„Schody” – na śliskich stopniach prawdy [recenzja]
Tytuł: “Schody” (serial TV)
Rok premiery: 2022
Tytuł oryginalny: “The Staircase”
Obsada: Colin Firth, Toni Collette, Juliette Binoche i inni
Oparty na faktach serial HBO „Schody” jest jak wspinanie się po stromych stopniach prawdy, ponieważ, jak się okazuje, prawda bywa stopniowalna. Przemilczenia i niedopowiedzenia, choć nie są kłamstwem samym w sobie, mogą zupełnie zmienić optykę wydarzeń. Historia znanego amerykańskiego pisarza, Michaela Petersona, którego skazano na dożywocie za zabójstwo żony, zostaje w serialu rozłożona na czynniki pierwsze. Emocjonujący sądowy proces, małżeńskie tajemnice i rodzinny dramat – to wszystko znajdziemy w „Schodach” w wykonaniu tak doskonałych aktorów jak Colin Firth, Toni Collette i Juliette Binoche.
Serial „Schody” – pod powierzchnią ideału
Jest późny grudniowy wieczór 2001 roku. Zrozpaczony Michael Peterson dzwoni na numer alarmowy, prosząc o natychmiastową pomoc dla żony, która właśnie spadła ze schodów i nie daje oznak życia. Na miejscu niezwłocznie pojawia się ekipa ratunkowa, ale niestety okazuje się, że kobieta zmarła. Wkrótce w domu znanego pisarza pojawia się jego dorosły syn, a następnie kolejne dzieci. Ze względu na nietypowe obrażenia kobiety policja decyduje się na zabezpieczenie śladów wypadku, a prokurator wszczyna śledztwo. Niebawem Michael Peterson zostaje oskarżony o zabójstwo małżonki.
To podstawowe fakty, które oglądamy w serialu z coraz to innej perspektywy. W trakcie toczącego się procesu mamy okazję przyjrzeć się bliżej całej rodzinie Petersona. Wspólnie ze swoją żoną wychowywał bowiem piątkę dzieci, w tym córkę z poprzedniego małżeństwa Kathleen i dwie adoptowane dziewczynki. Akcja serialu „Schody” toczy się niespiesznie, pozwalając nam poznać problemy każdego z rodzeństwa i ich wzajemne relacje. Początkowo mamy wrażenie, że Petersonowie to niemal idealna, kochająca i wspierająca się rodzina. Z czasem jednak zaczynają wychodzić na jaw kolejne sekrety i pęknięcia, a perfekcyjny obrazek ulega powolnej erozji.
Tę rodzinną wiwisekcję świetnie podkreśla czołówka serialu, w której widzimy trójwymiarowy model ogromnej rezydencji Petersonów, a w niej wszystkich członków familii. Postaci wydają się uchwycone w poszczególnych kadrach niczym służące do detektywistycznej analizy makiety; niemal każdy ich gest zdaje się mieć ukryte znaczenie. Obserwujemy zarówno samych bohaterów, jak i ich zwielokrotnione lustrzane odbicia, a w tle widnieją tytułowe schody, niosące ze sobą pewną wieloaspektową symbolikę.
„Schody” – gdzie leży prawda?
W toczącym się śledztwie ścierają się różne teorie, a opinie poszczególnych ekspertów zdają się wzajemnie sobie zaprzeczać. Tymczasem finanse Petersona topnieją, a w początkowo zgodnej rodzinie zaczynają się pojawiać nieporozumienia. Jak się okazuje, sam oskarżony jako małżonek ma niejedno na sumieniu, ale czy to stanowi dowód jego winy w oskarżeniu tak poważnej rangi? Co ciekawe, długi, głośny proces rozchodzi się echem w całym świecie i przyciąga uwagę filmowców z Francji, którzy postanawiają nakręcić o Petersonie dokument. W europejskiej ekipie znajduje się między innymi Sophie Brunet (w tej roli Juliette Binoche). Dziennikarka bardzo osobiście angażuje się w sprawę i postanawia za wszelką cenę wyjaśnić to, co się stało.
Serial „Schody” z pewnością wymaga od widza sporej uwagi, wiele rozgrywa się bowiem na poziomie niuansów, spojrzeń i niedopowiedzeń. Narracja na przemian miota nami między sympatią do bohatera a prawdziwą niechęcią do tej postaci. Z pozoru człowiek sukcesu, wrażliwy pisarz, dobry mąż i idealny ojciec może mieć także drugie oblicze. Równie dobrze można zobaczyć w nim wykorzystującego ciężką pracę żony, nieuczciwego, nadmiernie przywiązanego do luksusu mężczyznę. Prawda odsłania się stopniowo, a zbliżając się do niej, mamy wrażenie, że poruszamy się po tytułowych schodach. To, co z dołu wygląda na oczywiste, na kolejnym stopniu, widziane z innej perspektywy jawi się zupełnie odmiennie.
„Schody” – serial ze świetną obsadą
Serial „Schody” ma swoje niedociągnięcia. Moim zdaniem jest nieco za długi i bywa momentami męczący. Odnoszę wrażenie, że czasami brakuje mu wyrazistej dramaturgii, jakiegoś podskórnego nurtu, który porwałby całą narrację i pozwolił jej swobodnie się rozwijać. Być może powodem takiego stanu jest to, że mamy do czynienia z fabułą opartą na faktach, a to zobowiązuje twórców do większej ostrożności i unikania nawet pozorów manipulacji. Ostatecznie jednak serial wyróżnia się na tle innych produkcji. Mamy do czynienia z naprawdę interesującym, oryginalnym scenariuszem i do końca nie wiemy, jaki będzie finał, tej wydawałoby się znanej z prasy historii.
Największym atutem „Schodów” są według mnie wybitni aktorzy. Colin Firth, który zastąpił w swojej roli początkowo typowanego do niej Harrisona Forda, wypada naprawdę przekonująco. Myślę, że duże znaczenie ma jego iście brytyjska prezencja, niezwykle spójna z wizerunkiem wrażliwego intelektualisty. Doskonale oglądało mi się Toni Collette w roli żony Petersona. To piękna, dojrzała aktorka, która łączy w sobie kobiecy urok, siłę i zdecydowanie. O dziwo mniej mnie przekonała Juliette Binoche, ale myślę, że to wina specyficznej roli, jaka przypadła jej w udziale. Ostatecznie jednak serial uznałabym za produkcję udaną i ciekawą, a nade wszystko zmuszającą do refleksji nad nieodgadnioną ludzką naturą.