„Billboard” – najmroczniejszy film w polskiej historii

Tytuł: “Billboard”
Rok premiery: 1998
Reżyseria: Łukasz Zadrzyński
Obsada: Rafał Maćkowiak, Andrzej Seweryn, Bogusław Linda, Paweł Kukiz, Justyna Steczkowska, Ekaterina Guseva
Polskie kino lat dziewięćdziesiątych oferowało wiele ciekawych i niekonwencjonalnych pomysłów. Jednym z przykładów był film „Billboard” w reżyserii Łukasza Zadrzyńskiego z 1998 roku. Już od pierwszej sceny dzieło wzbudzało wewnętrzny niepokój, mieszając blichtr świata przesłodzonych reklam ze sferą podziemnego mroku. To produkcja dla ludzi o mocnych nerwach. „Billboard” spotkał się z negatywnymi głosami krytyków, przez co dopiero po latach doceniono kunszt i oryginalne podejście reżysera.
„Billboard” – nowoczesny świat iluzji
Upadek komunizmu, początek ery kapitalizmu zmienił podejście Polaków do biznesu. Lata dziewięćdziesiąte oferowały nowe, wcześniej niedostępne perspektywy. Przez większość PRL-u reklamy telewizyjne stanowiły nikły, niezauważalny element. Państwo starało się kontrolować gospodarkę, ograniczając możliwość większego wyboru. W latach osiemdziesiątych powoli pojawiały się pojedyncze spoty reklamowe, ale dopiero kolejna dekada przyniosła ich prawdziwe zatrzęsienie. W latach dziewięćdziesiątych praca w agencji reklamowej była postrzegana jako zawodowy awans, szczęśliwy traf. Młodzi ludzie pragnęli złapać „fuchę” w reklamie, gdzie mogli szybko zarobić duże pieniądze, przy okazji pnąc się do góry w biznesowej hierarchii. Za takiego człowieka sukcesu można uznać głównego bohatera filmu: „Billboard” – Kubę (Rafał Maćkowiak).
„Billboard” – dobry czas dla Rafała Maćkowiaka
W 1998 roku Rafał Maćkowiak był na fali wznoszącej. Nie byłoby przesadą nazwaniem go ówcześnie „złotym dzieckiem” polskiej kinematografii. W wieku zaledwie dwudziestu trzech lat miał na koncie już kilka głównych ról. Maćkowiak zagrał m.in. w głośnym i mocnym „Gniewie”, gdzie wcielił się w postać brutalnego młodzieńca, natomiast w „Amoku” był dziennikarzem na dorobku, który niespodziewane wkroczył w brudny świat hazardu. Rafał Maćkowiak na początku kariery najczęściej kreował postacie młodych, rezolutnych, często narwanych mężczyzn. Taki jest też Kuba z „Billboardu”. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych do zrealizowania. Bohater idzie pewnie przed siebie, bez żadnych kompleksów, nie bacząc na przeszkody – do czasu.

Film „Billboard” – sztucznie wykreowana rzeczywistość
Kuba otrzymuje zlecenie od swojego szefa (Andrzej Seweryn), ma za zadanie znaleźć dziewczynę z castingu, która w ostatnim czasie zaginęła. Mężczyzna nie zdaje sobie sprawy dokąd owe poszukiwania go doprowadzą. Prowadząc własne „śledztwo”, Kuba poznaje koleżankę poszukiwanej Maszy – Tanię (Jekatierina Gusiewa). Rosjanka przyjechała do Polski szukając szansy na lepsze życie. Pomiędzy Kubą a Tanią z czasem kiełkuje się głębsze uczucie, namiętność.
Łukasz Zadrzyński znający realia pracy w reklamie od podszewki, w swoim debiucie ukazał różne perspektywy tamtejszej rzeczywistości. Mamy tu trochę zabawnych scen (między innymi sekwencje z castingami), które jednak na dalszym etapie zostają zastąpione mrokiem i głęboko skrywanymi tajemnicami. Pracownicy agencji starają się żyć szybko, nadużywają narkotyków, lubują się w drogich imprezach i gadżetach. Sztuczny blichtr, luksus uderzają z ekranów, ale wszyscy wokół wiedzą, że to tylko fasada, której zadaniem jest zmanipulowanie widza.
„Billboard” – drastyczny obraz podziemnych tajemnic
Pod przykrywką castingów do reklam, dyrektorzy agencji poszukują młodych dziewczyn do perwersyjnych i morderczych „zabaw”. Kuba trafia do bardzo brutalnego świata, który wydaje się jeszcze mroczniejszy niż rzeczywistość największych gangsterów. Dziewczyny, które myślą, że zostaną modelkami na dobrych kontraktach, stają się dosłownie „żywym mięsem” dla bogatych i doszczętnie zepsutych biznesmenów oraz ich kolegów, którzy dysponują dużymi środkami finansowymi.

