„Most na rzece Kwai” – antywojenne widowisko
Tytuł: Most na rzece Kwai (The Bridge on The River Kwai)
Rok produkcji: 1957
Reżyseria: David Lean
Obsada: Alec Guiness, William Holden, Sessue Hayakawa, Jack Hawkins, James Donald, Geoffrey Horne i inni
David Lean za sprawą Mostu na rzece Kwai stał się reżyserem wielkich kinowych widowisk. Jego monumentalne, nagrodzone siedmioma Oscarami, dzieło to prawdziwy popis sztuki filmowej, na którą składają się świetnie skonstruowana fabuła, wiarygodni bohaterowie, efektowne zdjęcia i charakterystyczna muzyka. Konstrukcyjna doskonałość filmu współgra zaś z jego wyraźnym przesłaniem: każda wojna „to szaleństwo”.
Most na rzece Kwai – a most stoi do dzisiaj…
Akcja Mostu na rzece Kwai rozgrywa się podczas II wojny światowej, w 1943 roku w Tajlandii. Film został oparty na powieści Pierre’a Boulle’a, byłego jeńca japońskiego obozu jenieckiego. Fabuła koncentruje się wokół budowy linii kolejowej z Malajów do Birmy. Japończycy, którzy prowadzili ofensywę na brytyjskie tereny w Azji, z powodu nieustannych bombardowań swoich pozycji na Morzu Andamańskim, podjęli decyzję o skonstruowaniu drogi lądowej przez dżunglę, umożliwiającej transport broni i żywności z Tajlandii do Birmy.
Budowa kolei birmańskiej była szalenie trudnym przedsięwzięciem. Szczególnie niebezpieczny okazał się odcinek na rzece w pobliżu Kanchana Buri. Wydarzenia przedstawione w Moście na rzece Kwai dotyczą właśnie tego obszaru. Szacuje się, że przy budowie kolei pracowało około 330 tysięcy ludzi, w tym 60 tysięcy jeńców wojennych. Blisko jedna trzecia z nich poniosła śmierć.
Akcja filmu Davida Leana rozpoczyna się w 1943 roku, gdy Japończykom zostało niewiele czasu na zakończenie budowy kolei. Oto do obozu jenieckiego przybywa oddział pułkownika Nicholsona (Alec Guinness), który w Singapurze dostał się do niewoli. Brytyjski dowódca nie chce zaakceptować panujących warunków i domaga się, by zarządzający obozem pułkownik Saito (Sessue Hayakawa) zgodnie z konwencją genewską, nie wykorzystywał oficerów do prac fizycznych.
Obaj równi rangą wojskową przeciwnicy zaczynają prowadzić ze sobą psychologiczną walkę, w której ostatecznie wygrywa pułkownik Nicholson. Upojony swoim moralnym zwycięstwem Brytyjczyk postanawia iść krok dalej: chce pokazać Azjatom, co znaczy cywilizacyjny geniusz Zachodu i wraz ze swoimi żołnierzami wznieść most, który „przetrzyma 600 lat”. Zadowolony z takiego obrotu rzeczy Saito daje Brytyjczykom wolną rękę.
Nicholson z wielkim zapałem przystępuje do przedsięwzięcia. Wkrótce okazuje się, że aby zdążyć, musi zatrudnić do prac fizycznych również swoich oficerów (łamiąc zasady konwencji, o którą tak bardzo walczył), a nawet zaciąga do pomocy chorych ze szpitala.
Tymczasem z obozu ucieka amerykański komandor Shears (William Holden) i cudem przedostaje się do Cejlonu. Po krótkiej rekonwalescencji dowództwo Shearsa wysyła go jednak z powrotem do dżungli, by przeprowadził małą grupę komandosów, którzy mają wysadzić most. Pech chce, że podziwiający swoje dzieło pułkownik Nicholson zauważa podłożone ładunki wybuchowe i wszczyna alarm. Wybucha strzelanina, w której giną wszyscy główni bohaterowie, a padające na ziemię ciało martwego Brytyjczyka odbezpiecza bomby. Most zostaje zniszczony.
Most na rzece Kwai został oparty na prawdziwym epizodzie z czasów II wojny światowej – budowie kolei birmańskiej – nie jest jednak wierny prawdzie historycznej. Most nigdy nie został zniszczony, choć alianci bombardowali go z powietrza. Nigdy nie próbowano też wysadzić budowli z lądu, a co więcej, nikomu nie udało się uciec z obozów w tajskiej dżungli.
Most na rzece Kwai – Konwencja genewska kontra kodeks Bushido
Most na rzece Kwai prezentuje niezwykle interesujące zestawienie psychologicznych portretów. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście postać Nicholsona, fenomenalnie wykreowana przez Aleca Guinessa, słusznie nagrodzonego za swoją rolę Oscarem. Pułkownik jest bohaterem wywołującym u widza na przemian podziw, irytację i antypatię. Poznajemy go jako człowieka honoru, oficera starej przedwojennej gwardii – potrafiącego bronić zasad za wszelką cenę. Podczas jego psychologicznej walki z Saito stopniowo jednak zaczynamy dostrzegać rysy w postawie Nicholsona: czy bowiem obrona litery prawa za cenę ludzkiego cierpienia ma sens? Gdy pułkownik wygrywa ten pojedynek, wydaje się, że jego opór się opłacił.
