„Manchester by the Sea” – wypalona „ziemia jałowa”

Manchester by the Sea

 

Tytuł: “Manchester by the Sea”

Rok produkcji: 2016

Reżyseria: Kenneth Lonergan

Obsada: Casey Affleck, Lucas Hedges, Michelle Williams, Kyle Chandler i inni

 

 

 

 

Nagrodzony dwoma Oscarami „Manchester by the Sea” Kennetha Lonergana to film o różnych obliczach traumy, z jaką wcześniej czy później wszyscy musimy się zmierzyć. Śmierć bliskich, porzucenie czy niszczący nałóg – to wydarzenia, którym bohaterowie filmu stawiają czoła zupełnie nieprzygotowani, bez pewnych recept na przetrwanie. A wszystko to rozgrywa się w zimowej scenerii miasta oczekującego na wiosenne promienie słońca. Jednak jak pisał Thomas Stearns Eliot: „Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień. Wywodzi z nieżywej ziemi łodygi bzu, miesza pamięć i pożądanie, podnieca gnuśne korzenie sypiąc ciepły deszcz.” I mam nieodparte wrażenie, że tytułowy Manchester – dosłownie i w przenośni – staje się tu właśnie Eliotowską „ziemią jałową”, w której wiosną zamiast sadzić kwiaty, grzebie się umarłych.

„Manchester by the Sea” – w oczekiwaniu na pogrzeb

Akcja filmu „Manchester by the Sea” rozgrywa się w amerykańskim mieście nad rzeką Merrimack. Głównym bohaterem opowieści jest młody dozorca, Lee Chandler (Casey Affleck), który pewnego dnia otrzymuje wiadomość o śmierci swojego brata i wraca w rodzinne strony, by zająć się pogrzebem. Wkrótce okazuje się, że Jo (Kyle Chandler), od dawna chorujący na niewydolność serca i spodziewający się najgorszego, starannie przemyślał wszystkie kwestie. W swoim testamencie wyraził pragnienie, by Lee zajął się jego nastoletnim synem Patrickiem (Lucas Hedges).

Wiadomość ta spada na bohatera niczym grom z jasnego nieba. Jak się bowiem dowiemy, Lee zmaga się z nieprawdopodobną traumą sprzed lat, z powodu której nie może zostać w rodzinnym mieście, a także trudno mu wejść w rolę odpowiedzialnego opiekuna. Tymczasem okazuje się, że z powodu zamarzniętej ziemi trzeba czekać z pogrzebem do wiosny. Lee zostaje zatem w mieście, by wszystkiego dopilnować i zająć się swoim bratankiem.

Manchester by the Sea film recenzja

„Manchester by the Sea” – w obliczu traumy

“Manchester by the Sea” to film świetnie skonstruowany pod względem fabularnym. Kennetha Lonergana słusznie nagrodzono Oscarem za przemyślany scenariusz. Pierwsza scena wprowadza najważniejszych bohaterów dramatu: Lee z bratem i jego synem Patrickiem odbywają rejs rodzinną łodzią. Kilka ujęć i krótki dialog wystarczą do nakreślenia rodzinnych relacji: bez wątpienia Patricka łączy z ojcem wyjątkowa więź, a wujkowi zależy na nich obu. Wkrótce dowiemy się, że wyjątkowa rola taty w życiu chłopca jest związana również z faktem, że został porzucony przez matkę-alkoholiczkę, która całkowicie odcięła się od rodziny.

Cała historia w filmie „Manchester by the Sea” jest uporządkowana achronologicznie. Wydarzenia z przeszłości nieustannie mieszają się z teraźniejszością, a filmowa narracja staje się swoistym palimpsestem, odsłaniającym coraz głębsze warstwy traumatycznych wypadków. Poznajemy je z punktu widzenia Lee, który zresztą, jak się okaże, nosi w sobie największy dramat i nieuleczalny ból. Nagrodzony Oscarem i Złotym Globem Casey Affleck zagrał swoją postać niezwykle wiarygodnie. To bohater przygnieciony strasznym poczuciem winy i piętnem niepowetowanej straty. Niemal w każdym jego geście, spojrzeniu czy działaniu czujemy ten wewnętrzny ciężar, który, co ważne, nie jest przerysowany, ale ujmuje realizmem. Lee nie jawi się wcale jako krystaliczna postać bez skazy. W jego postępowaniu można wskazać wiele błędów, sęk jednak w tym, że są one na wskroś ludzkie.

