczym policzek wymierzony w proces chrystianizacji ludów pierwotnych. Akcja kręci się wokół rodziny misjonarzy, próbujących nawrócić rdzenne plemiona żyjące w głębokiej dżungli amazońskiej. Istotną zaletą produkcji jest obsada. W głównych rolach występują tu tak uznani aktorzy, jak John Lithgow, Aidan Quinn, Tom Berenger, Tom Waits, Kathy Bates, czy Darryl Hannah.
Reprezentują oni świat Zachodu, niosący z pozoru pozytywne wartości. Problem w tym, że nikt tych wartości nie rozumie, ani nie potrzebuje. Z ich prób nawrócenia tubylców wynikają same tragiczne zdarzenia, ze śmiercią na pierwszym planie. Najbardziej wymowna jest tu scena końcowej konfrontacji w jednej z wiosek, kiedy to z pozoru ucywilizowany indiański tłumacz dokonuje mordu na misjonarzu. Jest to symboliczne ukazanie głębokiego sprzeciwu wobec białej ingerencji w ustaloną kulturę indiańskich wierzeń.
3. „Królewskie polowanie na słońce” (“The Royal Hunt of the Sun”, 1969)
Zostajemy na kontynencie południowoamerykańskim. Na tapetę bierzemy konfrontację hiszpańskich konkwistadorów z rdzennymi mieszkańcami Andów, w postaci plemion inkaskich. “Królewskie polowanie na Słońce” to luźne przedstawienie wydarzeń, do jakich doszło w roku 1530, kiedy to mały oddział żołnierzy pod dowództwem Francisco Pizarro wdał się w śmiertelną grę z inkaskim królem Atahualpą.
W rolę te wcielili się Brytyjczyk Richard Shaw oraz Kanadyjczyk Christopher Plummer. Fakt, że biały aktor gra Indianina nie przeszkadza tu zbytnio, jako że Plummer odegrał swoją rolę brawurowo oraz z charakterystyczną sobie elegancją. Obraz posiada prawdziwie teatralny sznyt. Większość akcji to pałacowe intrygi i dyskusje. Mimo to może dać współczesnym widzom wiele radości swoją niewątpliwą, artystyczną jakością.
2. „Mały Wielki Człowiek” (“Little Big Man”, 1970)
Jednym z ważniejszych antywesternów w historii kina jest nakręcony w 1969 roku “Mały Wielki Człowiek” z Dustinem Hoffmanem w roli głównej. Jest to prawdziwa narodowa epopeja, która ukazuje losy dwóch wojujących narodów z perspektywy jednego człowieka. A jest nim właśnie tytułowy bohater, za młodu porwany i wychowany przez plemię Czejenów. Po latach wyswobodzony trafia pod opiekę białych opiekunów i na nowo uczy się życia. Los rzuca go następnie w centrum najważniejszych historycznych wydarzeń wczesnego USA.
A ponieważ mężczyzna jest poniekąd pół białym, pół Indianinem, nigdy nie jest traktowany jako w pełni swój przez żadną ze stron. “Mały Wielki Człowiek” to przede wszystkim popis relatywnie młodego Dustina Hoffmanna, który wciela się w swoją postać na różnych etapach życia. To także niewątpliwa okazja do poznania wielu zwyczajów i tradycji indiańskich. Innymi słowy, seans dzieła to prawdziwa kopalnia wiedzy i gratka dla wszystkich miłośników kultury pierwszych nacji.
1. „Tańczący z wilkami” (“Dances with Wolves, 1990)
Na liście nie mogło oczywiście zabraknąć epickiego dzieła Kevina Costnera “Tańczący z wilkami”. Film, który zdobył Oscara za najlepszy obraz roku 1991, z miejsca wręcz uzyskał status legendarnego. Opowiada o losach oficera banity amerykańskiej armii, obejmującego pewien oddalony od cywilizacji posterunek wojskowy. To tam właśnie nawiązuje bliskie relacje z pewnym plemieniem rdzennych Amerykanów. Niestety ich los jest już przesądzony, biorąc pod uwagę rozpędzającą się ekspansję białego człowieka.
“Tańczący z wilkami” był dla mnie zawsze filmem pięknym, ale też jednocześnie bardzo tragicznym. Takim, w którym happy end był niemożliwy. Jest to ambitna próba rozliczenia się z własną historią, która jednak pozostała tylko imponującym przykładem sztuki kinematograficznej, oraz słodko-gorzką opowieścią potrafiącą szczerze wzruszyć widza w każdym wieku.