Zaraz potem Nicholson zdradza jednak niemal chorobliwą ambicję zademonstrowania wrogowi swojej umysłowej wyższości podczas budowy mostu. Co prawda racje zachowania bohatera mają swoje uzasadnienie: dowódca za wszelką cenę chce utrzymać morale swoich żołnierzy, dlatego wyznacza im do wykonania wymagające zadanie. Trudno jednak nie zauważyć, że wznoszenie mostu mającego przysłużyć się do wygranej wroga jest czystą głupotą, a nawet jak sygnalizuje pułkownikowi wojskowy lekarz, może być postrzegane jako zwykła kolaboracja.
Ale i w tym wypadku można próbować bronić postawy Nicholsona: on jest przede wszystkim żołnierzem przyzwyczajonym do ślepego wykonywania rozkazów i postępowania zgodnie z kodeksem. Nie musi myśleć – ma przestrzegać żołnierskich reguł. W tym sensie jakże ironicznego ostrza nabierają słowa Nicholsona skierowane do lekarza, że być może jest on dobrym medykiem, ale „o wojsku musi się jeszcze sporo nauczyć”. Właśnie wojsko jawi się tu jako bezduszny twór zabijający wszelką indywidualność, a więc również samodzielne, krytyczne myślenie. Z drugiej strony brytyjski pułkownik obsesyjnie wierny regulaminowi, sam łamie zasady konwencji genewskiej: gdy wydaje się, że budowa mostu nie zostanie ukończona na czas, nie waha się zatrudnić do prac fizycznych oficerów, a nawet chorych. Jego najważniejszym motywem działania jest zatem mimo wszystko pycha, którą można odczytywać jako symbol brytyjskiego imperializmu.
Antagonistami Nicholsona są w Moście na rzece Kwai pułkownik Saito oraz amerykański komandor. Saito to również postać niezwykle skomplikowana: jawiący się początkowo jako sadystyczny szaleniec, stopniowo zyskuje zrozumienie u widza. Japoński dowódca nie kieruje się bowiem konwencją genewską, ale Kodeksem Bushido (oba te kodeksy stają się zresztą celnym symbolem przeciwstawienia Zachodu i Wschodu). Jeśli nie zbuduje mostu na czas, będzie to dla niego hańba, którą może zmazać jedynie samobójczą śmiercią. Czy zatem środki podjęte przez Saito wydają się całkowicie nielogiczne?
Postawa Amerykanina w Moście na rzece Kwai nie opiera się natomiast na żadnym skodyfikowanym i abstrakcyjnym systemie zasad. Jego dewiza to po prostu pozostać przy życiu. Nie obchodzą go konwencje, a nawet bohaterskie czyny. Do dżungli ponownie wyrusza dopiero pod wpływem szantażu: dowództwo dowiedziało się, że jest szeregowym żołnierzem, który zawłaszczył sobie tożsamość nieżyjącego przełożonego w nadziei na lepsze traktowanie w obozie. Jednak to właśnie Shears wykazuje najbardziej altruistyczną postawę, a nawet heroizm. Pomimo wyraźnych rozkazów nie zostawia na pastwę losu rannego współtowarzysza opóźniającego wędrówkę. W finale historii komandor heroicznie poświęca zaś życie, by ostatecznie wysadzić most. Shears staje się zatem głosem ogólnoludzkich wartości w świecie zawładniętym przez bezduszne zasady.
Most na rzece Kwai – antywojenne widowisko
Trzeba podkreślić, że Most na rzece Kwai to wspaniałe widowisko filmowe, które jednocześnie posiada jednoznacznie antywojenną wymowę. Film powstawał na Cejlonie, ponieważ okolice prawdziwego mostu na rzece Kwai nie są tak efektowne. Od pierwszych scen mamy do czynienia z egzotycznymi plenerami o wspaniałych, wyrazistych barwach. Wrażenie robią także monumentalne, panoramiczne sceny wznoszenia mostu.
Ta rajska, słoneczna sceneria wyraziście kontrastuje z sytuacją jeńców i ich morderczo ciężką pracą. Dysonans ów zostaje świetnie zasygnalizowany w początkowej sekwencji filmu Leana: oto pośród bujnej roślinności oko kamery nagle ześlizguje się na złowieszcze białe krzyże. W ten sposób reżyser buduje klimat zagrożenia – już wiemy, że w środku tego raju czai się prawdziwe zło.
Podobnie jest z filmową muzyką: Marsz pułkownika Bogeya radośnie wygwizdywany przez oddział Nicholsona staje się przewodnim motywem ścieżki dźwiękowej filmu. Melodia ta nieustannie podkreśla swoistą paradoksalność sytuacji brytyjskich żołnierzy w japońskiej niewoli. Co więcej, współgra to z ogólną atmosferą i wymową filmu na pierwszy plan wysuwającą swoistą groteskowość i absurd każdej wojny. Najbardziej lapidarnie przesłanie Mostu na rzece Kwai ujmuje bowiem wojskowy lekarz docierający na pole bitwy, gdzie giną wszyscy przeciwnicy: „Szaleństwo… szaleństwo!”.
Literatura:
A.Garbicz, J. Klinowski, Kino, wehikuł magiczny. Przewodnik osiągnięć filmu fabularnego. Podróż druga 1950 – 1959, Kraków 1987.