Właściwie każdy z bohaterów „Manchester by the Sea” musi się zmierzyć z ogromną traumą, która wywiera decydujący i oczywiście destrukcyjny wpływ na ich życie. Lee robi wrażenie człowieka całkowicie wypalonego, którego wewnętrzna niezgoda na niesprawiedliwy los znajduje ujście w agresywnym zachowaniu po alkoholu. Mężczyzna chodzi do pubu po to, żeby się upić, a następnie pobić z przypadkowymi ludźmi. W owej agresji można oczywiście dostrzec autoagresję – Lee prawdopodobnie chce, żeby ktoś wreszcie „wymierzył mu sprawiedliwość”. Patrick z kolei odreagowuje porzucenie przez matkę w patologicznych, rozwiązłych relacjach z dziewczętami. Nie chce przywiązywać się do żadnej kobiety, ponieważ nie ufa tej płci, choć jednocześnie bardzo tęskni za miłością. Cios związany ze śmiercią ojca chowa zaś głęboko w sobie pod maską grzecznego, dobrze wychowanego młodzieńca.

Film Manchester by the Sea

„Manchester by the Sea” i Eliotowska “Ziemia jałowa”

Film „Manchester by the Sea” poruszył mnie przede wszystkim swoistą oryginalnością w przedstawieniu znanego i popularnego w kinie tematu. Jest w nim coś, co mocno dotyka widza i przemawia do jego wrażliwości. Już tytuł filmu Lonergana naprowadza na trop przestrzenny: kluczową rolę odgrywa tu mianowicie miasto, portretowane wręcz jako Eliotowska „ziemia jałowa”.

Warto zwrócić uwagę, że najbardziej znaczącym leitmotivem filmu jest zamrożenie, które można rozumieć w sensie dosłownym i metaforycznym. Ciało Joe musi czekać w chłodni na pochówek, zamarznięta jest ziemia, w której ma zostać złożone, i niejako zamrożone są emocje bohaterów. Szczególnie istotny wydaje się moment, kiedy Patrick dostaje ataku paniki, szukając jakiejś potrawy w domowej zamrażarce. W jego umyśle następuje bowiem wyraźne skojarzenie ze zwłokami niepochowanego ojca.

Wiosna, a wraz z nią rozmarzanie ziemi, nie wnosi tu jednak nadziei, a jedynie możliwość pogrzebania zwłok. Podobnie jak w słynnym poemacie Eliota ta pora roku staje się czasem pochówku, którego obrzęd zostaje wyraźnie powiązany z porządkiem wegetacji. Przypominają się słynne frazy z „Ziemi jałowej”: „Najokrutniejszy miesiąc to kwiecień” i „Ten trup, którego zasadziłeś zeszłego roku w ogrodzie,/ Czy zaczął już kiełkować? W tym roku czy będzie kwitł?/ Przymrozek nie zaszkodził? Dobrą ma kwaterę?”. Paralela z utworem tej rangi co dzieło Eliota może wydawać się nieco odległa, a jednak myślę, że jest jak najbardziej uzasadniona. W filmie pojawiają się zresztą inne elementy sztuki wysokiej, jak klasyczna operowa muzyka, nadająca wyraźnie podniosły i poetycki ton kluczowym sytuacjom.

Manchester by the Sea 2016

Wizyta na cmentarzu, w którym spoczywają również ciała innych zmarłych, staje się momentem konfrontacji z traumą i niekoniecznie musi doprowadzić do uleczenia, a przynajmniej nie wszystkich. Przy grobie Joe rozlega się płacz dziecka, to noworodek na rękach Randi (Michelle Williams) – symbol odrodzenia i nowej nadziei. Dla niektórych Manchester na zawsze pozostanie jednak martwą, wypaloną pożarem, ziemią jałową. I ci nie będą mogli w nim pozostać.

Avatar photo

Agnieszka Czarkowska-Krupa

Redaktor Naczelna i Wydawca portalu Oldcamera.pl, dr nauk humanistycznych UJ, autorka książki "Paraboliczność w polskiej prozie historycznej lat 1956 – 1989" (Semper, 2014). Współautorka i redaktorka książki “Twarze i maski. Ostatni wielcy kochankowie kina” (E-bookowo, 2021). Miłośniczka kina i literatury. Pisała w książkach zbiorowych: "Podmiot w literaturze polskiej po 1989 roku. Antropologiczne aspekty konstrukcji", pod red. Żanety Nalewajk, (Elipsa, 2011) oraz "Etyka i literatura", pod red. Anny Głąb (Semper, 2014). Ma na swoim koncie prestiżowe publikacje dla Polskiej Akademii Nauk (“Ruch Literacki”), artykuły w czasopismach naukowych (“Tekstualia”, “Zeszyty Naukowe KUL”), periodykach artystycznych (“FA-art”) i w portalach internetowych. Pracowała jako wykładowca akademicki w Instytucie Mediów i Dziennikarstwa w Wyższej Szkole Teologiczno-Humanistycznej, gdzie pełniła również funkcje promotora i recenzenta prac dyplomowych. Prywatnie mama Sebastiana i Olgi.