Film momentami eksponuje wysoki poziom brutalności, z tego powodu od początku wywoływał krytykę i mieszane uczucia wśród widzów. Końcowe sceny są przeznaczone dla ludzi o naprawdę mocnych nerwach. Reżyser nie bał się odsłaniać naprawdę mrocznych sfer ludzkich żądz i granic dobrego smaku. Sekwencje w opuszczonych miejscach, w podziemiach miasta, zostały nakręcone w taki sposób, że nawet pusta sceneria z oddali potrafiła wywołać lęk i niepokój.
„Billboard” – aktorstwo, muzyka i montaż w nowej erze
W „Billboardzie” mogliśmy zobaczyć prawdziwy misz-masz aktorski. Wystąpili tu przedstawiciele tzw. starej gwardii w osobach: Andrzeja Seweryna, Bogusława Lindy czy Piotra Fronczewskiego. Natomiast w drugoplanowych kreacjach zatrudniono muzyków: Pawła Kukiza czy Justynę Steczkowską. Kukiz mający już wcześniej (i również później) do czynienia z Dziesiątą Muzą, w swojej roli wypadł przekonywująco, natomiast występ Steczkowskiej można uznać eufemistycznie za poprawny. Na największe brawa zasługuje Andrzej Seweryn jako mroczny, intrygujący szef agencji reklamowej za dnia i krwawy mściciel w nocy.
Pochwały należą się również Mikołajowi Grabowskiemu w roli skorumpowanego policjanta oraz Rafałowi Maćkowiakowi, który w trakcie trwania seansu, zmienia się z beztroskiego młodzieńca w przerażonego i pogrążonego w prowadzonym śledztwie mężczyznę. Podobnie jak inne filmy z analogicznego okresu np. „Gry uliczne”, „Słodko gorzki” czy „Spona”, „Billboard” oferuje oryginalny montaż i alternatywną ścieżkę dźwiękową. Choć montaż momentami bywa chaotyczny, wydaje się, że był to zamierzony efekt, który miał wprowadzić dodatkowy niepokój, strach.

W żadnym stopniu nie zgadzam się z początkową krytyką „Billboardu”. Zdaję sobie sprawę, że poziom brutalności i naturalizmu, które były używane bez zbędnej krępacji, mogły budzić przerażenie, ale pod przykrywką tego całego brudu, tlił się słuszny morał. Film Zadrzyńskiego owiany jest klimatem grozy, niektóre sceny mogą wzbudzać nawet poczucie wstrętu u bardziej wrażliwych widzów. Jednak w mojej opinii ów kontrast dwóch różnych światów ma tu właściwe zastosowanie. Znamienna jest końcowa przemowa postaci granej przez Andrzeja Seweryna: „Oszukujemy ludźmi, pokazujemy świat bez zmarszczek, bez bólu”. Tym jednym zdaniem można podsumować również dzisiejsze „prawdziwe” życia influencerów z social mediów.
Wielka szkoda, że przytłoczony negatywnymi opiniami Łukasz Zadrzyński nie nakręcił już później następnego filmu. Dla mnie „Billboard” to oryginale dzieło, które po seansie zostaje na długo w pamięci. Intrygujący scenariusz, znakomite zdjęcia, ciekawie prowadzona narracja i zaskakujący plot twist. Idealna produkcja na nocny, jesienny seans.
Ocena filmu:
8/10
